No właśnie, pytanie w końcu padło. Z czym na Litwie mamy dzisiaj do czynienia, jeżeli chodzi o funkcjonowanie najwyższych władz w państwie. Formalnie mamy republikę parlamentarną. W realu jednak, od kiedy insygnia prezydeckie spoczęły na ciele Grybauskaitė, sytuacja wygląda na mocno zagmatwaną. Ostatni przykład, kiedy premier zgodnie ze swym konstytucyjnym obowiązkiem przedstawił prezydent kandydata na ministra oświaty, a ta nawet nie zamierza rozpatrywać kandydatury, pokazuje, że mamy problem. I nie chodzi oczywiście tutaj o samego kandydata Gedvilasa, bo jest on zdecydowanie tylko pionkiem, którego na szachownicy władzy próbują przesuwać decydenci.
Do tej pory to prezydent z sukcesem zawłaszczała szachownicę i w zasadzie wymuszała na szefie rządu takich ministrów, jakie odpowiadały jej (vide sytuację z mianowaniem ostatniego ministra energetyki, którego kandydaturę to prezydent narzuciła rządowi). Premier Butkevičius długo znosił egocentryczne zachowania głowy państwa i jej namolne już wręcz ingerowanie w pracę rządu, którego zwięczeniem było wezwanie na dywanik całego gabinetu, by w iście putinowskim stylu udzielić mu wskazówek i zadań do wykonania w pierwszej kolejności.
W końcu jednak – jak to bywa u osób ubezwłasnowolnionych – Butkevičius nie wytrzymał i zbuntował się. W porywie desperackiej odwagi (której potem pewnie żałował) powiedział po raz pierwszy prezydent „nie". „Co to mamy autokrację w kraju?", żachnął się publicznie dając do zrozumienia, że prezydent więcej nie będzie według własnego widzimisię formować mu rządu. (Notka STT na temat Gedvilasa, nawiasem mówiąc, chyba jest jakaś zaczarowana. Bo Butkevičius, gdy ją przeczytał, to nic złego o kandydacie nie zauważył, a Grybauskaitė z kolei po lekturze tak bardzo zauważyła, że nawet nie zamierza kandydatury rozpatrywać).
Powróćmy zatem do pytania, czy na Litwie już mamy do czynienia z autokratycznym (czyli samowładczym) systemem władzy? Moim zdaniem, pewne oznaki tego zjawiska można nad Wilią dostrzec. I nie chodzi tylko o niekonstytucyjne ingerencje prezydent w działania rządu, ale też inne przykłady świadczące o szerszej naturze zjawiska. Wyraźnie da się zauważyć np. próby nadmiernego zawłaszczanie przez prezydent sterów polityki zagranicznej (z opłakanym zresztą skutkiem), którą według Konstytucji ma sprawować w porozumieniu z rządem. Również trzecia władza, jaką są niezawisłe sądy, też wykazują tendencję jakby na swej niezależności czuły obcas pantofelka pani prezydent. Sama sprawa Ulbinaitė, która została rozgrzeszona ostatecznie przez sądy z zarzutu zdrady tajemnicy państwowej, swą tajemniczością każe domniemywać istnienia niewidzialnego obcasu.
Podsumowując jednak z tą autokracją na Litwie, to bym na razie nie przesadzał. Spokojnie, to tylko „daliokracja", czyli skłonności i zamaszki jednej osoby wychowanej w duchu „bolszoj strany". U nas na szczęście jest „maža šalis", a i czasy nie te, więc – mniemam – zamaszki i nieposkromiona natura pani prezydent będą przytemperowane...
Tadeusz Andrzejewski
Komentarze
coś ma D.G. na Gedvilasa. Metody rodem z KGB... Dobry szantaż nie jest zły...
albo tak: dalia g.= zupełna katastrofa!!!
Butkevicius sam ocenil swoja prace na 6 w skali 10 stopniowej. Więc tacy zakompleksieni muszą słuchać rozkazów innych.
No właśnie, i co z tego wynikło? Jakie konsekwencje? Jakie ma prawo na bezpodstawne zarzuty? Może jakiś abonament oszczerstw wykupiła?
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.