Tadeusz Andrzejewski
Mer Wilna Valdas Benkunskas, gdy tylko się dowiedział, że ojczyzna potrzebuje pieniędzy, wyciągnął natychmiast pomocną dłoń. Nie mógł być obojętny w tak dramatycznej sytuacji niedoborów finansowych dla wojska. Wyszedł więc na przeciw potrzebom armii i to w sposób wręcz rewolucyjny. Zaproponował mianowicie minimum 1 mld euro, który zamierza pozyskać drogą sprzedaży na aukcjach najbardziej atrakcyjnej, drogiej i pożądanej przez inwestorów ziemi. Ziemi, której w rzeczywistości nie ma, o ile wierzyć wcześniejszym słowom tegoż Benkunskasa, gdy odprawiał z kwitkiem prawowitych właścicieli ziemi, jacy zgodnie z prawem starali się o godną rekompensatę za utracony w stolicy w skutek nacjonalizacji majątek.
Teraz ziemia w Wilnie cudownie się odnalazła. Może dlatego, że cel jej rozdysponowania jest szczytny. Rada Obrony Państwa orzekła niedawno przecież, że finansowanie potrzeb wojska należy zwiększyć do ok. 5,5 proc. PKB. A więc bez mała dwukrotnie. Potrzeby zatem są duże, a więc i ziemi w stolicy, której do tej pory nie było, ma być dużo. Mer Benkunskas na start obiecuje, że znajdzie się tak ze 300 hektarów. Ale gdyby okazało się, że tego jest mało, to laisvai znajdzie się i więcej. Opozycja w Radzie miejskiej nie wątpi w talenta mera na tym polu. Jak już obiecał rozparcelować najbardziej atrakcyjne zakątki stolicy i zaoferować je firmom budowlanym, to znaczy, że słowa dotrzyma, uważa opozycyjny radny Aleksandras Nemunaitis. Wymienia nawet z pamięci, jakie działeczki pójdą pod młotek w pierwszą kolej. Obiektem pożądań korporacji budowlanych są zaciszne tereny na Antokolu na terytorium byłego sanatorium Pušinų kelias. 13,5 ha w Żyrmunach przy ulicy Verkiu, gdzie kiedyś mieściła się zajezdnia autobusowa. Rewelacyjna jest też kilku hektarowa działka na malowniczo położonej Holenderni w miejscu, gdzie kiedyś funkcjonował szpital przy ul. Vasaros. To tylko kilka wziętych z brzegu terenów, na jakie już dawno miały położone oko firmy budowlane. Teraz pod przykrywką patriotycznych uniesień mają przejąć najdroższą ziemię w stolicy po cenach bynajmniej nie komercyjnych. Mer przecież sprzedawać bajońsko drogiej ziemi nie zamierza po cenach rynkowych. Planuje ją opylić na aukcjach, gdzie – zdaniem Nemunaitisa – jest możliwa zmowa cenowa. Dotychczasowe praktyki to potwierdzają, a i elementarna logika przed tym przestrzega. Przecież do aukcji na zakup tak bajońsko drogich terenów mogą stanąć tylko duże korporacje budowlane. Tylko ich bowiem jest stać na takie zakupy. Mogą więc z łatwością się dogadać. Aby nie przepłacać, nie będą sobie wchodzić w paradę podczas aukcji. Wystarczy, że wcześniej podzielą między sobą tereny pod inwestycje i drogą ziemię na aukcjach będą mogli nabyć za wpół ceny. Taki schemat jest w pełni możliwy. Polityczna korupcja w podobnych sytuacjach już zdarzała się przecież w przeszłości wielokrotnie. Wszystko jest więc już – można powiedzieć – przećwiczone. Opozycja w stołecznej Radzie więc przestrzega przed możliwymi przekrętami przykrytymi zbożnymi