Dosłownie to raczej nie wygłosił, tylko wystukał na klawiaturze komputera (czasy się zmieniły, więc postęp techniczny bierze swoje) i potem zawiesił wystukane na poczytnym litewskim portale pod tytułem „Prasideda pageidavimu koncertas" („Zaczyna się koncert życzeń"). Pisząc o koncercie życzeń konserwatysta naturalnie miał na myśli postulaty społeczności polskiej, które od dekad władze litewskie zamiast rozwiązywać – ignorowały, często problemy tylko pogłębiając.
Czujny jak żuraw w tym temacie Stundys osobiście się przyłożył do tego, by np. problemy polskiej oświaty zaostrzyć i zwielokrotnić. Pamiętam, jak sławetną nową ustawę o oświacie poseł - wtedy pełniący funkcję przewodniczącego sejmowego komitetu oświaty i nauki – dosłownie „przepychał" przez swój komitet, ucinając wszelkie dyskusje nad wadliwością nowego projektu i jego jawną dyskryminacją, jeżeli chodzi o szkoły mniejszości narodowych. "Balsuojam ir nediskutuojam", upominał posła AWPL, który próbował zwrócić mu uwagę w tej materii. A dyskutować nad ustawą oświatową w podstawowym komitecie (zauważmy) było wtedy przez Stundysa wzbronione, gdyż – jak sam twierdził – w przeciwnym razie potrzebne poprawki mogą być nigdy nie przegłosowane. Dyskryminującą mniejszości narodowe ustawę (co później zresztą przyznali eksperci Rady Europy z Komitetu Doradczego) komitet sejmowy przyjął więc wzorując się na „Sejmie niemym" (jeżeli już odwołujemy się do historii) bez słowa sprzeciwu, milcząco, haniebnie, metodą buldożera.
Dzisiaj ten sam „szczery demokrata" Stundys larum trąbi i szaty drzeć gotów z tego powodu, że Sejm, w jego opinii, zbyt szybko i pochopnie, jeszcze przed zakończeniem wiosennej sesji, próbuje przyjąć poprawki do ustaw oświatowych, które miały by służyć i na korzyść by wyszły „co niektórym szkołom z Litwy Południowo-Wschodniej". Co jest naturalnie zbrodnią niesłychaną, trzeba rozumieć.
„Zaledwie premier Butkevičius zdążył spotkać się z jednym z przywódców Polski, a już prasa ogłosiła, że będą załatwione sprawy oświatowe", wnerwia się Stundys w swym tekście. A to tylko początek jego zmartwień, bowiem dalej poseł pomstuje, że „również zabrano się za załatwianie sprawy pisowni nazwisk". Tak potężnym dwóm ciosom wyobraźnia zasklepionego w świecie antypolskich urojeń umysłu konserwatysty nie mogła wręcz sprostać, więc woła on w desperacji o godność narodową. „Czy jesteśmy godni obrońcy swej państwowości, czy tylko posłuszni wasale", peroruje na koniec pisania. Bo za cenę „przeładowania" stosunków ze strategicznym partnerem, okazuje się według Stundysa, posłusznie wykonujemy jego bądź jego protegowanych na Litwie życzenia. Co, o zgrozo, jest niczym innym tylko „okupacją wewnętrzną", jeżeli wierzyć wybujałej „ściance myśli" autora, znacznie bardziej groźną nawet niż ta fizyczna, zewnętrzna. Słowem, popadamy w okupację od środka, jeżeli pozwolimy na oryginalną pisownię polskich nazwisk, dwujęzyczne nazwy ulic i rozwiążemy problemy oświaty mniejszości narodowych. Jak to zresztą we wszystkich cywilizowanych krajach Europy od dawien dawna przyjęto.
Rejtan pewnie przewraca się grobie słysząc brednie swej współczesnej karykatury.
Tadeusz Andrzejewski
Komentarze
Bulterier?!
Kundel zwykły...
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.