Według Centrum Rejestrów, liczba mieszkańców rejonu wileńskiego obecnie wynosi 95 400. Tymczasem realnie w podstołecznym rejonie zamieszkuje ponad 100 tysięcy mieszkańców i liczba ta sukcesywnie wzrasta.
– Zgodnie z rozporządzeniem ministra zdrowia wszystkie środki są przyznawane instytucjom lekarskim według liczby ludności. Jednak w rejonie wileńskim, który obsługuje nasza placówka oraz przychodnia w Niemenczynie, realnie zamieszkuje znacznie więcej ludzi, niż oficjalnie się deklaruje. Niestety, do Centralnej Przychodni Rejonu Wileńskiego jest przypisanych zaledwie 47 470 mieszkańców z 18 gmin rejonu i 14 tysięcy obsługuje przychodnia w Niemenczynie. Jeżeli liczba mieszkańców w tych starostwach wynosi 86 647, to oznacza, że aż 39 215 mieszkańców z 18 gmin jest zarejestrowanych w innych placówkach lekarskich, chociaż z powodzeniem mogliby korzystać z usług naszych instytucji i lekarzy rodzinnych – podkreśla w rozmowie z „Tygodnikiem” Vida Žvirblienė, ordynator przychodni rejonowej.
Mieszkańcy rejonu przypisani do placówek stołecznych, praktycznie nie są obsługiwani przez lekarzy rodzinnych w domach, lecz gdy zachorują wyręczają się pogotowiem ratunkowym przychodni rejonowej.
Chociaż rejon wileński coraz bardziej się odmładza (podobnie jak miasto Neringa, gdzie osiedla się najwięcej młodych rodzin), liczba mieszkańców na wsi zmniejsza się. Umieralność, emigracja i utrata przez ludzi statusu osób ubezpieczonych sprawiają, że Centralna Przychodnia Rejonu Wileńskiego, a zwłaszcza należące do niej ambulatoria w poszczególnych miejscowościach rejonu, w ostatnich latach pięknie odnowione i wyposażone, z każdym rokiem tracą coraz więcej pacjentów.
Paradoksalna sytuacja
– W naszej przychodni stabilna liczba pacjentów zachowana jest jedynie kosztem mieszkańców miasta, którzy chętnie się u nas rejestrują. Jednakże obsługa mieszkańców miasta ze względu na bliskość placówki, kosztuje znacznie mniej. Od pewnego czasu bardzo dotkliwie daje o sobie znać problem braku pacjentów przy niektórych ambulatoriach rejonu. Z usług ambulatorium w Ławaryszkach korzysta zaledwie 564 pacjentów, podczas gdy w całym starostwie zamieszkuje 2 603 mieszkańców – ubolewa ordynator przychodni rejonowej, tłumacząc, że według obowiązujących aktów prawnych, nawet działalność punku medycznego jest umotywowana jedynie wtedy, gdy lista pacjentów wynosi ponad 1,5 tysiąca. Gdy sprawa utrzymania nieopłacalnego ambulatorium w Ławaryszkach wyszła na jaw, do samorządu rejonu wileńskiego wpłynął list od mieszkańców z prośbą o niezamykanie placówki medycznej.
– List do samorządu podpisało 44 mieszkańców gminy, lecz, co ciekawe, tylko 14 z nich należy do ambulatorium w Ławaryszkach. Pozostali na stałe są przypisani do przychodni w Nowej Wilejce, gabinetu lekarza rodzinnego V. Staliulionienė oraz innych instytucji. Niezrozumiała jest troska tych ludzi o los ambulatorium. Dlatego w odpowiedzi zapewniliśmy, że na razie placówka nie zostanie zamknięta, ale dalsza jej działalność będzie uzależniona wyłącznie od liczba przypisanych mieszkańców – podkreśla doktor Vida Žvirblienė.
Nadzieja na poprawę
Chcąc naprawić sytuację od 16 października do kwietnia przyszłego roku w ambulatorium w Ławaryszkach zostanie zatrudniony jeszcze jeden lekarz (na razie z powodu braku pacjentów lekarz rodzinny pracuje tutaj tylko 2 godziny dziennie), aby mieszkańcy mieli wybór. Jeżeli w ciągu pół roku sytuacja nie ulegnie zmianie, samorząd rozważy możliwość zmiany statusu tej placówki.
Według głównego lekarza rejonu wileńskiego, podobna sytuacja zaistniała również w Mariampolu i Mickunach. Problem braku pacjentów, który w znacznym stopniu ogranicza normalne funkcjonowanie lokalnych placówek lekarskich rejonu wileńskiego, m.in. był tematem spotkania kierownictwa przychodni rejonowej, władz samorządowych ze starostami 22 września.
– Starostom powinno zależeć na tym, aby dla wygody mieszkańców na swoim terenie mieć publiczną placówkę leczniczą, tym bardziej, że wszystkie są uporządkowane i utrzymywane z budżetu przychodni i samorządu rejonu wileńskiego – podkreśla rozmówczyni gazety.
