Ówczesny przewodniczący Sejmu Restytucyjnego, lider Sajudisu Vytautas Landsbergis przypomniał sobie hasło powstańców styczniowych „Za naszą i waszą wolność” i osobiście podpisał poprawki, które w litewskim systemie prawnym obowiązywały do roku 2010. W tym roku ci sami konserwatyści anulowali Ustawę o mniejszościach narodowych (uchwaloną jeszcze u schyłku czasów sowieckich) i tym samym na długich 15 lat pozbawili obywateli należących do mniejszości narodowych ich zbiorowych praw.
Dopiero w roku 2024 znowuż konserwatyści ze swymi liberalnymi przystawkami wywiązali się z obowiązku i przyjęli nową ustawę dla mniejszości, która w zapowiedzi miała być nowoczesna i europejska. Zrobili to na ostatni gwizdek na dosłownie ostatnim posiedzeniu ostatniej sesji Sejmu poprzedniej kadencji. Jednak zamiast ustawy nowoczesnej i europejskiej wyszła im ustawa regresyjna, pozbawiająca mniejszości narodowe nabytych już wcześniej praw, które im gwarantował swym podpisem Ojciec niepodległości Litwy. Według aktualnej wersji „europejskiej” ustawy w urzędach publicznych znajdujących się na terenach zwartego zamieszkania mniejszości narodowej jej języka używać nie wolno. Nie wolno też używać podwójnych napisów topograficznych ani nazw ulic na tych terenach. „Europejska” ustawa tego nie przewiduje, zamiast tego odsyła w tej materii do przepisów Ustawy o języku państwowym, które są restrykcyjne i przewidują w urzędach publicznych używanie wyłącznie języka państwowego.
Socjaldemokraci zapowiedzieli, że w następnej kadencji – o ile wygrają – ustawę poprawią, bo czuli są na prawa mniejszości tudzież na ciche pomruki niezadowolenia ze strony Warszawy. Jednakoż mimo wysokiej wygranej i upływu kolejnych miesięcy rządzenia nie wywiązali się z obietnicy. Nie wywiązali się a nawet odrzucili razem ramię w ramię z konserwatystami poprawki posłów AWPL-ZChR, którzy stosowne korekty przywracające stan prawny z roku 2010 zgłosili. Wynik 77 do 4 na korzyść odrzucenia poprawek jest aż nader sugestywny. Proponowane przez posłów poprawki do ustawy przewidywały m.in. możliwość dwujęzycznych nazw ulic i miejscowości oraz umożliwienie komunikowania się w urzędach w języku mniejszości narodowej na terytoriach zwarcie zamieszkiwanych przez mniejszości narodowe, uregulowanie kwestii oryginalnej pisowni imion i nazwisk. Proponowały, aby w ustawie znalazł się zapis o zakazie asymilacji osób należących do mniejszości narodowej wbrew ich woli oraz o tym, że „przy jednoczesnym wzmocnieniu nauczania języka państwowego, warunki nauki języka ojczystego mniejszości narodowej nie mogą ulec pogorszeniu”.
Dziś w nowych warunkach zagrożenia geopolitycznego powróciły stare problemy, z którymi – wydawało się – Vytautas Landsbergis (mimo osobistych animozji wobec Polaków) potrafił poradzić sobie zgodnie z interesem Litwy. W trudnych czasach potrzebna jest jedność i niepotrzebne są niesnaski, sztuczne konflikty oraz wszczynanie na nowo sporów, jakie już raz zostały załatwione. Tymczasem Sejm okazał się być Sejmem niemym, głuchym na prawne oczekiwania litewskich Polaków, którzy oczekują, by ich prawa przynajmniej nie były pogarszane. Symboliczny też okazał się finał sprawy symbolicznej, bo dotyczącej godności osobistej obywateli. Pisowni imion i nazwisk zgodnie z oryginalną wersją językową obywateli Litwy polskiej narodowości. W poprzedniej kadencji sprawa została załatwiona jedynie połowicznie. Pozwolono na podwójne „w” oraz na dwuznaki, nie pozwolono zaś na znaki diakrytyczne. Posłowie Akcji Wyborczej i w tym przypadku zgłosili poprawki, które załatwiały problem w sposób całościowy. Ale i tym razem z podobną determinacją