Kuzinis swą akcję nazywa przywróceniem historycznej sprawiedliwości (a jakże inaczej). Bowiem poprzez powrót Połągi na łono ojczyzny (Łotwy zrozumiale) rozwiązany byłby „historyczny spór pomiędzy Litwą a Łotwą o granicę morską, zostałby odzyskany kraj połąski, który historycznie był częścią terytorium Łotwy", jest przekonany nasz sąsiadek aktywista.
Aktywista chciałby zatem, by łotewski parlament rozpatrzył od nowa umowę o granicy morskiej pomiędzy Łotwą a Litwą, a proces ten miałyby nadzorować Unia Europejska i Rada Europy. Ot co.
Nie wiem, czy wieść hiobowa gruchnęła już jak grom z jasnego nieba nad plażami Połągi, gdzie teraz setki tysięcy urlopowiczów przyjmuje kąpiele słoneczne i pluszcze się w wodach Bałtyku, ale obawiam się, że plażowicze są w nieświadomości, jaki to omen zawisł nad najpopularniejszym litewskim kurortem. Wiadomo: news na Litwie był nagłaśniany skąpo, a i plażowicze pewnie są zajęci czym innym, niż czytanie gazet czy internetu. Ale gdyby nawet złowieszcza „žinia" stałaby się ich udziałem, to zapewne i tak by pomyśleli, że ktoś pewnie nie nosi panamki na słońcu albo pije i nie zagryza.
Tymczasem ironia nie jest całkiem na miejscu w tej sytuacji, bowiem Łotysze istotnie mogą rościć historyczne pretensje do naszej wizytówki wypoczynkowej, gdyż jako żywo spór litewsko-łotewski u zarania niepodległości sąsiadujących republik o Połągę i granicę morską był. Szczególnie łotewska Rada Narodowa, która powstała o rok wcześniej od naszej Taryby, protestowała przeciwko podziałowi kraju Kurów, do którego należały Połąga i Święta, i przyłączeniu go do Litwy bądź oddaniu Niemcom, planującym założyć tam swoją autonomię. A dopóki politycy się spierali, na miejscu doszło do drobnych potyczek. 23 listopada 10 litewskich żołnierzy posiłkowanych przez policję z Kretyngi zajęło nadmorskie miasteczko wypędzając z niego „bermontininkasów". Akcja Litwinów nie spodobała się sąsiadom z północy, bowiem już po czterech dniach w kurorcie zjawiło się 150 uzbrojonych Łotyszy, którzy mieli 2 kulomioty i 2 armaty. Litwinów z miasta pognali i zaprowadzili tam swoją władzę.
Konflikt graniczny ostatecznie bardzo skomplikował stosunki pomiędzy Litwą a Łotwą, oskarżających się wzajemnie o niewdzięczność i chęć zagarnięcia cudzej ziemi. Należy przypomnieć, że Łotysze w Połądze mieli jak na tamte czasy bardzo znaczące gospodarcze interesy. Chodziło o biznes bursztynowy. W mieście wówczas działało aż 13 zakładów bursztynu, które łącznie zatrudniały 200 pracowników. Ponadto Połąga była miastem granicznym i dostarczała Łotwie duże dochody z ceł opiewające na 200 tysięcy rubli rocznie. Było więc o co walczyć i nie dziwi, że Kowno z Rygą nie potrafili się dogadać samodzielnie. Potrzebny okazał się międzynarodowy rozjemca, na którego wybrano Wielką Brytanię. Arbitrem Brytyjczycy wyznaczyli Jamesa Simpsona, jaki na łotewskie nieszczęście okazał się sprzyjać ich adwersarzom (Litwini wzięli Simpsona sprytnie na to, że port w Świętej kiedyś zakładała angielska kompania Norst). Arbiter ostatecznie więc granicę poprowadził tak, że i Połąga, i Święta okazały się po litewskiej stronie. Łotysze więc zostali z nosem.
Dzisiaj od nowa zaczynają się domagać historycznej sprawiedliwości. Choć rozumiem, że ktoś może mi zaoponować, iż przesadnie zwracam uwagę na indywiduum, czyjego myśli chodzą drogami nawiedzonych. Mam jednak na taką uwagę swoje kontrzapytanie, czy łotewscy rewizjoniści nie biorą przypadkiem przykładu od naszych rodzimych miłośników odgrzebywania niegdysiejszej sławnej litewskiej epopei. Czy to nie poczytne litewskie portale eksponują historyków pokroju Iškauskasa, którzy niedwuznacznie judzą, byśmy upomnieli się o należne nam historyczne tereny tzw. Małej Litwy (dzisiejszy obwód kaliningradzki).
Cudnie, panowie! Może zatem tak barter poczyńmy. Machnijmy Połągę na Królewiec. Tymczasem za rozjemcę chętnie stanie Moskwa. Duma rosyjska już zapytuje swoją prokuraturę, czy słusznie (konstytucyjnie) ich kraj uznał swego czasu niepodległość republik bałtyckich...
Tadeusz Andrzejewski
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.