Ćwierć etatu dla lekarza…
Lekarz rodzinny otrzymuje wypłatę według liczby zarejestrowanych do niego mieszkańców. Zgodnie z rozporządzeniem ministra zdrowia, w ramach etatu lekarz rodzinny powinien obsłużyć 1550 pacjentów. Ponieważ zaś opłaty za usługę lekarza rodzinnego różnią się w zależności od wieku pacjenta (najdrożej – 110,9 euro w rok – kosztuje obsługa medyczna dzieci do 1 roku życia, od 1 do 4 lat – 63,4 euro, od 7 do 17 lat – 32 euro, pacjentów od 50 do 65 lat – zaledwie 35,94 euro, ponad 65 lat – 41 euro itd.), wynagrodzenia lekarzy są bardzo zróżnicowane. Dlatego, aby lepiej zarobić, lekarze rodzinni przychodni rejonowej przeciętnie mają pod opieką nawet ponad 2 tys. mieszkańców, chociaż wydłuża to, tak znienawidzone przez nas, kolejki.
Według pani Žvirblienė, utrata pacjentów pociąga za sobą również wiele innych problemów. Im mniej przypisanych pacjentów, tym mniej środków placówka otrzymuje i mniej zatrudnia lekarzy oraz personelu, skraca się czas pracy ambulatorium czy gabinetu lekarza rodzinnego. Zwiększa się liczba wezwań pogotowia ratunkowego, brakuje pieniędzy na utrzymanie nierentownych placówek, a inne nie chcą ich wspierać finansowo, toteż te, mniej opłacalne, stoją przed zagrożeniem zmiany swego status quo.
– Jeżeli do ambulatorium należy 500 pacjentów, to lekarz rodzinny pracuje zaledwie 2 godziny dziennie, ćwierć etatu, a to pogarsza dostępność do usług medycznych. Jeżeli 39 215 mieszkańców rejonu wileńskiego rezygnuje z obsługi lekarskiej na miejscu, to oznacza, że jesteśmy zmuszeni do zrezygnowania ze stworzenia 26 etatów lekarzy rodzinnych, którzy sprawnie pracowaliby w naszym rejonie – podkreśla kierowniczka przychodni rejonowej. – Jeżeli ludzie chcą, żeby placówka medyczna działała bliżej ich domów, to muszą ją po prostu wesprzeć. My się staramy, ale i ludzie muszą się postarać – apeluje do mieszkańców rejonu Vida Žvirblienė.
Chory system?..
Ponieważ brakuje lekarzy na wsi, przychodnia rejonu wileńskiego z własnych środków uiszcza im opłaty za dojazd do miejscowości wiejskich. Aby zapewnić młody narybek lekarzy specjalistów na połowę z samorządem pokrywa koszty studiów studentom – rezydentom.
Kierownictwo przychodni rejonowej ucieka się do różnych sposobów, aby problemów było mniej, ale nie udaje się ich całkowicie wyeliminować, bo dziedzina ochrony zdrowia, jak zaznacza pani Žvirblienė, wymaga bardzo dalekowzrocznych i mądrych rozwiązań „na górze”. Tymczasem instytucje nadrzędne propozycje dotyczące bardziej sprawnej organizacji pracy instytucji lekarskich pierwszego kontaktu, zbywają wymijającymi pismami. A lekarze w ciągu jednej godziny muszą przyjąć co najmniej 5 pacjentów, bo takie są zalecenia resortu zdrowia, wypełnić góry rozmaitych dokumentów, w tym również świadczyć usługi socjalne – na przykład wydawać zaświadczenia o zwolnieniu lekarskim, poświęcać sporo czasu pacjentom, których mogłaby przyjąć i wysłuchać dobrze wykształcona pielęgniarka. Wszystkie te zabiegi, które nie przekładają się na realną poprawę stanu zdrowia naprawdę chorego człowieka, na pewno wydłużają i tak niemałe kolejki pod gabinetami, a więc bardziej psują krew niż pomagają wyleczyć.
– Ważnym naszym problemem są źle realizowane programy prewencyjne, zwłaszcza dotyczące zapobiegania chorób nowotworowych, które pacjenta nic nie kosztują. Wysyłamy do naszych mieszkańców SMS ze swoich środków, zapraszamy do skorzystania z możliwości poddania się badaniom, ale ignorują nasze apele. A gdy pojawiają się naprawdę poważne problemy, zaczyna się poszukiwanie winnych: kto jest odpowiedzialny za to, że zbyt późno wykryto raka?.. – stwierdza Vida Žvirblienė i dodaje swoje życzenie dla mieszkańców: „Dbajcie i szanujcie swoje zdrowie!”.
Kierownictwu przychodni rejonowej sen z powiek spędzają bezpodstawne wezwania pogotowia ratunkowego. Zdaniem zastępcy ordynatora przychodni rejonowej lekarz Natalii Keczinej, pogotowie ratunkowe powinno być wzywane tylko w nagłych przypadkach, jako konieczna pomoc medyczna. Niestety, ludzie nagminnie nadużywają tej możliwości, dzwoniąc po karetkę pogotowia nawet wtedy, gdy zapomną wypić lek na nadciśnienie lub w ogóle zaniedbują leczenie chorób przewlekłych.
Osoby przypisane do placówek lekarskich rejonu wileńskiego powinny pamiętać, że w dni świąteczne i godziny wolne od pracy, w przypadku nagłej choroby u dzieci całodobowo mogą się zwracać do Państwowego Szpitala Dziecięcego w Santaryszkach, zaś u dorosłych – do szpitala na Antokolu.
Irena Mikulewicz
"Tygodnik Wileńszczyzny"
Komentarze
A ta staruszka szla bym na emereture i jechala do Turcji :)
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.