Ale czas upływa i wszystko się zmienia. Katastrofy, wydaje się, zaczęły zbliżać się do nas. Tam, gdzie byliśmy tylko obserwatorami, teraz jesteśmy uczestnikami. Wiadomości zagraniczne oglądamy już nie z chipsami w rękach, a z drżącymi dłońmi. Gdzieś wybuchła bomba; zamach terrorystyczny; strzał szaleńca - teraz to wszystko celuje prosto w nasze domy, nasze rodziny, nasze serca. Myślicie, że was to nie dotyczy? Ale przecież każdy z nas ma bliskich, kolegów, przyjaciół, znajomych, którzy wyemigrowali. Dlatego każda odległa katastrofa może nagle stać się tragedią osobistą.
Bliscy nam ludzie rozpierzchli się po całym świecie, a istniejące na świecie zagrożenia odwróciły się przeciwko nim. Nie zostało żadnych oaz spokoju, nie ma wojen lub ataków, które by nie nas nie dotyczyły. W dzisiejszych czasach, kiedy zatarły się granice narodów i państw, gdy swobodnie podróżujemy i przemieszczamy się, nigdy nie wiadomo, kiedy wkroczymy na zagrożony obszar.
Przeczucia katastrofy mamy już od pewnego czasu. Sądzę jednak, że teraz wskazujemy palcami nie na tych, którzy są najbardziej winni i niebezpieczni. Niektórzy politycy mówią, że grozi nam wojna. Trzeba się zbroić, Rosja zaatakuje. Ale czyż naszym wrogiem jest jedynie Rosja? A co z przestępcami, szaleńcami i terrorystami, którzy grasują w krajach, gdzie przebywają bliskie nam osoby? Czy nie jest to czas do zastanowienia się, jak możemy chronić swoich rodaków za granicą?
Obecnie prawie milion Litwinów jest rozsiany po kilkudziesięciu krajach na całym świecie. Oznacza to, że wiele niebezpieczeństw stale czyha na tych, których kochamy najbardziej. Naszymi problemami są już nie tylko problemy powstające na Litwie. Powinniśmy myśleć globalnie i wiedzieć, że powstały gdzieś na świecie problem jest aktualny również dla nas. Każdy daleki terrorysta może okazać się tą osobą, który zrani nas najbardziej.
I dopóki będziemy czekali na to, kiedy Rosjanie rzekomo wkroczą do naszego kraju, to w tym czasie bliscy nam ludzie będą cierpieli od całkiem innych wrogów. W styczniu terroryści grasowali w Paryżu, a całkiem niedawno do tragedii doszło w Kopenhadze. Tysiące Litwinów, mieszkających we Francji i Danii, przeżyły horror. Co z tego, że celowano nie w nich? Przecież niepokój, ból, zamieszanie i ogólne cierpienie w wir katastrofy wkręca wszystkich. Ofiarą może zostać każdy. Przecież najważniejszą bronią wroga jest nienawiść, która jest tak irracjonalna i niewytłumaczalna - może trafić w każdego.
Obecnie bez przerwy słyszymy: szykujcie się do obrony kraju; trzeba bronić państwa. Ale przecież naród, państwo, kraj – to przede wszystkim ludzie. Walczymy o nich. Pomyślmy więc również o swoich mieszkańcach - gdziekolwiek są. Skoro się mówi, że trzeba walczyć, że przelew krwi jest nieunikniony, wówczas będziemy zmuszeni walczyć na wielu frontach z niezliczonymi wrogami na całym świecie.
Ubolewam, że władze kraju, w tym również prezydent, zdaje się, uważa, że nasz kraj – to tylko terytorium, obszar ziemi, który rozpoczyna się i kończy na znakach granicznych z napisem „Litwa". I jeśli na tym obszarze będziemy stali z bronią, gotowi do odparcia ataków Rosjan, będziemy bezpieczni.
Gintarė Pugačiauskaitė
Komentarze
Dla Grybauskaite najważniejsze jest szukanie "wroga" dlatego będzie chrzanić o czarnych teczkach, zagrożeniach wewnętrznych i zewnętrznych, a ludzie po cichutku będą dalej opuszczać Litwę, często na zawsze. Już teraz Litwa ma bardzo słabą gestość zaludnienia, niedługo na mapie zostanie jedynie Wilno, Kowno i Kłajpeda...
To wszystko brzmi jak bajka, bo przecież Litwa nie ma ani armii ani uzbrojenia ani nie prowadzi żadnej sensownej polityki zagranicznej. Jest całkowicie zdana na łaskę i niełaskę sojuszników. Takie są skutki bezmyślności litewskich władz.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.