Napisałem o ewenemencie prawnym, jaki wypichciło ministerstwo sprawiedliwości pod kierownictwem Eweliny Dobrowolskiej, gdyż jak dotąd Sąd Konstytucyjny orzekał o zgodności z Konstytucją już uchwalonych przez Sejm ustaw. Tymczasem tym razem od „Sądu Ostatecznego Słowa” żąda się, by ten orzekł, czy jest zgodne z Konstytucją nieistnienie określonego prawa. Jako żywo jest to coś tak prawnie nieobyczajnego, jak sam przedmiot skargi.
W litewskich mediach w miniony weekend przebrzmiała sensacyjna wiadomość, że ministerstwo sprawiedliwości przygotowało wniosek do Trybunału Konstytucyjnego, w którym domaga się oceny od tej instytucji, czy „nieistnienie instytutu partnerstwa” jest zgodne z Ustawą Zasadniczą. Jakie jest uzasadnienie tak karkołomnego wniosku? Bałamutne. Jak wszystko zresztą u noworyszów nowoczesności ukąszonych przez ideologię. We wniosku twierdzi się, że Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu orzekł był „pozytywny obowiązek” dla państw sygnatariuszy, by uregulowały one w jakiś tam prawny sposób związki osób jednopłciowych, tak by nabyły one ochronę prawną państwa. Na Litwie ponadto – argumentuje ministerstwo – sądy odmawiają małżeństw bądź związków partnerskich dla osób tej samej płci, powołując się na nieistnienie odpowiedniego prawa. Ergo - takie prawo ma być. A że go nie ma, więc istnieje domniemanie, że w ten sposób łamana jest litewska Konstytucja, gdyba resort sprawiedliwości.
W szczegółach ogólnych ministerstwo chce pytać Trybunał, czy jest zgodny z Konstytucją przepis litewskiego Kodeksu cywilnego, który zakłada możliwość istnienia związków partnerskich tylko dla kobiety i mężczyzny. Wątpliwości ministerstwa justycji są w tym miejscu ogromne, ponieważ litewska Konstytucja głosi zakaz dyskryminacji wszelakiej oraz równość osób. Stąd zaś jak byk wynika, że państwo zobowiązuje się chronić wszelkie rodziny, które tylko odpowiadają konstytucyjnemu rozumieniu rodziny. I tutaj dochodzimy właśnie do clou sprawy. Do miejsca, gdzie został właśnie pies pogrzebany. Bo pamiętajmy, że litewski Sąd Konstytucyjny już przecież udowodnił swego czasu, iż na Litwie rodziny są „neutralne płciowo”. Skąd mu to wyszło? Ano stąd, że sędziowie sądu stwierdzili, iż na Litwie bywają rodziny składające się tylko z matki i córki albo z ojca i syna, albo z babci i wnuczki etc., a więc są to rodziny – jak mącił Sąd Konstytucyjny – jednopłciowe. A że one są, więc jak dalej mącił, oznacza to możliwość istnienia takich rodzin. Stąd każdemu musi być jasne, że takież rodziny mogą zaistnieć i między dwiema – na ten przykład – paniami albo dwoma panami, bo inaczej to przecież byłaby dyskryminacja. Słowem wniosek Sądowi Konstytucyjnemu nasunął się taki, że rodziny na Litwie bywają płciowo różne, zatem należy uznać, że definicja rodziny litewskiej powinna być „neutralna płciowo”. Gdyby taką ocenę definicji rodziny miałby się podjąć, dajmy na to, profesor-egzaminator z kultowej komedii „Opieracja „Y” i drugije prikliuczienija Szurika” to pewnie by powiedział, że za manipulację – „dziesiątka”, a za przedmiot – „nieud”, czyli niedostateczne. Litewski TK celowo bowiem myli porządki definiując przez pryzmat płciowy rodzinę i suponując tym samym, że neutralne płciowo mogą być również związki partnerskie, skoro tak jest zdefiniowana rodzina. Tymczasem rodziny między matką i córką jak dotychczas były definiowane jako rodziny niepełne. Znamy też rodziny dalsze i bliższe, wielodzietne i bezdzietne, ale nigdy „neutralne płciowo”. Jest to wymysł genderowy wymyślony na konkretną potrzebę. Potrzebę udowodnienia, że litewska Konstytucja od zarania przewidywała rodziny, związki, małżeństwa (w dalszej perspektywie) osób tej samej płci. Jest to celowe pomieszanie pojęć. Matka i córka stają się rodziną niepełną wskutek pewnych okoliczności, np. śmierci ojca albo jego odejścia. Co innego zaś gdy chodzi o związek dwóch panów czy pań, jest on oparty na akcie decyzyjnym od początku wadliwym konstytucyjnie, a na dodatek jest oparty również na relacjach seksualnych. Więc są to dwa różne porządki. Słusznie w tym miejscu zauważa prezydent Gitanas Nausėda twierdząc, że „rodzina powstaje tylko w skutek małżeństwa”. Zatem rodzina jest wtórna w stosunku do małżeństwa, z którego wypływa. Najpierw zawiera się małżeństwo, potem na jego podstawie rodzi się rodzina. Według litewskiej Konstytucji (art. 38 (...) małżeństwo powstaje na podstawie wolnej decyzji mężczyzny i kobiety...), małżeństwo jest możliwe tylko pomiędzy kobietą i mężczyzną. Nie ma tam ani słowa o „neutralnych płciowo” aktach małżeńskich (względnie związkach partnerskich jako odpowiednika).