celami. Potem po czasie będzie za późno. Atrakcyjne tereny przejęte za wpół ceny zostaną zabudowane prestiżowymi kwartałami wilii dla nowobogackich. Zyski osiądą w kieszeniach tych, którzy mają czułe serca dla potrzeb ojczyzny. Taki scenariusz zresztą wydaje się potwierdzać Arvydas Avulis, właściciel Hammer, jednej z największych firm na litewskim rynku budowlanym. Rekin budowlanki bardzo się cieszy z nadarzającej się okazji. Oczywiście, cieszy się w pierwszą kolej, że będzie mógł przysłużyć się wojsku. Jest przecież patriotą, o czym sam mówił w TV3. A że przy okazji skupi wymarzone, łakome tereny w stolicy pod swe inwestycje po bardzo atrakcyjnych cenach, to rzecz wtórna. Grunt, żeby wojsku pomóc. Avulis zaciera więc ręce, bo ziemi – jak obiecuje mer – będzie dużo. A więc siłą rzeczy i jej cena na aukcjach spadnie, bo takie są zasady rynku. Czym większa podaż, tym ceny są niższe. Jest to elementarz biznesu. Wygląda jednak że Benkunskas tego elementarza nie przeczytał. Albo może nawet bardzo dobrze przeczytał, dlatego właśnie setki hektarów zamierza wystawić na aukcje a nie po rynkowej cenie sprzedawać. Kas paneigs, kad.... W takich sytuacjach zazwyczaj mówią Litwini sugerując, że sprawa ma drugie dno. Nie wiem, ile den ma opisywana historia. Ale fakt, że Avulis jest kontent. Widzi w masowej parcelacji najatrakcyjniejszych wileńskich terenów same dobro. Bo skoro ceny spadną, to – jego zdaniem – „wygrają wszyscy”. I potencjalni nabywcy nieruchomości, którzy za metr kwadratowy zapłacą mniej, i wojsko, bo wzbogaci swój budżet, i – rzecz oczywista – „Hammer”, bo zaliczy nadoczekiwane zyski. Mer zaliczy jedynie skromne miano ...bezinteresownego mecenasa litewskiej armii. Rewelacja. A co z tymi, którzy nie wygrają? Będą nimi zwykli wilnianie. Ich miasto zostanie rozparcelowane do ostatniego ara w szczególności tam, gdzie jest on najdroższy, „karkas” przyrodniczy stolicy, jak to się mówi w języku fachowym architektów, będzie wytrzebiony, odgrodzony wysokimi płotami do wyłącznego użytku klasy uprzywiliowanej. Byli właściciele ziemi w Wilnie zostaną z niczym. Wojsku trochę skapnie na aukcjach, ale nie tyle, ile mogłoby skapnąć po cenie rynkowej. Mer Benkunskas jednak to wszystko ignoruje. Odgraża się, że jeżeli jego plan nie przejdzie, to za niedługi czas ziemia zamiast do inwestorów trafi za darmo do okupantów. Dla „genialnego” Benkunskasa miałbym jednak jeden prosty rachunek do policzenia: jaki paragon jest większy? Ten z 1mld euro, który zamierza pozyskać z parcelacji ziemi w stolicy, czy – może – 13 mld, jakie konserwatyści za swych rządów zaplanowali lekką ręką wydać na „zieloną gospodarkę”. Chwaliła się tym wiceministra finansów za czasów rządów konserwatystów Vaida Česnulavičiutė-Markevičienė, która w ramach absolutnych priorytetów przeznaczyła z kasy publicznej 13,88 mld euro na łagodzenie skutków zmian klimatycznych w najbliższej dekadzie – do roku 2030. Miał to być absolutny priorytet rządu konserwatystów i liberałów, bo takowy Litwie (no oczywiście i wszystkim