Tymczasem pierwszą turę wyścigu do pałacu prezydenckiego mamy już za sobą. Jej niekwestionowanym zwycięzcą zgodnie z przewidywaniami został urzędujący głowa państwa Gitanas Nausėda, który 12 maja zdobył ponad 44 proc. głosów wszystkich głosujących. Tak naprawdę od początku intrygą było, kto zostanie rywalem Nausėdy w II turze, nie zaś wynik samego prezydenta. Czy premier konserwatystka Ingrida Šimonytė, czy – być może – kandydat niezależny, którego ostatecznie poparła partia chłopów i zielonych, Ignas Vėgėlė. Šimonytė, która musiała drżeć o swój wynik do końca, ostatecznie uratowali wyborcy dużych miast, w których dość wyraźnie pokonała Vėgėlė, i z wynikiem 19,86 proc. weszła do II tury. Vėgėlė musiał zadowolić się trzecim miejscem z wynikiem nieco ponad 12 proc.
Wybory, które odbywały się w cieniu wojny za wschodnią granicą, siłą rzeczy za główny wektor sporu musiały mieć bezpieczeństwo. Ale intrygi na tym polu nie było, bowiem praktycznie wszyscy kandydaci (za wyjątkiem kowieńczyka Eduardasa Vaitkusa) wykazali się zrozumieniem powagi sytuacji, pokazali dojrzałość polityczną w tym aspekcie, należyte zrozumienie roli sojuszy wojskowych (NATO), bez których Litwa jak i podczas II wojny światowej padłaby w ciągu kilku godzin.
Nieoczekiwanie jednak (a może wcale oczekiwanie) intrygą w dyskusjach przedwyborczych okazały się kwestie światopoglądowe. Narodowy nadawca LRT bardzo wyeksponował sprawy jednopłciowych związków partnerskich czy Konwencji Stambulskiej, które to zagadnienia za przyczyną obecnie rządzącej konserwatywno-liberalno-liberalnej koalicji nie schodzą z wokandy politycznej nawet w samej końcówce kadencji sejmowej. Zagadnieniu LRT poświęciło jedną z debat, która przebiegła burzliwie. Wykazała ona, że gorącymi zwolennikami sprzecznych z litewską Konstytucją jednopłciowych związków partnerskich są premier Ingrida Šimonytė oraz były szef litewskiego Sądu Konstytucyjnego profesor Dainius Žalimas, za którego prezesowania to litewski Trybunał Konstytucyjny orzekł kuriozalną definicję małżeństwa jako „neutralnego płciowo”. Šimonytė powyższy bełkot genderystów w pełni popiera, zapewniła podczas debaty, że gdyby była wybrana na prezydenta, to podpisałaby ustawę o neutralnych płciowo związkach partnerskich. Pod taką ustawą podpisałby się też Giedrimas Jeglinskas, kandydat partii „Vardan Lietuvos”. Wszyscy inni kandydaci – Nausėda, Vėgėlė, Žemaitaitis, Vaitkus i Mazuronis – bardziej lub mniej ostentacyjnie taką możliwość odrzucili. Wyborcy, jak pokazały wyniki głosowania, również dość ostentacyjnie odrzucili kandydatów wspierających tęczową rewolucję na Litwie. Jaglinskas zaliczył ostatni wynik – 1,36 proc., ambitny Žalimas, który liczył na 10 proc., otrzymał finalnie niespełna 3,6 proc. i był trzeci od końca. Potem tłumaczył, że jego potencjalni wyborcy „głosowali strategicznie”, czyli nie na niego tylko na Šimonytė. Dzięki ich błyskotliwości i wyrobieniu politycznemu premier weszła do II tury, ratując tym samym honor kandydatów „niepopulistycznych”. Žalimas bowiem do takowych zaliczył wśród ósemki startujących tylko siebie i Šimonytė właśnie. Wypadł zatem profesor w wyborach jak bohater skeczu aktorów Szyrwinda i Dzierżawina, w którym ten ostatni występujący pod ksywą Zakadr Zakadrowicz Nietronutyj był tak „popularny” w sferach filmowców, że tylko w ostatnim roku „nie sniałsia aż w 17 kartinach” (na naszego Zakadra Zakadrowicza nie zagłosowało 12 maja aż blisko 97 proc. świadomych wyborców).
Ale omawiane wybory miały też dwa wątki personalne, prestiżowe. Chodzi o osobistą rywalizację prezydenta Nausėdy i premier Šimonytė oraz dwóch profesorów prawa czyli właśnie Žalimasa i Vėgėlė. W tym ostatnim przypadku konflikt personalny wynikał również z odmiennego traktowania litewskiego prawa i Konstytucji, gdy idzie o już wspomniane ustawy i konwencje dotyczące rodziny, małżeństwa, płci ludzkiej. Profesor Vėgėlė we wszystkich tych przypadkach stał na stanowisku konstytucjonalisty, który broni litery prawa przed manipulacjami i interpretacjami rodem z „brukselskiej szkoły prawa”, gdzie – jak trzeba – to ślimaka uzna się za rybę, a marchewkę za owoc. Twardo bronił instytucji małżeństwa w konstytucyjnym znaczeniu jako „dobrowolnego związku mężczyzny i kobiety”. Tymczasem profesor Žalimas jest na zupełnie innym biegunie prawnym w tym ideologicznym w jego interpretacji temacie. Dość powiedzieć, że posunął się swego czasu nawet do gróźb wobec sędziów, którzy uczciwie zgodnie z litewskim prawem odmówili legalizacji związków partnerskich dla dwóch par jednopłciowo męskich, argumentując, że na Litwie brak jest odpowiedniej ustawy. Žalimas oburzony takim werdyktem sugerował wówczas w mediach, że takim sędziom nie miejsce w litewskim sądownictwie, ponieważ w tym przypadku musieli orzekać nie na mocy prawa litewskiego tylko europejskiego oraz morali. Jakiej morali, nie sprecyzował. A my nie będziemy dopytywać pełni obawy, że może rozum profesora zniknął po prostu, gdy dowiedział się o werdykcie sędziów nieodpowiadającym jego ideologicznemu widzimisię. Profesor Vėgėlė bez mała czterokrotnie przeskoczył w wyborach na prezydenta swego kolegę profesora Žalimasa.
