Mrożek lepiej by nie wymyślał fabuły dla teatru komedii absurdu, jaki wymyślili konserwatyści. „Ich trzeba się bać”, że skomentuję słowami polskiego ministra oświaty poczynania litewskich genderystów w temacie, który uznają za „krytycznie ważny”. Posłanka Sejoniene, jedna z autorek projektu ustawy o neutralnych płciowo związkach partnerskich (została ona przemianowana w ramach kompromisu na Ustawę o Związku Cywilnym) w typowy dla tęczowych propagandystów sposób próbuje szantażem, groźbami i pseudonaukowymi argumentami wymusić na parlamencie przyjęcie normy prawnej, co do której Litwa nie ma żadnych zobowiązań międzynarodowych. Wstępując do Unii Europejskiej tematy rodziny oraz te dotyczące moralności zarezerwowaliśmy do wyłącznej wewnętrznej kompetencji. Więc ani Unii, ani tym bardziej NATO jest nic do tego, jakie związki partnerskie neutralne płciowo czy płciowo rozróżniające na Litwie będą czy też nie będą uchwalone.
Zresztą same określenie „litiśkai neutralus” jest bełkotem „naukowym” wymyślanym przez genderystów, by przykryć prawdziwy cel ustawy, która ma służyć jako preludium do uchwalenia małżeństw homoseksualnych w naszym kraju. Oni zawsze tak działają. Najpierw głośno się domagają tolerancji dla ich odmienności, potem chcą związków partnerskich, a na koniec zaś małżeństw homoseksualnych (jak równość to równość, argumentują) z obowiązkowym prawem do adopcji dzieci. Używając fałszywych słów i pojęć (byle osiągnąć cel), sami często plączą się we własnych nogach. W naszym przypadku, jeżeli ustawa ma być neutralna płciowo, to znaczy, że ustawodawcy zakładają istnienie płci ludzkiej. Bo skoro prawo ma być wobec płci neutralne, to i płeć ma być. Jak w takim razie, pytam, mają się czuć osoby, które się ogłosiły, że są „neutrum”. Czyli, że nie mają żadnej płci. Ta ustawa byłaby dla nich przecież ciężką dyskryminają, skoro dotyczy osób, które jakąś tam płeć jednak posiadają. Jak zatem „neutrum” mogłyby z niej skorzystać? Pytanie kieruję do „uczonych” z gender studies, niech rebus ten nam „naukowo” objaśnią.
Konserwatyści niczego się nie nauczyli po ostatnich wyborach, gdy szczególnie w II turze dostali od wyborców takiego lania, że zaledwie pięciu merów im na Litwie zostało w samorządach. Litwinki i Litwini, jak to się na lewicy mówi, którzy w absolutnej większości sprzeciwiają się tęczowej rewolucji (75 proc.), pokazali partii Landsbergisa, w jakim poważaniu ją mają. Teraz Sejonienė uporczywie dąży do tego, by te poważanie jeszcze zwielokrotnić. Rozumiem kryzys w głowie ministerki Aušrinie Armonaitė z partii „Laisvė” w temacie tęczowych równości. Szła wraz z partią z tym priorytetem do wyborów, potem przez całą dotychczasową kadencję niestrudzenie ten priorytet przepychała przez Sejm. Zawsze bez skutku, choć czasami było blisko. Teraz, gdy wie, że jej obecność w rządzie – to tylko ostatnie podrygi zdychającej ostrygi (nie ma żadnych szans na reelekcję), więc chce za wszelką cenę swego dopiąć. Konserwatyści chyba jednak mają nieco inne ambicje polityczne, śmiem domniemywać...
Armonaitė, osobo-postać, która swój poziom odklejenia od rzeczywistości pokazała już nie jeden raz, już nie zdziwi nikogo swym kolejnym odskokiem w inną stratosferę. Tym razem unaoczniła to w artykule na portalu Delfi, który zatytułowała „Na Litwie zmieścimy się wszyscy”. Udowadnia w nim, że na Litwie na neutralną płciowo ustawę o związkach partnerskich, zakomuflowaną pod nazwą Związki Cywilne, czekają tysiączne rzesze obywatelek i obywateli i nie zawsze są one ze środowiska lgbt+. Dlatego to ta ustawa jest tak „krytycznie ważna”. Potem autorka przypomina czytelnikom historię, a nawet martyrologię bojów w Sejmie, jak ten akt prawny wszelkimi możliwymi i nie możliwymi środkami był przepychany. Konfabuluje przy tym, jak zawodowy agent czy szpieg, gdy mówi o „historycznie dużym poparciu” dla ustawy w parlamencie. Było tak „duże”, że nawet trzeba było poszczególnych posłów politycznie przekup... no, powiedzmy, skutecznie przekonywać, by tylko zagłosowali. Ale sprawie nawet pandemia nie pomogła, gdy laisvetisy próbowali w czasie kwarantanny z zaskoczenia uchwalić swój priorytet. Zabrakło im dwóch głosów.