innym krajom UE) wytyczyła Bruksela. Gdybym był Benkunskasem, spytałbym wiceministrę: czy nie lepiej byłoby te pieniądze wydać na wojsko, bo przecież inaczej wszelkie profity potencjalnie płynące z Zielonego ładu i tak przypadną okupantom. Benkunskas też mógłby o to swą ministrę finansów zapytać, ale nie zapytał, bo – może – nie umie liczyć do trzynastu. Ponadto – jeżeli tak na serio – to te 13,88 mld euro mogą pójść nie w zieloną gospodarkę, tylko w ...błoto. Bo „zielona rewolucja zaczyna się kończyć”, wieszczy coraz więcej ekspertów z głowami wolnymi od ideologii. „Rozumieją to producenci wiatraków i fotowoltaiki oraz ich polityczni i finansowi sponsorzy, którzy chcą sprzedać całe to dziadostwo, zanim się skończy”, mówi bez owijania w bawełnę dziennikarz ekonomiczny, autor filmu „Odnawialne źródło pieniędzy” Mateusz Dziaduszycki. Powołując się na wielu inżynierów, „którzy umieją liczyć kilowaty”, twierdzi, że system energii odnawialnej jest chory. Istnieje tylko dzięki dofinansowaniu z naszych podatków. „System energii odnawialnej jest pasożytem na reszcie systemu energetycznego”, przekonuje dziennikarz-ekspert. Udowadnia też na prostych przykładach, że system OZE nie tylko że finansowo nie jest opłacalny, bo jest nawet 10-krotnie droższy od energii tradycyjnej z atomu i gazu, dla przykładu, ale też nie ekologiczny. Dlaczego nie ekologiczny? Bo farmy wiatrowe czy słoneczne potrzebują nawet 100 razy więcej miejsca niż stacje gazowe czy atomowe. A to oznacza ingerencje w ekosystemy, trzebienie lasów, niszczenie zasobów przyrodniczych. Pomijamy już niestabilność źródeł odnawialnych, które są w 100 proc. zależne od wiatru czy słońca, dlatego muszą mieć zabezpieczenie w postaci tradycyjnych źródeł energii. Mając powyższe na uwadze stawiam pytanie: może ojczyzna i wojsko bardziej zyskali, jeżeli by konserwatyści zamiast parcelacji Wilna wycofaliby miliardy z ideologicznych projektów, od których świat już zaczyna się odwracać... Tadeusz Andrzejewski, radny rejonu wileńskiego
Dodaj komentarz
|
EWANGELIA NA CO DZIEŃ
-
Piątek, 18 kwietnia 2025
Święte Triduum Paschalne: Wielki Piątek Męki Pańskiej
J 18, 1-19, 42
Słowa Ewangelii według świętego Jana
Jezus udał się z uczniami za potok Cedron, do znajdującego się tam ogrodu. I wszedł do niego On i Jego uczniowie. Judasz, Jego zdrajca, też znał to miejsce, gdyż Jezus często spotykał się tam ze swymi uczniami. Judasz więc przybył tam wraz z oddziałem żołnierzy oraz służącymi wyższych kapłanów i faryzeuszów, zaopatrzonymi w pochodnie, lampy i broń. Ponieważ Jezus wiedział o wszystkim, co Go spotka, wyszedł im naprzeciw i zapytał: „Kogo szukacie?”. Odpowiedzieli Mu: „Jezusa z Nazaretu”. Wtedy On powiedział: „Ja jestem”. A wśród nich znajdował się Judasz, Jego zdrajca. Kiedy zaś usłyszeli: „Ja jestem”, cofnęli się i upadli na ziemię. Zapytał ich więc powtórnie: „Kogo szukacie?”