W niegdyś potężnym królestwie wszczęły się spory i waśnie, a nawet bitki i rozruchy. Czarnoskórzy mieszkańcy krainy zaczęli atakować białych swych współobywateli. Kazali im klękać przed sobą na jedno kolano. Biali zawstydzeni faktem, że byli ongiś suprematorami, chętnie poddawali się samobiczowaniu. Na domiar złego w granice tego królestwa zaczęły wdzierać się rzesze obcych przybyszów, łasych na resztki bogactw zwaśnionych.
W takim to stanie nędznym przebywając, zdecydowali się w końcu obywatele tej krainy na wybór nowego władcy. W szranki o koronę stanęło dwojga konkurentów – rudy wiewiór i szczwana liszka. Liszkę nazywano szczwaną, bo posiadła ona w sposób niemal perfekcyjny sztukę gadania na opak. Konia mogła nazwać mułem, wróbla – łabędziem, a samca – samicą, byle tylko on sam tak się zdefiniował. Miała chytry rozum, ale głupia była w istocie, gdy chodzi o jej inteligencję. Rudy wiewiór z kolei był bardziej prostolinijny, choć – owszem – nieco zarozumiały, wyniosły i egocentryczny. Można by nawet powiedzieć na niego bufon, tyle że odważny i dziarski. W odróżnieniu od szczwanej liszki bronił tradycji i starych zwyczajów słusznie uznając, że były one ostoją i powodem wielkości ich królestwa.
Aby wybrać sobie króla, obywatele krainy zebrali się na ogromnym majdanie, gdzie przed nimi mieli zaprezentować się kandydaci. Ci stanęli na środku placu na przeciwko siebie, gotowi do słownych utarczek. Gdy wiewiór zaczął przemawiać majestatycznie i z pompą, słońce zaczęło jaśniej świecić i nawet wiatr ustał. Zebrani słuchali jego mowy w skupieniu. Nagle jednak ciszę zakłócił jakiś hałas. Powietrzem wstrząsnął huk wystrzału. Ktoś zdradziecko strzelił do Rudego i kula niechybnie trafiłaby go prosto w skroń, gdyby nie to, że w ostatnim dosłownie ułamku sekundy odwrócił on głowę w kierunku liszki, by zadać jej pytanie, więc kula gwiznęła mu tylko koło ucha (lekko je drasnąwszy) i chybiła celu. Wiewiór, choć trochę krwawił, to jednak wcale się nie stropił. Pięścią pogroził zamachowcu (którego na ziemię powalili oburzeni słuchacze) i zwracając się do swej rywalki pytał ją, czy przypadkiem swej wiedzy nie czerpie ze źródeł pozarozumnych, skoro twierdzi, że miliony obcych nachodzących ich krainę tylko ją ubogacą i uszlachetnią swą obecnością.
Zaczepiona niewygodnym pytaniem liszka zrobiła zręczny unik retoryczny i zamiast odpowiedzieć wprost na pytanie, rzekła przymilnie do adwersarza: „Zdrowia ci życzę wiewiórze, skoro na rozum już za późno (był to przytyk do jego sędziwego wieku). Mózg pewnie masz w stanie spoczynku, skoro twierdzisz, że ci biedni wędrowcy są dla nas zagrożeniem. Oni przecież będą dla nas pracować, powiększając nasz dobrobyt i na domiar ubogacą nas swą pierwobytną kulturą”. Wiewiór zaczepkę o jego mózgu zignorował, jak nieświeże powietrze (choć go ukłuła). Wydął wargę w poczuciu wyższości i kazał liszce zdjąć jej ideologiczny skafander, „bo widzę, że głupota trzyma się twojej głowy”, podrwiwał ze swej rozmówczyni, a odnosząc się do meritum rzucił prosto w pyszczek szczwanej adwersarce, że z powodu jej ubogacających migrantów mieszkańcy królestwa boją się wieczorami wychylić nawet nosa ze swego domostwa. Wszędzie przecież słychać o napaściach i gwałtach. – A i ty sama nadobna liszko, jakoś nie wpuściłaś pod swój dach biednych migrantów, gdy zimą marźli pod twoimi oknami, przypomniał rozmówczyni kompromitujący ją fakt.