Nie trzeba być prawnikiem, aby rozumieć tak elementarne pojęcia. Niestety, trzeba być dopiero sędziami Sądu Konstytucyjnego Litwy, by te elementarne pojęcia rozumieć inaczej niż to rozumieją od wieków zwyczajni ludzie. Partia „Laisvė” bardzo właśnie liczy na to, że aktualni sędziowie litewskiego Trybunału Konstytucyjnego będą rozumieć problem neutralnych płciowo rodzin i związków tak jak trzeba, by rozumieli. A wtedy uznają oni, że „nieistnienie instytutu partnerstwa” jest sprzeczne z litewską Konstytucją. Wówczas Sejm RL nie będzie miał wyjścia i będzie zmuszony uchwalić ustawę o neutralnych płciowo związkach partnerskich, czego dotychczas mimo nadludzkich starań laisvietisów nie zrobił. To że aktualni sędziowie litewskiego TK są otwarci na genderowe nowinki, dowodzi również jego niedawne orzeczenie o zgodności z Konstytucją Litwy Konwencji Stambulskiej. TK tak uznał, mimo że Konwencja wprowadza do obiegu prawnego pojęcia „płci kulturowej”, jakie to pojęcie nie jest znane litewskiej jurysprudencji. Dla przykładu bułgarski Trybunał Konstytucyjny właśnie z tego powodu uznał Konwencję Stambulską za sprzeczną z bułgarską Konstytucją. Powiedział wprost, że bułgarskiemu systemowi prawnemu nie jest znane pojęcie „płci kulturowej”. Litewskiemu – wygląda na to – jest znane. Przynajmniej tak uważają aktualni litewscy prawnicy z Sądu Konstytucyjnego. Na czym opierają oni swą wiedzę w tej materii, nikt nie wie. Bo wiedzieć nie może, gdyż w litewskim systemie prawnym „płeć kulturowa” nie istnieje, nawet gdyby sędziowie mieli ją szukać w Litewskich Statutach z XVI wieku.
To że kasta sędziowska potrafi dokonać zamachu na system prawny swego państwa, ba na własną Konstytucję, dowodzi chociażby casus orzeczenia amerykańskiego Sądu Najwyższego (który uchodzi tam za Trybunał Konstytucyjny) z lat 70. zeszłego stulecia w sprawie dopuszczalności aborcji. Amerykańscy sędziowie wówczas orzekli niezgodność z Konstytucją zakazu aborcji powołując się na... łamanie prawa kobiety do prywatności. Trzeba było 50 lat, by absurdalny wyrok został wreszcie obalony przez sędziów Sądu Najwyższego USA, którzy poważnie traktują prawo i swoją misję jako najwyższych stróżów prawa. Dopiero kilka lat temu Sąd Najwyższy zrewidował absurdalne orzeczenie w sprawie aborcji z lat 70. orzekając, że w amerykańskiej Konstytucji nie ma ani słowa, które by sankcjonowałoby legalność aborcji.
Miejmy nadzieję, że w naszym państwie nie trzeba będzie 50 lat, by zrewidować ideologiczne orzeczenia Sądu Konstytucyjnego. Już dziś znajdą się poważni politycy (również w koalicji rządzącej) traktujący nasz system prawny z powagą, szanujący naszą Konstytucję. Absurdalny wniosek ministerstwa sprawiedliwości do TK za ich przyczyną powędruje więc do kosza. W wariatkowie bowiem jego bywalcy owszem mogą się uznawać za napoleonów, inni mogą uznawać ich dystynkcje na terenie wariatkowa. W naszym jednak przypadku mówimy o państwie. Nikt nie ma prawa traktować go jak jedno wielkie prawne wariatkowo...
Tadeusz Andrzejewski,
radny rejonu wileńskiego
Komentarze
Przypominam że to AWPL-ZCHR pryncypialnie i jednogłośnie opowiada się za koniecznością lustracji. Jednak składane projekty były odrzucane przez litewskich polityków, którzy widocznie sami mają wiele na sumieniu bądź bronią dawnych post-sowieckich układów.
Co do Okińczyca to jego nazwisko było jedynym polskim na "liście Tomkusa" współpracowników sowieckiej KGB opublikowanej w gazecie Respublika.
Po wyborach 2020 r. pojawiły się informacje, że ojciec Tapinasa, tego co tak agresywnie i łamiąc prawo atakował polską partię przed wyborami (pewny swojej bezkarności), ale też ojciec nowo wybranej w wyniku tych nieuczciwych wyborów marszałek sejmu Čmilytė-Nielsen, zajmowali wysokie stanowiska w KGB i warto zwrócić uwagę, czy nie będzie to wpływało na litewską politykę. A właściwie już wpływa, patrząc na poczynania Tapinasa i nominację Čmilytė.
Podobnie jest z KGB-istowskimi powiązaniami z czasów sowieckich towarzyszy Balcewicza, Wołkonowskiego czy Okińczyca, oni wciąż mieszają ludziom w głowach, pytanie tylko w czyim interesie i na czyje polecenie.
Mam przekonanie, że wyborcy zakończą to wariactwo w wyborach jesienią, gdy partia „Laisvė" wyleci z parlamentu i przestanie tak bardzo szkodzić krajowi i mieszkańcom.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.