Owszem, trudno w to uwierzyć. W tym celu przeprowadźmy mały eksperyment: zliczmy czas swej doby: na jakie cele spożytkowaliśmy go? Jeśli jeszcze nie udałeś się na urlop, najprawdopodobniej najwięcej czasu przeznaczyłeś na pracę. Ponadto – na rodzinę, dzieci, gotowanie posiłków, sprzątanie domu, zamiatanie podwórka, wyprowadzanie psa, opłacanie rachunków i.... Nic już więcej nie dodamy, ponieważ dzień jest krótki. Jeśli jesteś pracoholikiem lub biznesmenem, prawdopodobnie na sprawy zawodowe musiałeś przeznaczyć 10-12 godzin.
Więc kiedy tak naprawdę konsumujemy? Przecież nie mamy ani chwilki czasu!
A czy mamy pieniądze? Prawdopodobnie też niewiele.
Wniosek jest prosty i omal bezapelacyjny: prawie wszystkim nam brakuje czasu i pieniędzy. Więc jacy z nas konsumenci, skoro nie mamy tych dwóch kluczowych elementów wymaganych do konsumpcji?
Dochodzimy do istotnego wniosku: niczego nie konsumujemy – to świat „konsumuje" nas.
„Konsumują" nas pracodawcy, handlowcy, supermarkety i otoczenie. Musimy pracować, uczyć się, opłacać rachunki, zarabiać pieniądze, poświęcać cały swój czas, aby inni zdążyli to „skonsumować".
Każdego dnia, zmęczeni pracą, idziemy do Maximy i robimy małe zakupy. A w końcu roku Maxima liczy milionowe zyski. Kto zatem jest w rzeczywistości konsumentem?
Jeśli chcemy dokonać większego zakupu, możemy zaciągnąć pożyczkę. A następnie co miesiąc, bez względu na to, co się stanie, musimy ją spłacać bankowi. Ostatecznie oddajemy już prawie dwukrotną kwotę niż pożyczaliśmy. A ileż niepokoju, napięcia i stresu doświadczyliśmy, aż dług został spłacony. Oznacza to, że zapłaciliśmy podwójnie.
Nie trzeba nawet mówić o tych przypadkach, gdy z powodu pokaźnych długów zrujnowane zostały losy ludzkie. O ironio, gdy zaciągamy „kredyt konsumencki", to nie znaczy jeszcze, że konsumentami jesteśmy my sami. Oznacza to, że właśnie bank będzie korzystać z naszych pieniędzy i nerwów w najbliższych dziesięcioleciach.
„Konsumować" nas mogą nawet takie urzędy, które są uważane za kuźnie pomysłów i motory postępu, np. uniwersytet. Wyobraźcie sobie: wstępujecie na płatne miejsce nauki, w ciągu całego roku akademickiego ślęczycie nad książkami, a latem musicie się spieszyć do pracy na Litwie lub poszukiwać pracy za granicą, ponieważ musicie zapłacić za naukę. Nie ma czasu ani na odpoczynek, ani na odzyskanie sił po sesji. Jeśli spóźniliście się przelać pieniądze na konto swojej uczelni, po prostu zostaniecie wyrzuceni.
Uniwersytetowi jesteś potrzebny na tyle, na ile jesteś wypłacalny. Jeśli nie masz pieniędzy - drzwi są zamknięte. Wydaje się, że takie postrzeganie studenta jest jeszcze bardziej konsumpcyjne niż postawa Maximy. Przecież do supermarketu jeszcze możemy na razie wejść i z pustym portfelem.
Przedstawiłam najprostsze przykłady z życia, które pomagają upewnić się, że swój czas i pieniądze tak naprawdę oddajemy dla innych. A ci inni - pracodawcy, korporacje, handlowcy, banki – śpieszą, by pozbawić nas wszystkiego, czego tylko mogą.
Mówią, że konsumpcja nie uszczęśliwia. To prawda. Bo my sami swoje szczęście „oddajemy" dla tych, którzy "konsumują" nas.
Gintarė Pugačiauskaitė
Komentarze
- A my wiemy, że konsumpcjonizm to rak społeczeństwa, relatywizm to rak społeczeństwa i o tym będę mówić w następnej encyklice - dodał Franciszek, odnosząc się do dokumentu, który zostanie ogłoszony 18 czerwca.
Poczekamy - poczytamy.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.