Spod pióra Arasa Lukšasa wyszedł traktat niemal, w którym naświetla on postać marszałka od dzieciństwa aż do jego walki o Polskę na mapie Europy. „Traktat" swój autor nazwał jak dla przeciętnego Litwina charakterystycznie: „Józef Piłsudski: Przegrałem swe życie".
Właściwie już po przeczytaniu takiego tytułu reszty można byłoby nie czytać, bo intencje autora zostały zawarte już w nazwie. Zadałem jednak sobie trud i przeczytałem. Intuicja mnie nie zawiodła.
Lukšas maluje Piłsudskiego już na etapie jego wczesnej młodości jako młodzieńca nieustabilizowanego, snującego fantastyczne plany, których nie będzie nigdy w stanie zrealizować. Pokazuje jako nieudacznika, który, jak jego ojciec, niczego nie potrafi doprowadzić do końca.
I tylko dziełem przypadku – według autora – stało się, że potomek upadłego rodu szlacheckiego poznał w Wilnie kobietę, ideową socjalistkę Marię Juszkiewiczową, która wciągnęła go do pracy konspiracyjnej. W ten sposób Piłsudski został socjalistą i błyskawicznie (znowu fartem oczywiście) zrobił w Wilnie karierę. W bardzo krótkim czasie z nikomu nieznanego Ziuka stał się przywódcą socjalistów w Polsce.
Potem wypadła mu kolejna fucha, gdy pod Bezdanami z grupką towarzyszy napadli na carski pociąg i buchnęli imperatorowi bajońską na owe czasy sumę 200 tysięcy rubli. Miał więc Piłsudski za co dalej walczyć. Zaczął więc tworzyć Związki Strzeleckie, a potem legiony.
Puentą artykułu Lukšasa jest jednak ostatni jego akapit, który nazwał „Wileński preferans". W nim jak w źwierciadle wyjawiły się powody niechęci i złośliwości autora do marszałka. Pisze zatem Lukšas, że właśnie Wilno było ostatnią kartą w grze Piłsudskiego, by odtworzyć Rzeczpospolitą Obojga Narodów, a którą on beznadziejnie przegrywał. A że przegrać nie chciał, więc rozpoczął wileńską „awanturę". A dalej już tradycyjnie zarzuca polskiemu przywódcy „klastę", bo naruszył umowę suwalską zagarniając Wilno (umowa, nawiasem mówiąc, była tylko porozumieniem wojskowym o zawieszeniu broni i nie przesądzała o losach Wilna). Nie uszanował prawa narodów do samostanowienia się, bo niby w przyłączeniu Wilna do Polski zabrakło dobrowolności. Tutaj autorowi wyraźnie zabrakło inteligencji, bo pisząc o nastrojach w ówczesnym Wilnie nawet Litwini w swych wspomnieniach nie mogli ukryć ich wyraźnie propolskiego charakteru. Wreszcie Lukšas zarzuca Piłsudskiemu, że ten jakoby nie miał żadnej chęci paktować z władzami litewskimi. Zarzut w świetle faktów jest wręcz niepoważny, czemu zresztą sam autor daje w kolejnych swych strofach dowód. Bo pisze, że Piłsudski proponował władzom litewskim wspólne wybory do Sejmu, który miałby się zebrać w Wilnie i zadecydować o dalszych losach miasta, jak i określić generalnie stosunki Litwy z Polską. Litwini odrzucili propozycję, więc Piłsudski musiał wpaść w „desperację" i zająć Wilno podstępem, zakańcza swe wywody na ten temat Lukšas.
Na koniec autor wyjaśnia czytelnikom, skąd w ogóle się wziął tak pretensjonalny tytuł artykułu. Otóż na miesiąc przed śmiercią Piłsudski miał powiedzieć swemu adiutantowi, że przegrał swe życie. Lukšas oczywiście zaraz tę wypowiedź „ożenił" z Wilnem.
Po przeczytaniu takiego artykułu o twórcy niepodległego państwa polskiego można powiedzieć jedno – czarna legenda o Piłsudskim jest skutecznie rozdmuchiwana na Litwie również dzisiaj, kiedy, wydawałoby się, przyszedł czas na bardziej obiektywne spojrzenie na jednego z najbardziej wybitnych Polaków minionego stulecia. Tymczasem Lukšasowi wyszło w jego artykule tak, że nieudacznik i fantasta niezdolny do realizacji wytyczonych celi ni z tego, ni z owego staje się naczelnikiem Państwa Polskiego, skutecznie walczy o jego niepodległość i granice gromiąc m. in. w nierównej walce bolszewików.
Cóż, takie teksty o wiele więcej mówią na ogół o samym autorze niż o przedmiocie jego dociekań.
Tadeusz Andrzejewski
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.