. A oni zawołali: „Jezusa z Nazaretu”. Wówczas Jezus im rzekł: „Powiedziałem wam, że Ja jestem. Skoro więc Mnie szukacie, pozwólcie im odejść”. Tak miały się spełnić słowa, które wypowiedział: „Nie utraciłem nikogo z tych, których Mi powierzyłeś”. Wtedy Szymon Piotr, który nosił miecz, wydobył go i uderzył sługę najwyższego kapłana i odciął mu prawe ucho. Sługa zaś nazywał się Malchos. Jezus zwrócił się do Piotra: „Schowaj miecz do pochwy! Czy nie mam wypić kielicha, który podał Mi Ojciec?”. Żołnierze więc ze swym dowódcą oraz słudzy żydowscy pochwycili Jezusa, związali Go i zaprowadzili najpierw do Annasza, teścia Kajfasza, który sprawował w owym roku urząd najwyższego kapłana. To właśnie Kajfasz poradził Żydom: „Lepiej przecież, aby jeden człowiek umarł za naród”. Tymczasem za Jezusem podążał Szymon Piotr oraz jeszcze inny uczeń. Uczeń ten był znany najwyższemu kapłanowi, dlatego wszedł z Jezusem aż na dziedziniec pałacu najwyższego kapłana. Piotr natomiast pozostał na zewnątrz przy bramie. Ten inny uczeń, znany najwyższemu kapłanowi, wrócił jednak, porozmawiał z odźwierną i wprowadził Piotra do środka. A służąca odźwierna zapytała Piotra: „Czy i ty jesteś jednym z uczniów tego człowieka?”. On odpowiedział: „Nie jestem”. A wokół rozpalonego na dziedzińcu ogniska stali słudzy oraz podwładni najwyższego kapłana i grzali się, bo było chłodno. Także Piotr stanął wśród nich i grzał się. Najwyższy kapłan postawił Jezusowi pytanie o Jego uczniów oraz o Jego naukę. Jezus mu odpowiedział: „Ja otwarcie przemawiałem do ludzi. Zawsze nauczałem w synagodze i świątyni, gdzie się gromadzą wszyscy Żydzi. Niczego nie powiedziałem w ukryciu. Dlaczego więc Mnie wypytujesz? Zapytaj tych, którzy Mnie słuchali, o czym ich uczyłem; oni wiedzą, co im powiedziałem”. Po tych słowach jeden ze stojących tam sług wymierzył Jezusowi policzek, mówiąc: „W taki sposób odpowiadasz najwyższemu kapłanowi?”. Jezus mu odrzekł: „Jeśli źle coś powiedziałem, to udowodnij, co było złe, a jeśli dobrze, to dlaczego Mnie bijesz?”. Następnie Annasz odesłał związanego Jezusa do najwyższego kapłana Kajfasza. Tymczasem Piotr stał na dziedzińcu i grzał się. Wtem zapytano go: „Czy i ty jesteś jednym z Jego uczniów?”. A on zaprzeczył, stwierdzając: „Nie jestem”. Jeden ze sług najwyższego kapłana, krewny tego, któremu Piotr odciął ucho, zwrócił się do niego: „Czyż nie widziałem cię razem z Nim w ogrodzie?”. Piotr jednak znowu zaprzeczył i zaraz kogut zapiał. Wczesnym rankiem przeprowadzono Jezusa od Kajfasza do pretorium. Oskarżyciele nie weszli jednak do pretorium, aby się nie skalać i móc spożyć wieczerzę paschalną. Dlatego też Piłat wyszedł do nich i zapytał: „Jakie oskarżenie wnosicie przeciwko temu człowiekowi?”. Oni odpowiedzieli: „Nie wydalibyśmy Go tobie, gdyby On nie był złoczyńcą”. Piłat im odparł: „Zabierzcie Go sobie i osądźcie zgodnie z waszym prawem”. Wówczas Żydzi rzekli: „Nam nie wolno nikogo zabić”. Tak miała wypełnić się zapowiedź Jezusa, w której zaznaczył, jaką poniesie śmierć. Piłat więc znowu wrócił do pretorium, przywołał Jezusa i zapytał Go: „Czy Ty jesteś królem Żydów?”. Jezus rzekł: „Mówisz to od siebie, czy też inni powiedzieli ci to o Mnie?”