Co prawda, wybory samorządowe w rejonie wygrała AWPL- ZChR (więc z czym tu się nie godzić), ale i tak dziwne jest to skojarzenie dziennikarki, by łączyć dofinansowanie do miejsc w prywatnych przedszkolach z wyborami. Jeżeli dziennikarka chciała widzieć w tym politykę partii rządzącej w rejonie, to jest pewnie niedowidząca na jedno oko. Sprawę przedszkoli na północnych obrzeżach stolicy politycznie od lat rozgrywa liberalno-konserwatywna opozycja, od której po ostatnich wyborach w tym temacie uzależnił się również mer.
Mówiąc o polityce przypomnieć warto, że jeszcze w końcówce poprzedniej kadencji ówczesne kierownictwo samorządu wystąpiło do ministerstwa oświaty i nauki, by kompleksowo i w sposób skoordynowany (ministerstwo dysponuje przecież również własną siecią placówek oświatowo-wychowawczych w rejonie) problem załatwić. Chodziło o to, by skooperować środki finansowe i uzyskać prawdziwy obraz, jeżeli chodzi o zapotrzebowanie na miejsca w przedszkolach. Wtedy, jak pamiętam, konserwatyści w rejonowej Radzie grzali temat nawet 500 brakujących miejsc (dane oficjalne na dzień dzisiejszy mówią o 92 oczekujących do przedszkoli, którzy są zameldowani w rejonie). I cóż do spotkań doszło, do gadania też. Jednak nie z winy samorządu do żadnej kooperacji nie doszło.
Tymczasem już Rada w nowym składzie zatwierdziła projekt i budżet na nowe przedszkole w Rzeszy. Budowa będzie kosztować kilka milionów. Ale żeby miliony na budowę przedszkoli wydawać, to warto zastanowić się nad sytuacją w sposób konceptualny: czy pompujemy grube środki, jak np. Wilno, w prywatny biznes przedszkolowy, czy może w sposób bardziej zrównoważony staramy się doraźnie pomóc rodzicom (nie tylko pieniężnie, ale i np. w odnalezieniu wolnych miejsc w przedszkolach samorządowych, które są) przy jednoczesnej rozbudowie własnej sieci. Nie muszę dodawać, że środki wydane na własną sieć zawsze są wartością dodaną samorządu jako instytucji publicznej.
Interes właścicieli prywatnych sieci jest oczywisty. Oczywiste jest też dla całej Litwy, kto na nim w kraju najbardziej zarabia. Trudno więc dziwić się, że w „spontanicznej”, przez nikogo „nie inspirowanej” pikiecie pod samorządem w dniu posiedzenia Rady pokazały się też osoby powiązane z Austėją Landsbergienė, właścicielką sieci prywatnych przedszkoli „Vaikystės sodai”. Evelina Janikaitė-Bojarskienė ma prawo domagać się pieniędzy dla prywatnych przedszkoli nawet w wysokości 500 euro miesięcznie, ale samorząd ma też prawo spróbować ten interes publiczny rozwiązać w sposób bardziej zrównoważony.
Miasto Wilno, na które tak chętnie powołuje się mer i liberalno-konserwatywna opozycja, za ostatnie lata na „Vaikystės sodai” i inne prywatne przedszkola wydało, bagatela, aż 52 mln euro, a deficyt miejsc w przedszkolach w stolicy i tak nie zniknął. Być może, gdyby stołeczni włodarze pieniądze w omawianym problemie wydawaliby bardziej z myślą o dobru dzieci i ich rodziców, a nie „Vaikystės sodai”, to temat ten już znikłby z wokandy. My w rejonie wileńskim powinniśmy wyciągać wnioski...
Tadeusz Andrzejewski,
radny rejonu wileńskiego
Komentarze
To jest przecież ewidentne działanie na szkodę mieszkańców.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.