Hierarcha przypomniał polskim czytelnikom, że walka z chrześcijaństwem w Europie rozpoczęła się od rewolucji francuskiej pod koniec XVIII wieku. Jakobini wpisali na swe sztandary wielki program dechrystianizacji Francji. Później ich dzieło podchwycili takie ateistyczne reżimy jak sowiecki komunizm czy niemiecki nazizm. Obecnie zaś walkę z chrześcijaństwem kontynuuje tzw. liberalna demokracja. „To co oferuje ideologia lgbt, wywodzi się z tych samych antychrześcijańskich, antyhumanistycznych i ateistycznych korzeni”, zauważa kardynał i dodaje zarazem, że ludzie promujący te idee dominują w instytucjach w Ameryce, Unii Europejskiej, w Brukseli, w redakcjach największych światowych mediów, w wielu rządach. Chrześcijaństwo jest dla nich solą w oku, dlatego obserwujemy coraz bardziej natarczywe poczynania na Zachodzie, aby usunąć je z życia publicznego. Robi się dokładnie to, co już swego czasu robili komuniści i naziści.
W ONZ do niedawna jeszcze się mówiło „o współpracy z religiami w celu budowania dobra wspólnego”. Dziś nastąpił gwałtowny odwrót od tej narracji. Dlaczego? Bo i w tej największej międzynarodowej organizacji znalazło się „wielu ludzi, którzy są pod wpływem Yuvala Harariego i tych modnych filozofów związanych z ideologiami gender i lgbt”, mówi wprost kardynał Müller. W ten sposób transhumanizmem próbuje się zastąpić chrześcijaństwo, bo możni tego świata uznali, że już nie potrzebują Boga. Przecież sami mogą zastąpić Jego miejsce.
Ale neomarksistowskie ideologie walczące z Bogiem, oparte na pseudonauce, same stopniowo popadają w szaleństwo. Jako dobry przykład mogą posłużyć poczynania pseudoekologów, wpadających w panikę w związku ze zmianami klimatycznymi, które – ich zdaniem – grożą spaleniem się Planety. Rozmówca „N. Dz.” tymczasem zauważa, że ideologia klimatyzmu „wymaga wyznania wiary”. Kto odważyłby się „wiary nie wyznać”, tylko np. uznałby, że zmiany klimatyczne są naturalnym zjawiskiem, zostanie z mety okrzyknięty „negatywistą” i – rzecz jasna – usunięty z kręgu ludzi rozsądnych, a często też z zawodu, z możliwości robienia kariery zawodowej. Celem glabalistów – przestrzega duchowny – jest też „zubożenie mas”, co pozwoli nimi w łatwy sposób sterować. Dlatego gorąco zachęca Polaków, by „nie dali się zwieść propagandzie”. „Wszystko jest opakowane w piękne słowa, na przykład, samookaleczenie płciowe nazywa się samostanowieniem płciowym”. Dzieciom w okresie dojrzewania przepisuje się blokery wzrostu, wmawiając im, że nie są w swym ciele żeńskim albo męskim, dlatego potrzebują samookaleczenia się. Mamy do czynienia „z przestępstwami przeciwko ludzkości”, mówi wprost hierarcha, choć za takie słowa w jego ojczyźnie grozi sprawa karna.
Symptomatyczne jest też, że sami przestępcy są bezkarni. Boją się prawdy na temat swych nikczemnych poczynań, dlatego tuszują fakty, utajniają nawet badania naukowe. Tak się stało ostatnio w Stanach Zjednoczonych, gdzie znana lekarz dr Johanna Olson-Kennedy, specjalizująca się w dziedzinie dysforii płciowej, otrzymała milionowe granty z kasy federalnej na badania naukowe, mające wykazać wpływ na zdrowie psychiczne dzieci faktu stosowania wobec nich blokerów dojrzewania. Pani lekarz, zwolenniczka ideologii gender oraz propagatorka „zmiany płci”, skutecznie skonsumowała 6 mln dolarów na wspomniane badania naukowe, ale – widać – badania wykazały nie to, co lekarz chciałaby pokazać światu, słowem, postanowiła ona ich rezultaty ...utajnić. Z rozbrajającą szczerością wyznała, że nie chce ujawniać wyników badań, gdyż obawia się, że będą one wykorzystywane w sądach przeciwko dzieciom, które byłyby nakłaniane do zmiany płci. Teraz amerykański sąd zajął się samą uczoną i pewnie jest jakaś nadzieja, że zmusi ją do odtajnienia zatajonych danych ku dobru i przestrodze dzieci.