Prestiżowy pojedynek, jako się rzekło, stoczyli też Nausėda z Šimonytė. Wystarczy sobie przypomnieć, że przed 5 laty obaj kandydaci już skruszyli ze sobą kopie wyborcze i wtedy Šimonytė doznała zawstydzającej klęski w II turze, mimo wygranej w pierwszej. Trauma po niespodziewanej kompromitacji w II turze później rzutowała na całą kadencję w postaci niewspółpracy konserwatystów z wybranym prezydentem. Próbowali go wręcz anihilować na urzędzie, pozbawiając np. kompetencji w polityce zagranicznej. Te słynne boje o uniemożliwienie prezydentowi Nausėdzie reprezentowania Litwy w Brukseli, którą to funkcję przejął on po swej poprzedniczce na urzędzie Dali Grybauskaitė. Konserwatyści uznali jednak, że ponieważ Šimonytė zna angielski i jest premierem, więc to ona ma jeździć do stolicy europejskich biurokratów. Prezydent ostatecznie nie dał się wykolegować z Brukseli, a jego racje i wyższość kompetencji w polityce zagranicznej właśnie potwierdzili wyborcy 12 maja.
Wszelkie prognozy na II turę też są jednoznaczne. Nikt nawet nie gdyba, kto zwycięży (choć oczywiście wybory rozpoczynają się od pustej kartki, od nowa i trzeba na nie przyjść). Jedyną niewiadomą pozostaje, czy Nausėda wygra proporcją 80 proc. do 20 proc., czy może Šimonytė uda się wyszarpać maksimum potencjału liberalnych sił i przegrać tylko wynikiem 30 proc. do 70 proc. Puentując całość wyników I tury, nie sposób nie dostrzec bardzo dobrego rezultatu (ponad 9 proc.) Remigijusa Žemaitaitisa, który jeszcze niedawno wydawało się, że leżał na deskach po tym, gdy został przez Sąd Konstytucyjny pozbawiony mandatu posła. Utopijny w poglądach na litewską neutralność w sferze bezpieczeństwa kowieńczyk Eduardas Vaitkus może święcić wiktorię ze swymi ponad 7 procentami poparcia.
A zatem jeżeli chodzi o końcowy wynik wyborów prezydenckich, mamy w zasadzie pełną jasność. Inaczej zaś rzecz wygląda, gdy chodzi o wybory do Parlamentu Europejskiego. Profesor Žalimas, który kandyduje również do PE, w kilka godzin po swej kompromitacji prezydenckiej ogłosił, że jest politykiem „antypopulistycznym” i w tym celu właśnie wybiera się do Brukseli, by walczyć z populistami. Liczy przy tym, że na te wybory do urn przyjdą wyborcy „bardziej rozgarnięci politycznie” i docenią jego profesorską magnificencję. Jako oczywisty populista w oczach profesora (bo uważam, że małżeństwo składa się z mężczyzny i kobiety, a i klimat jest pojęciem obiektywnym niepodlegającym regulacji człowieka) zachęcam do wyborów europejskich 9 czerwca i zepsucia dobrego nastroju „niepopulistom” z dziurą ozonową w ich głowie raczej, nie w niebie...
Tadeusz Andrzejewski,
radny rejonu wileńskiego
Komentarze
Dlatego głosujmy na kandydatów uczciwych, dbających o rodzinę, o polska tradycję, o wiarę i chrześcijańskie dziedzictwo.
Czyli W.Tomaszewski, AWPL lista 6.
Zawsze głosuję za AWPL, również teraz nie mam wątpliwości żeby poprzeć naszą polską listę.
to się nazywa nokaut 85 - 15
sajudzistka na deskach a ludzie pokazali jak naprawdę oceniają nieudolne i skandaliczne rządy premier i tej fatalnej koalicji
W przypadku AWPL-ZChR ludzie wiedzą na kogo mają głosować. I najważniejsze, że wiedzą za co: za uczciwość, aktywne działania w rejonach. Za wspieranie rodzin, pracowników, polskiej oświaty i praw należnych mniejszościom narodowym co jest zapisane w traktatach. Za niezłomną obronę polskości i wiary.
Dlatego głosujmy AWPL-ZCHR lista nr 6.
W ten sposób, przy urnach wyborczych, mieszkańcy "podziękowali" tym nieudacznikom którzy źle prowadzą sprawy kraju, pogarszają sytuację ludzi, a na dodatek szczują przeciwko mniejszościom narodowym.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.