Depresja to choroba, o której raczej się nie mówi. W naszym społeczeństwie utarło się, że jest to temat tabu. Jednak ostatnio coraz częściej słyszy się, że znani ludzie zmagają się właśnie z depresją, a nawet przyznają się do niej i publicznie opowiadają o swojej chorobie.
"Jest to wynik pewnej odczuwanej przez nich presji. Wiążą się z tym czynniki zewnętrzne. Ostatnio zmieniła się szeroko rozumiana norma społeczna" - podkreśla prof. Bogdan Wojciszke, psycholog społeczny ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej.
Kiedy Justyna Kowalczyk publicznie wyznała, że zmaga się z depresją cały świat był w szoku. Znana mistrzyni olimpijska, kobieta sukcesu opowiada o czymś, o czym ludzie nie zwykli mówić. Księżnej Kate Middleton po urodzeniu swojego pierwszego dziecka przypisywano depresję poporodową. Wiele osób znanych z mediów nie wstydzi się swojej choroby, udzielając na ten temat wywiadów czy opowiadając o swoich traumach. Jak się okazuje takie publiczne spowiedzi pozytywnie wpływają na nasze społeczeństwo. "Tego typu coming out'y sprawiają, że nasze homogeniczne społeczeństwo staje się coraz bardziej tolerancyjne" - mówi prof. Wojciszke.
Wizyta u psychologa polega na rozmowie, podczas której chory opowiada o swoich problemach. Żeby terapia przyniosła efekt, trzeba otworzyć się przed obcą osobą, jaką jest psycholog. "Mówi się, że prawda uzdrawia. Nie wiemy, ile prawdy jest w tym, do czego faktycznie przyznają się znani ludzie, ale dla tych, którzy się na to zdecydują jest to pewną formą terapii - przyznając się jest im lżej. Chorzy czują się w pewien sposób oczyszczeni. I już nie muszą myśleć o tym, że coś ukrywają" - dodaje prof. Wojciszke.
Jak podaje Światowa Organizacja Zdrowia aż 350 milionów ludzi na świecie cierpi na depresję a każdego roku liczba ta ulega zwiększeniu. Z depresją zmaga się więcej kobiet niż mężczyzn. W najgorszym przypadku choroba może prowadzić do samobójstwa. (PAP)