Sejmas poprawki te odrzucił. Różnica jest ta, że w tym przypadku nawet fałszywa wymówka, że poprawki „galimai” mogą być sprzeczne z Konstytucją, nie ma zastosowania. Sąd Konstytucyjny w Wilnie orzekł przecież nie tak dawno, że polskie czy jakieś inne łacińskie znaki diakrytyczne nie byłyby sprzeczne z Konstytucją, o ile Sejm przyjąłby stosowną ustawę, przekonsultowawszy ją wcześniej z Państwowym Instytutem Języka Litewskiego. W tym miejscu warto przypomnieć, że jeszcze w roku 2008 za rządów premiera Gediminasa Kirkilasa szef minionego instytutu profesor Algis Kaleda deklarował, że wyda stosowną ekspertyzę, o ile zostanie o to poproszony, w której zaświadczy, że nazwiska nie są częścią składową języka litewskiego, a więc mogą być pisane w oryginale bez uszczerbku dla alfabetu i prastarej mowy litewskiej. Mundur obskuranckich parlamentarzystów w tym przypadku nawet słówko „galimai” nie ratuje, wykazali się oni wyjątkowo złą wolą, krótkowzrocznością i zaściankowością. Pokazali też jak „szanują” swych sojuszników i jak wyjątkowo opatrznie rozumieją interes Litwy. Jak literka „w” nie hukła litewskim abecadłem, tak też literki „ł” czy „ó” go nie potłuką ani po kątach nie rozsypią. Z pieca spadli posłowie, nie abecadło. Niestety, cała Litwa ma problem, gdy jej wybrańcy mają kryzys w głowie w przypadku rozstrzygania spraw litewskich Polaków.
W roku 1920, gdy Piłsudski stawiał wszystko na jedną szalę w Bitwie Warszawskiej, ówcześni litewscy politycy też mieli kryzys w głowie, który o włos nie kosztował Litwy fizycznej egzystencji. Rząd Griniusa, żeby zaszkodzić Piłsudskiemu, którego mylnie oskarżał o antylitewskość, wspomagał Tuchaczewskiego, Lenina i Stalina. Wspomagał m. in. poprzez przepuszczanie przez swe terytorium wojsk sowieckich czy poprzez podstawianie krasnoarmiejcom i ich armatom taborów kolejowych tak, aby mogli szybciej trafić na front pod Warszawą. Kryzys w głowie wówczas nie pozwalał Litwinom pojąć, że w razie upadku Polski, Litwa upadłaby jeszcze przed nią. A Wilno wówczas na kolejny bez mała wiek stałoby się sowiecką prowincją. Tak byłoby jak amen w pacierzu.
Dziś, gdy zagrożenie jest poważne, a sytuacja geopolityczna krucha jak francuska bagietka, sojuszników i prawdziwych przyjaciół trzeba szanować. Tymczasem wydaje się, że front antypolskich fobii jest w aktualnym Sejmasie wyjątkowo stabilny. Szeroki od lewa do prawa. I nie dość, że blokuje zwrot gwarantowanych już wcześniej praw litewskim Polakom, to jeszcze knuje, jak zabrać kolejne. Nowy lider konserwatystów Laurinas Kasčiunas zgłosił do laski marszałkowskiej szczególnie groźne i wyjątkowo aroganckie w wymowie poprawki. Są antykonstytucyjne, ale w tym przypadku, nie wątpię, to nie ma żadnego znaczenia. Kasčiunas chce, aby litewskie samorządy wbrew Ustawie o oświacie mieli decydować, w jakim języku szkoły położone na ich terytorium mają wykładać. Poprawka zakłada, że to samorząd nawet nie powiadamiając rodziców może zmienić język nauczania szkoły z języka mniejszości narodowej na język państwowy, choć ustawa stanowi, że to rodzice i Rady Szkolne o tym decydują. Konserwatysta zatem chce zburzyć litewski porządek prawny, aby tylko osiągnąć swój niegodziwy cel.
Litewskie elity polityczne podstawiają wagony Putinowi, jak kiedyś ich protoplaści podstawiali je swym największym wrogom...
Tadeusz Andrzejewski,
radny rejonu wileńskiego
Komentarze
Dlatego posłowie AWPL-ZCHR przygotowali poprawki ratujące ten dokument. Ale jak widać, nie ma woli politycznej, by sprawę rozwiązać jak należy, zgodnie z poszanowaniem obywateli oraz w zgodzie z konwencjami.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.