A jak tutaj nie zapaść, skoro ludzkość nie wyciąga żadnych wniosków ze swych przestępczych dla klimatu praktyk. Na ten przykład nadal żre na potęgę mięso, choć – jak wiadomo wszystkim nowoczesnym – mięso pochodzi z uboju krów, które z kolei są główną przyczyną ocieplenia klimatu. Wydzielają przodem i tyłem gazy cieplarniane, psując tym samym powietrze i klimat. Krowy smrodzą, a jedzenie ich mięsa daje przecież asumpt rolnikom do tego, by je hodować w ilościach katastrofalnych dla Planety. I tak oto krąg się zamyka. Krąg, który wpędza Noblistkę w bezsenność, depresję i pomrukiwanie.
Stąd zrodziła się jej teza, którą Państwu zacytuję: „Dopóki będziemy hodowali inne żywe istoty na mięso, dopóty będziemy podejrzani sami dla siebie. Zabijanie na mięso to grzech, z którym sobie nie radzimy (...) może stąd bierze się tyle zła na świecie”. W okolicach wypowiedzenia tych słów przez Tokarczuk nagle na Campusie zgasło światło. Pewnie nawet napięcie elektryczne nie wytrzymało „mądrości” literatki i prąd zgasł. Zapadła ciemność i cisza. Internetowa relacja z wydarzenia też została przerwana bardzo szybko. Złośliwi mówią, że z powodu nadmiaru głupot wygłaszanych przez Noblistkę.
Gdy prąd w końcu się znowu pojawił, Tokarczuk nie zniechęcając się szarżowała dalej. Mówiła „o odmianach człowieka, który musi jeść mięso”, choć nauka już udowodniła, że wcale go konsumować nie musi. Ale jak już ktoś musi, to na przyszłość będzie to mógł czynić w sposób przyjazny dla środowiska, wlewała trochę optymizmu w zatroskane umysły i serca zebranych mówczyni. Jak to ma być? Drogą spożywania „kapsułki” (w domyśle sztucznie wyprodukowanej), którą „włożymy do czegoś w rodzaju mikrofalówki i ci, którzy będą musieli, zjedzą sobie takie udko kurczaka”. I w ten oto sposób weganie będą triumfować, a „odejście od zabijania zwierząt na mięso będzie kamieniem miliowym w rozwoju ludzkiej cywilizacji”. Powstanie (należy domniemywać) nowa cywilizacja zbieraczy korzonków, robaków, łapaczy szarańczy i innych jeszcze wegan. Polityka w tej cywilizacji będzie wegańska, a i sama demokracja też wegańska, bo „polityk, który omija kwestie katastrofy klimatycznej (nie będzie) godny zaufania”. Kropka.
Kto nie wpadł jeszcze w „depresję klimatyczną” po takim wykładzie Noblistki, temu gratulujemy. A tak naprawdę szczerze mówiąc, to brakuje mocy umysłowych, by ogarnąć wszystkie „mądrości” pani Olgi. Bo gdy tak na poważnie potraktować twierdzenie literatki, że hodowla zwierząt na mięso jest złem, to musielibyśmy też przyjąć, iż ludzkość od zawsze była zła. Gdyż zawsze hodowała i jadła. A idąc jeszcze krok dalej, to przyznamy wręcz, że samo życie jest złem, jakoże spożywanie mięsa potrzebne jest na ogół dla jego podtrzymywania, choć Noblistka temu zaprzecza. Twierdzi, że 800 mln Hindusów mięsa nie jada i „już wylądowali na Księżycu”. Cóż za koincydencja mięsa z Księżycem. Aż pomrukuje w głowie...
