Tytuł aż nadto wymowny, że i nie warto byłoby nawet dalej czytać, bo i tak wiadomo, że autorka cały spór o model i przyszłość szkół mniejszości narodowych redukuje do jakiejś bliżej nieokreślonej akcji przedwyborczej, choć nie wiadomo, przed jakimi wyborami. Te najbliższe są bowiem dopiero na jesieni przyszłego roku.
Ponadto widnokręgi polityczne działaczki liberałów też nie są zbyt szerokie. Powiedziałbym nawet, że są nazbyt zawężone, bo gdzie nie spojrzy, wszędzie widzi tylko AWPL, której to partii, wiadomo, polityką zajmować się nie wolno, a już obroną interesów swych wyborców tym bardziej. To prawo Mackiewicz rezerwuje tylko swej rodzimej partii, która do spółki z konserwatystami wie lepiej, jaka ma być sieć szkolnictwa mniejszości narodowych w stolicy. Stąd pewnie forsuje tzw. reorganizację, nawet wbrew zaleceniom Rządu i Sejmu, które to nadrzędne instytucje odroczyły proces akredytacji szkół na dwa lata. Intencją posłów było to, by samorządy jeszcze raz pochyliły się nad spornymi przypadkami i nie forsowały reorganizacji wbrew intencjom i aspiracjom zainteresowanych wspólnot. Tymczasem nowe stołeczne władze czynią to w najlepsze. Dwukrotnie już przegrały w sądach z „Mickiewiczówką", ale w odwecie pewnie postraszyły trochę „Syrokomlówkę" policją na anonimowy donos.
Teraz czas na „Lelewela" przyszedł, najstarszą powojenną polską placówkę oświatową w Wilnie. We wszystkich przypadkach władze zachowują się jak słoń w składzie z porcelaną. Depczą, niszczą, rozbijają. Pozwalają sobie na niedopuszczalne wręcz zachowania. Bo czy nie kwalifikuje się na mobbing zachowanie wicemera Benkauskasa, który dzwoni do dyrektor szkoły i składa propozycję: „Otrzymacie to swoje gimnazjum pod warunkiem, jeżeli zwolnicie pomieszczenia dla szkoły litewskiej". I cóż ma rzec na taką propozycję nie do odrzucenia dyrektor, która jest służbowo bezpośrednio podległa wicemerowi. Postawić się swemu szefowi? Powiedzmy w tym miejscu otwarcie. Szkoła „Lelewela" otrzymała wreszcie szansę na akredytację nie dzięki dobrej woli liberałów czy konserwatystów, tylko dzięki odwadze swego kierownictwa, rodziców, dobrej organizacji akcji protestacyjnych i nagłośnieniu sprawy w mediach. To tylko dzięki postawie tych ludzi pojawiła się też możliwość odwołania uchwały rady, by nie formować w tej szkole klas 11. i 12.
Liberałowie zresztą raz już pokazali, na co ich stać, forsując nową wersję Ustawy o oświacie. Było to ich dziecko. Wyhołubione, aczkolwiek pochodzące z nieprawego łoża. Zaświadczyli o tym mianowicie eksperci Rady Europy z Komitetu Doradczego, którzy ustawę uznali za „dyskryminującą" mniejszości narodowe, gdyż stawia w nierównej sytuacji absolwentów szkół mniejszości narodowych i szkół z państwowym językiem nauczania. Gdy o tym samym wielokrotnie mówiło się autorom ustawy w Sejmie, od rzeczy pletli różne farmazony w rodzaju ulg przy ocenach. Oto cała merytoryczna postawa liberałów, którzy nawet komitet partyjny powołali, niebędący, oczywiście, żadnym projektem politycznym. Posiłkują się w tym komitecie ludźmi pokroju Garšvy czy sławetnej dyrektor szkoły z Dziewieniszek, jaka zasłynęła z tego, że do spółki z brunatnymi działaczami Panki organizowała obozy Bałtów w rejonie solecznickim, na których obiecywano każdemu wyszorować gębę szarym mydłem, kto by odezwał się w języku słowiańskim.
Komitet jest zatem apolityczny, rozliczony na elektorat... nie, nie mniejszości narodowych (no bo liberałowie nie są chyba głupi, by z taką polityką liczyć na głosy mniejszości), tylko skrajnych nacjonalistów „włóczkowoberetowych", jak ich czasem nazywam, których zamierzają odbić od konserwatystów. Chcą pójść w zawody ze swymi sojusznikami politycznymi, kto lepiej „zatroszczy się" o mniejszości narodowe. Liberałom bowiem zależy, by odwrócić role ze swymi partnerami na scenie politycznej, których do niedawna byli przystawką. Teraz chcą stać się daniem głównym, a z konserw zrobić właśnie przystawkę, dlatego będą zaciekle i bezpardonowo walczyć o głosy skrajnie narodowego elektoratu, stanowiącego pokaźny odsetek wśród głosujących.
Zaiste, nie dajmy się wciągnąć w te rozgrywki konserwatywno-liberalne, a „troszczącym się" mówimy „heć" od naszych szkół.
Tadeusz Andrzejewski
Komentarze
Róbmy swoje!
niech ludzie wiedzą z kim mają do czynienia! Kto nie obserwuje uważnie co się dzieje w polityce może dać się nabrać, że ci ludzie chcą dla nas dobrze.
Co do liberałów, to od dawna nie ma złudzeń, że ich celem, tak samo jak konserwatystów, jest niszczenie polskości, i w tym celu dążą do degradowania i zamykania polskich szkół.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.