. Wówczas Piłat powiedział: „Czyż ja jestem Żydem? To Twój naród i wyżsi kapłani wydali mi Ciebie. Co zrobiłeś?”. Jezus odpowiedział: „Moje królestwo nie jest z tego świata. Gdyby moje królestwo było z tego świata, moi podwładni walczyliby, abym nie został wydany Żydom. Teraz zaś moje królestwo nie jest stąd”. Wówczas Piłat rzekł Mu: „A więc jesteś królem”. Jezus odparł: „To ty mówisz, że jestem królem. Ja urodziłem się i przyszedłem na świat po to, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy, kto jest z prawdy, jest mi posłuszny”. Wtedy Piłat rzekł do Niego: „A cóż to jest prawda?”. I gdy to powiedział, znowu wyszedł do Żydów, stwierdzając wobec nich: „Ja nie znajduję w Nim żadnej winy. Jest zaś u was zwyczaj, że uwalniam wam kogoś na święto Paschy. Chcecie więc, abym wam wypuścił na wolność króla Żydów?”. Ponownie zaczęli wołać: „Nie Jego, ale Barabasza!”. A Barabasz był przestępcą. Wówczas Piłat zabrał Jezusa i kazał ubiczować. A żołnierze spletli koronę z cierni i włożyli na Jego głowę. Narzucili Mu purpurowy płaszcz, podchodzili do Niego i mówili: „Bądź pozdrowiony, królu Żydów”. Bili Go też po twarzy. Piłat zaś znowu wyszedł na zewnątrz i oznajmił im: „Oto wyprowadzam Go do was, abyście wiedzieli, że nie znajduję w Nim żadnej winy”. I Jezus wyszedł na zewnątrz w cierniowej koronie i purpurowym płaszczu. Wtedy Piłat powiedział do nich: „Oto człowiek!”. Gdy wyżsi kapłani i słudzy zobaczyli Go, zaczęli krzyczeć: „Ukrzyżuj! Ukrzyżuj!”. Piłat im odparł: „Weźcie Go i sami ukrzyżujcie! Ponieważ ja nie znajduję w Nim żadnej winy”. Żydzi mu odpowiedzieli: „My posiadamy Prawo i zgodnie z Prawem powinien umrzeć, gdyż uznał się za Syna Bożego”. Gdy Piłat usłyszał ten zarzut, bardzo się przestraszył. Wrócił ponownie do pretorium i zapytał Jezusa: „Skąd pochodzisz?”. Lecz Jezus nie dał mu żadnej odpowiedzi. Wtedy Piłat rzekł do Niego: „Nie chcesz ze mną rozmawiać? Czy nie wiesz, że mam władzę Cię uwolnić i mam władzę Cię ukrzyżować?”. Jezus mu odpowiedział: „Nie miałbyś żadnej władzy nade Mną, gdybyś nie otrzymał jej z góry. Stąd większy grzech popełnił ten, kto wydał Mnie tobie”. Od tej chwili Piłat usiłował Go uwolnić, lecz Żydzi zaczęli głośno wołać: „Jeśli Go wypuścisz, przestaniesz być przyjacielem cesarza. Kto bowiem uznaje siebie za króla, przeciwstawia się cesarzowi”. Kiedy Piłat usłyszał te słowa, polecił wyprowadzić Jezusa na zewnątrz i posadzić na ławie sędziowskiej, znajdującej się na miejscu zwanym Lithostrotos, a w języku hebrajskim Gabbata. Był to zaś dzień przygotowania Paschy, około godziny szóstej. Następnie Piłat rzekł do Żydów: „Oto wasz król!”. Ci natomiast zakrzyknęli: „Precz! Precz! Ukrzyżuj Go!”. Piłat więc ich zapytał: „Waszego króla mam ukrzyżować?”