Gdy autorka „Ksiąg Jakubowych” skończyła z mięsem, to płynnie przeszła do innych głoszonych przez „nowoczesnych myślicieli” „mądrości”. Chodzi o wielokulturowość Europy, która jest osiągana drogą masowego przybywania (a raczej przypływania) do niej migrantów z Azji i Afryki. Ci, którzy przypłynęli i przyszli, „mają swój głos i zaczynają nim mówić nawiązując do swoich sposobów myślenia”, co bardzo raduje Tokarczuk. Raduje, gdyż w ten sposób rodzi się nam w Europie wielokulturowość np. łączy się kartezjańską Francję z afrykańskim animizmem. „I to się łączy, przeplata i powstaje nowa jakość”, zachwyca się z niej Noblistka. Dotychczas wprawdzie uważano, że pogańska kultura animistów raczej z chrześcijaństwem się nie łączyła. Bo wierzenia w dobre i złe Mzimu, o których pisał jeszcze Henryk Sienkiewicz w swej noweli „W pustyni i w puszczy”, nie były kompatybilne z wiarą chrześcijańską. Były uznawane za zabobony ludzi prymitywnych, którym należało pomóc opuścić strefę ciemnoty. Dziś literatka z Polski uważa, że jednak nie. Afrykański animizm pięknie się komponuje z kortezjańską kulturą Francji. I z tego powstaje coś pięknego, nowa jakość. Światłu już nie chciało się nawet wyłączać w tym miejscu. Noblistkę Tokarczuk i tak nic nie powstrzyma...
Na sam koniec zmuszony jestem jednak przekazać wieść hiobową dla Olgi Tokarczuk, która miewa „depresje klimatyczne”. Otóż właśnie odchodzi z Komisji Europejskiej wielki prekursor klimatyzmu, naczelny ideolog Zielonego Ładu komisarz Frans Timmermans, który rejteruje się z Brukseli, by udać się do rodzimej Holandii, gdzie głowę zaczyna podnosić antyunijna kontra. Socjalista Timmermans udaje się więc na holenderski front, by tam walczyć z kontrą, ale powstaje pytanie, kto wówczas zamiast niego będzie walczyć w Brukseli z ociepleniem klimatu? Przecież będzie bardzo trudno, a wręcz niemożliwe, znaleźć drugiego tak fanatycznego promotora bezładu, o pardon, Ładu Zielonego, który cofa Europę cywilizacyjnie. Depresja klimatyczna Tokarczuk, obawiam się, po takim newsie może tylko wzrosnąć i pogłębić się.
Chyba że Noblistka przyjmie prostą prawdę, że jedzenie mięsa nie jest przyczyną zła na świecie. Zło bierze się tam z czegoś zupełnie innego np. z ideologii, o których w Dekalogu mówi się, że osobom, które je promują lepiej byłoby koło młyńskie zawiesić u szyi i rzucić się do wody. A skoro już o moralnych przyczynach zła mówimy, to możemy dopuścić przypuszczenie, że katastrofy klimatyczne, które właśnie obserwujemy, mogą być znakiem biblijnym dla ludzkości z powodu jej moralnej kondycji. W Dekalogu o tym są proroctwa, a nic tam nie ma o złu z powodu jedzenia mięsa. Nie wiem, czy prawda ta przemówi do Mistrzyni słowa, jaką niewątpliwie pani Olga Tokarczuk jest. Czy ją uspokoi? Zabijanie zwierząt na mięso to nie grzech i nie trzeba z tego powodu siebie obwiniać, ani być podejrzanym sam na siebie. Drapieżniki, które polują na inne zwierzęta i je zjadają, to też jest normalność, choć dla nas ludzi nieco brutalna. Proszę nie przyklejać się głową do ściany (w emocjonalny sposób), nie straszyć swych wielbicieli depresją klimatyczną, bo prawda o „ostatniej generacji”, którą wyznaje całkiem spora grupa młodzieży na Zachodzie, nie jest prawdą. Jest wykwintem wyobraźni zastraszonych ponurymi wizjami zagubionych młodych ludzi, których na Campusie Pani właśnie indoktrynowała...
Tadeusz Andrzejewski,
radny rejonu wileńskiego
Komentarze
bynajmniej wcale nie są zatroskani losami ziemi
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.