Zdaniem ministra, to ugrupowanie polityczne (chociaż wiadomo, że organizatorem wiecu protestu był Związek Polaków na Litwie) świadomie zwiodło część dzieci wspólnot narodowych, nauczycieli i kierowników szkół, nawołując do obrony tego, na co nikt nie napada.
Minister stwierdza: wygląda na to, że politycy po prostu sieją niepokój i manipulują, dążąc do własnej korzyści, ponieważ szkół z językiem nauczania w języku wspólnot narodowych nie planuje się zamykać, warunki kształcenia też nie są pogarszane. Zdaniem Jakštasa, nie podjęto ani jednego postanowienia, które mogłoby pogorszyć sytuację szkół z językiem wykładowym wspólnot narodowych.
W swojej opinii G. Jakštas podkreślił, że chociaż dyskusje co do zwiększonego nauczania języka litewskiego się odbywają, jednak nie ma się zamiaru tego robić kosztem języka ojczystego. Obecnie, jak akcentuje, dyskutuje się zasadniczo na temat tego, jak zwiększyć nauczanie języka litewskiego na etapie wychowania i kształcenia przedszkolnego i początkowego. Kierownik resortu akcentuje, że nie ma zamiaru robić tego kosztem języka ojczystego. Twierdzi, że nie są też omawiane zmiany w Ustawie o oświacie w kwestii możliwości uczenia się języka ojczystego i w języku ojczystym.
Minister podaje również do wiadomości, że szkoły „ patrzące do przodu” bez dodatkowego reglamentowania (!) wcielają w życie środki, by dzieci uczące się w nich mogły jak najlepiej nauczyć się i jak najczęściej używać języka litewskiego.
W swoich wywodach pan minister jednak zapomniał dodać, że to on w styczniu rozważał o możliwości znalezienia legalnych dróg do zamykania szkół z rosyjskim językiem nauczania i dopiero po wielce negatywnych reakcjach czołowych polityków, z tego się wycofał.
Takie zachowanie wysokiej rangi urzędnika nie mogło nie wzbudzić niepokoju wśród przedstawicieli wspólnot narodowych (tak określa mniejszości narodowe minister). Wydaje się, że pan minister, delikatnie mówiąc, nie traktuje obywateli poważnie, kiedy twierdzi, że np. zwiększając w przedszkolu ilość godzin obcowania w języku litewskim, nie zmniejszy się ich ilości do obcowania w języku ojczystym. Chyba jest oczywiste, że doba ma ciągle 24 godziny.
Tak samo proponowane w „dyskusji” przez ministerstwo wykładanie trzech przedmiotów całkowicie w języku litewskim (historii, geografii i wychowania obywatelskiego), uszczupli zakres używania w szkole języka ojczystego w procesie nauczania, na czym może ucierpieć wiedza z tych przedmiotów. Bo na co tak naprawdę będzie się zwracało więcej uwagi: na naukę historii i geografii, czy poprawność języka litewskiego. O ile nie będzie się zwracało uwagi na poprawność języka, mijamy się z celem. Uczniowie na takich lekcjach będą mieli więc nie lada wyzwanie: posługiwać się poprawnym językiem litewskim i przyswajać wiedzę z przedmiotu. W zasadzie na raz dwóch zajęcy nie da się ustrzelić. Więc chyba raczej nie tędy droga…
Podobnie jest z proponowanym przez ministerstwo w dyskusji zatrudnianiem nauczycieli-Litwinów w szkołach mniejszości narodowych (pomijając to, że takowych brak), którzy będą też musieli pełnić rolę wychowawców w klasach. Czyż nie przyczyni się to do uszczuplania zakresu używania języka mniejszości narodowych, w tym – w kontakcie z rodzicami…
Z kolei proponując w dyskusji, by w III i IV klasach gimnazjalnych naukę języka ojczystego (polskiego) uczynić do wyboru, nie tylko bardzo istotnie uszczupla się zakres używania języka ojczystego, ale też ogranicza dostęp uczniów do skarbnicy literatury i kultury narodowej. To właśnie na tym etapie nauki języka ojczystego, poznając szerzej kulturę, literaturę, analizując utwory, kształtuje się wartości, poglądy, świadomość narodową. Odbierając to młodzieży czynimy ją uboższą duchowo. Czy o to właśnie chodzi?