Szczwana liszka poczuła, że taki argument prosto z mostu trafił ją dokładnie w splot słoneczny. Nerwowo zawierciła się więc na pięcie, ale odgryzła się z tupetem:- Gadam głupio tylko wówczas, gdy mam do czynienia z durniem, dla którego szkoda marnować mi cenne dary mego wielkiego umysłu. Migrantów nie wpuściłam, bo, bo... – tu liszka poczuła, że impet myśli, który wydawał się narastać w jej głowie, nagle stanął jak koń przed przeszkodą, z powodu braku wrodzonej inteligencji rozmówczyni – dlatego w końcu tylko bąknęła coś o bólu głowy czy nawet migrenie, które jej nie pozwoliły przyjąć drogich gości. Rozumiejąc jednak, że w tym temacie brnie w ślepy zaułek, postanowiła go zmienić i złośliwie uśmiechając się do adwersarza zapytała: - Jeden argument szczególnie katuje mi mózg, dlaczego wy samce zgotowaliście „piekło samicom”, zabraniając im decydować o własnym ciele?
Myślała, że tą celną manipulacją powali z nóg adwersarza. Wiewiór jednak nie dał się zaskoczyć, tylko raczej zaskoczył samą liszkę niespodziewaną ripostą: „Hello Miss, jak twoje zdrowie reprodukcyjne dziś?”, rzucił retoryczne pytanie i sam z mety na nie odpowiedział w imieniu Miss. „I am fine, właśnie uśmierciłam własne potomstwo”! Absurdalność bełkotu lewaków z tych dwóch zdań wypływała jak Amazonka z bezkresnej dżungli. Liszka więc nieco skonfudowana spróbowała się zrewanżować i podjęła próbę ośmieszenia patriotycznych uczuć rudego Wiewióra. Rzuciła mu złośliwie, że czapeczkę z flagą jankeską nosi pewnie dlatego, że nie stać go na porządny maszt. Sam więc z tą swoją flagą na głowie stał się jak słup, plunęła mową nienawiści. Wiewiórowi w przypływie patriotycznych uczuć poczerwieniał koniec nosa. Złość go ogarnęła na przebiegłą gawędziarkę. Na chwilę nawet zapomniał języka w gębie. Ale szybko się zreflektował i głośno wykrzyknął: „Make Hamerica Great Again”! - i zaczął ciskać oczyma gromy na prowokatorkę. „Weź tabletkę na spokój”, dalej znęcała się nad oponentem liszka, pragnąc całkowicie go wytrącić z równowagi. Wtedy byłaby już pewna Wiktorii, bo wnerwiony wiewiór przestawał panować nad sobą i mógł popełnić największe głupoty, na co tylko czekała szczwana łasica.
Ale nie doczekała się. Zawód ją raczej dotknął srogi, bo wiewiór w ostatniej chwili opanował swe emocje, prowokacje konkurentki tylko go zmobilizowały, więc ruszył do słownego kontrataku: „Lewacy wariują szybciej,niż ja nadążam”, grzmiał z miną zimnej kobry. „Poza destrukcją i niszczeniem naszej cywilizacji nie mają nic do zaoferowania. Chcą dyktatury i strachu, a nie wolności i demokracji. Prawdy nie dostrzegają, choćby była ona jak wieżowiec na Manhatannie”, coraz bardziej rozkręcał się w krasomówstwie rudy wiewiór. Szczwana liszka tymczasem po tak nakautujących słowach prawdy chciała już tylko zapaść się pod ziemię. Zamiast więc aktywizować głowę, zaktywizowała nogę. Zwiała z majdanu, pozostawiając po sobie tylko zwiewny zapach francuskich perfum.
Wiewiór sam został na środku placu, otaczając zebranych triumfalnym wzrokiem zwycięzcy. Z tłumu zaczęły się sypać głosy wiwatujących na cześć nowego króla...
Tadeusz Andrzejewski,
bajkopisarz
Komentarze
Takie słowa dają nam wielkie nadzieję wiązane z kadencją nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Ten układ deep state ingeruje również w wybory w innych państwach, we Francji czy zapewne w jakimś stopniu także na Litwie.
"Dziękuję wszystkim moim Rodakom (Polakom i Amerykanom polskiego pochodzenia) uprawnionym do głosowania w USA, którzy oddali swój głos w wyborach prezydenckich. Wzięliście w swoje ręce odpowiedzialność za przyszłość Ameryki. Niech będzie Wielka z pożytkiem dla Was, ale także dla bezpieczeństwa i pomyślności Polski."
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.