A tymczasem problemy tylko narastały, opisuje dalej martyrologię Armonaitė. Trzeba było bowiem po drodze utrącić „homofobiczną alternatywę” w postaci projektu autorstwa posła Povilasa Saudargasa (Ustawa o bliskich związkach), która rozwiązywała problemy wspólnie zamieszkujących osób tej samej płci tyle że bez odniesienia się do instytucji małżeństwa. Właśnie dlatego jest uważana przez Armonaitė za homofobiczną, bo nie wprowadzała quasi małżeństw dla par jednopłciowych.Natrudziła się ona w tym temacie utrącania srodze, jak wynika z jej artykułu, bo chce byśmy byli „cywilizowanym państwem Unii Europejskiej”. A skoro mamy być cywilizowani, to nie możemy być pokoloryzowani na mapie Europy „tą samą farbą jak Rosja czy Białoruś”. No, rzeczywiście kryteria cywilizacji, jaką chce nam narzucić ministerka z partii „Laisvė”, są nad wyraz osobliwe. Ten cywilizowany, kto tęczowy, kto – nie, ten dziki i niecywilizowany. Chwileczkę, ale już ktoś kiedyś nas przed takim szaleństwem przestrzegał. Św. Antoni Pustelnik wiele wieków temu prorokował, że „przyjdą takie czasy, że ludzie będą szaleni i gdy zobaczą kogoś przy zdrowych zmysłach, powstaną przeciw niemu mówiąc: „Jesteś szalony, bo nie jesteś do nas podobny”.
Mimo tak „historycznego poparcia” dla ustawy koalicja rządząca kluczy i kombinuje do końca. Wczoraj jeszcze (czyli w poniedziałek 22 maja) projekt był skreślony z porządku obrad Sejmu. Dnia następnego nagle znowu z inicjatywy przewodniczącej Čmilytė-Nielsen pojawił się w „darbotvarkė”. Być może któregoś z posłów udało się skutecznie przekonać do cywilizacji a’ la Aušrinė Armonaitė? Co? Ta bowiem w swym artykule narzeka, że nie jest do końca pewna przyjęcia priorytetu jej partii, bo w Sejmie znaleźli się politycy, którzy „kapitał polityczny zbijają upowszechniając mowę nienawiści i wyrażając krytykę zachodniej perspektywie na Litwie”. Bla, bla, bla... Jesteś szalony, bo nie jesteś do nas podobny. Czyż nie jest ten chociażby przykład spełnieniem proroctwa?
I dlatego na koniec Armonaitė wzywa też w swym artykule wszystkich do „masowego społeczego poparcia” dla ustawy. Halo, halo, tu Ziemia. Podaję raz jeszcze komunikat z orbity specjalnie dla ministerki, że na Ziemi w okolicach miejsca, które identyfikuje się jako Litwa, poparcie dla ustawy o neutralnych płciowo związkach partnerskich wynosi minus 75 proc., czyli – tłumacząc dla inteligentnych inaczej – objaśniam, że 75 proc. Litwinek i Litwinów ustawy nie popiera.
Opozycyjni politycy twierdzą że landsbergiści z byle powodu prą do przedterminowych wyborów, bo czują, że w trybie normalnym nie doniosą resztek swej popularności do wyborów. Moim zdaniem zachowują się trochę jak pijak, który, symulując odwagę, wrzeszczy, by go trzymano, bo inaczej wszystkich rozwali. Konserwatysci wrzeszczą, że rozwalą Sejm i doprowadzą do przedterminowych wyborów, bo chcą być w roli pijaka, którego koalicjanci i opozycja mają powstrzymać przed demolką...
Tadeusz Andrzejewski,
radny rejonu wileńskiego
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.