. Wyżsi kapłani odpowiedzieli: „Nie mamy króla oprócz cesarza”. Wtedy Piłat wydał Go im na ukrzyżowanie. Oni zaś zabrali Jezusa. A Jezus, dźwigając krzyż dla siebie, przyszedł na tak zwane Miejsce Czaszki, które po hebrajsku nazywa się Golgota. Tam Go ukrzyżowano, a wraz z Nim – z jednej i drugiej strony – jeszcze dwóch innych; Jezusa zaś w środku. Piłat kazał też sporządzić i umieścić na krzyżu tytuł kary, a było napisane: „Jezus Nazarejczyk, król Żydów”. Wielu Żydów czytało ten napis, ponieważ miejsce ukrzyżowania Jezusa znajdowało się blisko miasta i był on sporządzony w języku hebrajskim, łacińskim i greckim. Wyżsi kapłani żydowscy mówili więc Piłatowi: „Nie pisz «król Żydów», lecz: «To On powiedział: Jestem królem Żydów»”. Piłat jednak odparł: „To, co napisałem, napisałem”. Żołnierze po ukrzyżowaniu Jezusa zabrali Jego tunikę i płaszcz, który podzielili na cztery części – dla każdego żołnierza po jednej. Tunika nie była szyta, lecz z góry na dół cała tkana. Dlatego też postanowili wspólnie: „Nie rozrywajmy jej, lecz losujmy, do kogo ma należeć”. Tak miało wypełnić się Pismo: „Podzielili między siebie moje ubrania i o moją szatę rzucili los”. To właśnie uczynili żołnierze. Przy krzyżu Jezusa stała zaś Jego Matka, siostra Jego Matki, Maria, żona Kleofasa oraz Maria Magdalena. Gdy Jezus zobaczył Matkę i stojącego obok ucznia, którego miłował, zwrócił się do Matki: „Kobieto, oto Twój syn”. Następnie rzekł do ucznia: „Oto twoja Matka”. I od tej godziny uczeń przyjął Ją do siebie. Potem Jezus, wiedząc, że już wszystko się dokonało, aby wypełniło się Pismo, rzekł: „Pragnę”. A znajdowało się tam naczynie pełne octu. Nałożono więc na hizop gąbkę nasączoną octem i podano Mu do ust. Kiedy Jezus skosztował octu, powiedział: „Wykonało się”; po czym skłonił głowę i oddał ducha. Ponieważ był to dzień przygotowania Paschy, i aby ciała nie wisiały na krzyżach w szabat – był to bowiem uroczysty dzień szabatu – Żydzi poprosili Piłata o połamanie nóg skazańcom i usunięcie ich. Przyszli więc żołnierze i połamali golenie pierwszemu, a potem drugiemu, którzy byli z Nim ukrzyżowani. Gdy podeszli do Jezusa i zobaczyli, że On już nie żyje, nie połamali Mu goleni, natomiast jeden z żołnierzy włócznią przebił Jego bok, z którego zaraz wypłynęła krew i woda. O tym daje świadectwo ten, który to widział, a jego świadectwo jest prawdziwe. On wie, że mówi prawdę, abyście i wy uwierzyli. Stało się to bowiem, aby się wypełniło Pismo: „Nie będziecie łamać jego kości”. Pismo mówi też w innym miejscu: „Będą patrzeć na Tego, którego przebili”. Po tym wszystkim Józef z Arymatei, który był uczniem Jezusa, lecz ukrytym z obawy przed Żydami, poprosił Piłata, aby mógł zabrać ciało Jezusa. Gdy Piłat wyraził zgodę, przyszedł i wziął Jego ciało. Przybył także Nikodem, który po raz pierwszy zjawił się u Jezusa nocą. On przyniósł około stu funtów mirry zmieszanej z aloesem. Zabrali oni ciało Jezusa i zgodnie z żydowskim zwyczajem grzebania owinęli je w płótna wraz z wonnościami. W miejscu ukrzyżowania znajdował się ogród, w ogrodzie zaś nowy grobowiec, w którym jeszcze nikt nie był pochowany. Tam więc, ponieważ grobowiec był blisko, złożono ciało Jezusa ze względu na żydowski dzień przygotowania.
Czytaj dalej...
Miejsce na Twoją reklamę 300x250px
|
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.