Kardynał kończy swój wywiad przestrogą z książki żydowskiego filozofa Jacoba Talmona „Totalitarna demokracja”, gdzie autor przestrzega ludzkość: „Demokracja, jeżeli nie będzie się na nią uważać, może zachować zewnętrzny pozór demokracji, ale ostatecznie przekształci się w totalitarną władzę małej kasty nad większością społeczeństwa”. Dziś, jak się wydaje, taki scenariusz jest nawet bardzo prawdopodobny. Póki jest więc jeszcze czas, warto o tym mówić. Uwrażliwiać społeczeństwo na grożące niebezpieczeństwa wojny kulturowej, której ostateczny cel jest głęboko ukryty.
Plan rewolucji kulturowej, jaką wobec społeczeństw tradycyjnych próbują zastosować neomarksistowscy ideolodzy, jest bowiem jak najbardziej realny. Dobrze przemyślany. Odbywa się on dokładnie w ten sam sposób wszędzie. Zaplanowany jest na lata. Strategia rozpisana precyzyjnie. Ma cztery etapy. Pierwszy etap – to demoralizacja. Jest przewidziany na 15-20 lat, tak aby objąć przynajmniej jedno pokolenie. Gdy się uda przeprowadzić pełny etap demoralizacji społeczeństwa infekując całe pokolenie, pierwszy cel jest osiągnięty. Społeczeństwo zostaje pozbawione zdolności krytycznego myślenia, staje się podatne na manipulacje, skłonne do rewolty. Do wykonania tego zadania szczególnie cenni są tzw. „pożyteczni idioci” oraz „agenci wpływu” ulokowani w mediach, w edukacji, w strukturach władz państwowych, a nawet w strukturach kościelnych. Wszystko po to, aby jak najskuteczniej osłabić kondycję moralną, intelektualną oraz fizyczną społeczeństwa. Gdy hierarchowie kościelni unikają oceny bądź relatywizują zjawiska obiektywnie grzeszne i złe dla człowieka, to musi się zapalić czerwona lampka. Etap demoralizacji jest na wykończeniu.
Po nim nastąpi etap destabilizacji, rozliczony na 2-5 lat. W tym okresie dąży się do całkowitego rozregulowania relacji społecznych, osłabienia instytucji i organizacji państwowych, by nie spełniały swych funkcji. Niszczy się też więzy społeczne, rodzinne, sąsiedzkie poprzez szczucie jednych przeciwko drugim. Bojówki tęczowe oraz chociażby te spod znaku „zdrowia reprodukcyjnego kobiet” świetnie spełniają to zadanie, co udowodniły już niejednokrotnie w krajach Starego Kontynentu oraz za oceanem. Gdy tumult i wrzenie sięga zenitu, następuje okres kryzysu, rozliczony na jakieś 2-6 miesięcy. Wtedy też przychodzi czas na uśpionych agentów, którzy już wcześniej zostali obsadzeni w rolach polityków, celebrytów, znanych dziennikarzy, przeróżnych ekspertów. Na tym etapie organa władzy państwowej już przestają działać w sposób należyty. Państwo powoli ogarnia chaos i destabilizacja. Społeczeństwo zastraszone i zmanipulowane szuka spokoju i stabilizacji. I one przychodzą jako kolejny etap, tym razem ostatni w rewolucji kulturowej pod nazwą normalizacji. Ponieważ zdolność obywateli do samodzielnego myślenia na tym etapie jest już kapitalnie nadwyrężona, akceptują oni władzę, jaką w normalnych warunkach nigdy by nie chcieliby przyjąć. Tym razem nowy silny przywódca mocną ręką wprowadza porządki, które całkowicie zmieniają dotychczasowy świat zmanipulowanych, zatomizowanych biednych ludzi. Rewolucja zostaje skutecznie przeprowadzona. Kraj podbity bez walki.
Aha, powyższy precyzyjny plan – to zwierzenia niejakiego Tomasa Schumana, byłego agenta KGB, który w latach 70-tych przeszedł na drugą stronę (uciekając do Kanady). Potem zdradził Zachodowi plany sowieckich kagebistów, jak zamierzają bez wojny pokonać zgniły Zachód.
Tadeusz Andrzejewski,
radny rejonu wileńskiego
Komentarze
Właśnie taką skarłowaciałą demokrację widzimy dziś w wielu krajach Zachody, w państwach Unii, Ameryki, w wielu dominujących mediach i niejednym rządzie.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.