Minister nie odniósł się w swoim komentarzu do sprawy braku t tłumaczenia podręczników dla szkół mniejszości narodowych. Czy pan minister zdaje sobie sprawę, jak mogą jakościowo się uczyć dzieci nie mając podręczników. I czy to też może odnieść do kategorii „zwodzenia” przedstawicieli mniejszości narodowych, tak samo zresztą jak i straszenie tym, że przejście do nauczania w języku państwowym nieuchronnie nastąpi, właśnie z powodu braku podręczników i braku nauczycieli przedmiotowców znających języki mniejszości narodowych. Z goryczą można powiedzieć: „szczęście”, że obecnie tak samo, a może jeszcze w większym stopniu, brak jest nauczycieli w szkołach litewskich (bo jest ich więcej).
Urzędnik „zapomniał” powiedzieć, jak należy traktować proponowaną w ramach promowanej samodzielności samorządów ideę (przy braku zmian w Ustawie o oświacie, jak twierdzi) zakładania w szkołach mniejszości narodowych klas z litewskim językiem nauczania ( m. in. ma to miejsce w Wilnie). Minister zarzuca organizatorom (warto uściślić - nie „ jednej partii”, ale Związkowi Polaków na Litwie – najliczniejszej polskiej organizacji społecznej), że protestuje przeciwko dyskusji. Ale z kroków czynionych w trakcie „dyskusji” wyraźnie wynika ( widać to też w opinii o wiecu ministra), że resort nie chce słyszeć głosu polskiej diaspory. M. in. Stowarzyszenia Nauczycieli Szkół Polskich nas Litwie „Macierz Szkolna”, które wyrażając opinię społeczności szkolnych od lat akcentuje, że dążąc do celu poprawy znajomości języka litewskiego potrzeba odpowiednio przygotowanych nauczycieli do nauczania języka dla dzieci nie ojczystego (zrównanie programów i egzaminów z języka litewskiego dla wszystkich szkół nie uczynniło języka litewskiego dla uczniów szkół mniejszości narodowych ojczystym), dostosowanych podręczników, metodyki nauczania.
Spełnienie tych postulatów, przy obecnym systemie nauczania dzieci języka litewskiego od przedszkola, może rokować dobre wyniki. Przypomnieć warto, że dzieci, które od pierwszej klasy uczą się języka litewskiego według ujednoliconych programów, są dopiero na początku kursu szkoły podstawowej. Mają przed sobą 7 lat nauki do matury i dopiero po ich upływie będziemy mogli wyciągać wnioski co do opanowania przez nich języka litewskiego.
Jednak resortowi oświaty wygodniej, łatwiej i, co tu ukrywać, taniej, jest forsować zwiększenie obecności języka litewskiego w szkołach mniejszości narodowych, niż zatroszczyć się o odpowiednie warunki do nauczania tego języka zgodnie z propozycjami tychże mniejszości.
To forsowanie obecności litewskiego też jest cyniczne: przecież doskonale wiadomo, że nauczycieli brak. Ministerstwo Oświaty, Nauki i Sportu, które swoim brakiem kompetencji wykazało się podczas wręcz skandalicznie przebiegających sprawdzianach pośrednich, też w kwestii szkół mniejszości narodowych ją demonstruje. Nie dążąc do rzeczywistego rozwiązania sprawy, swoimi działaniami bulwersuje, sieje niepokój, kształtuje brak zaufania do instytucji państwowych. Nie sprzyja to w żaden sposób konsolidacji społeczeństwa kraju, która (o czym mówi się na każdym kroku) w dzisiejszej sytuacji geopolitycznej jest nam bardzo potrzebna i co, wydaje się, powinien rozumieć każdy, tym bardziej - urzędnik państwowy i zająć się bezpośrednim wykonywaniem obowiązków, a nie oskarżaniem tych, którzy dbają o przyszłość swoich dzieci o wyimaginowaną działalność.
Już nie raz mogliśmy się przekonać, że o ile nie zadbamy na czas sami o swoje, to nie omieszka się potraktować nas na zasadzie „większość lepiej wie, co jest najlepsze dla mniejszości”. I właśnie temu, by tak kolejny raz się nie stało, miał służyć nasz wiec protestu. Chcemy sami decydować, co jest najlepsze dla polskiego dziecka jako rodzice, dziadkowie, nauczyciele, działacze społeczni i mamy do tego prawo w demokratycznym, europejskim państwie.
Janina Lisiewicz
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.