Tropiąc poczynania „postfaszystki” włoski korespondent „Gazety Wyborczej” oraz „Polityki” Mateusz Mazzini wykrył, że wśród innych niegodziwości Meloni swoje konto chce obarczyć jeszcze tym, iż „zamierza karać za używanie w oficjalnej komunikacji obcych słów”. Karać surowo – bo mandatem w wysokości nawet od 5 do 100 tys. euro. Bracia Włosi, partia Meloni, szykuje właśnie specjalną ustawę w tej materii. Przewiduje ona za użycie obcego słowa w oficjalnej komunikacji tak drakońskich kar, ponieważ chce chronić język włoski od angielskich naleciałości. Takie poczynania Meloni (mimo że nieoryginalne, gdyż podobne stosują władze chociażby Francji, Niemiec czy nawet Litwy) skojarzyły się Mazziniemu z jej „postfaszystowskim” profilem, jakim ma się cieszyć we Włoszech. No, przynajmniej tak uważa Mazzini, socjolog o innej orientacji intelektualnej.
Oczywiście „postfaszyzm” w przypadku Meloni, to nie tylko jej zacięcie się na zagraniczne słowa, których katalogu korespondent „GW.” oraz „Polityki” nie może się doczekać, ale sprawy znacznie grubsze. Takie, jak chociażby nie inkluzywny stosunek premier do imigrantów, których nie chce wpuszczać do włoskich portów. Wcześniej korespondet Mazzini straszył nawet swych polskich czytelników tym, że Meloni zamierzała ponoć wydać rozkaz wojsku, aby to strzelało do pontonów przeładowanych nielegalnymi migrantami z Afryki. Teraz gdy rozkaz okazał się tylko konfabulacją rozumku Mazziniego, ekspert zmienił zdanie i postanowił ze sprawy zadrwić. Nazwał ją „kartonowym nacjonalizmem” zawziętej na nieproszonych gości z Czarnego Lądu premierki.
Nacjonalizm Meloni jest kartonowy, bo chce ona kijem zawrócić Tybr, czyli zatrzymać procesy globalizacji takie jak: światowa migracja czy ekspansja języka angielskiego w abecadła poszczególnych narodów. Apeniński korespondent gazety znad Wisły uznaje to za syzyfowe prace, które są niewykonalne (kto niby miałby ułożyć katalog zabronionych słów angielskich, a tym bardziej, kto później miałby sposobność dopilnować, by nie były one używane w oficjalnej komunikacji, argumentuje), a i niepotrzebne. Bo globalizacja jest zjawiskiem nieodwracalnym, a ponadto ubogacającym i w związku z tym pożądanym, jak chrząszcze i robaki w diecie współczesnego Europejczyka.
Tymczasem Meloni i na tym ostatnim polu zawodzi, gdyż jej rząd wydał właśnie dekret wprowadzający zakaz używania laboratoryjnych substytutów mięsa oraz mączki z szarańczy albo robaków do kuchni włoskiej. Chodzi o to, by ją chronić, chichocze Mazzini, ale w jego pojęciu jest to staranie „anegdotyczne”. Dlaczego „anegdotyczne”? Bo włoska kuchnia już jest spenetrowana przez niewłoskie potrawy takie jak chociażby carbonara. Makarony z dodatkiem twardego sera oraz solonej wieprzowiny z czarnym pieprzem – to nie jest wcale potrawa romańska, jak się powszechnie uważa, tylko amerykańska, triumfalnie ogłosił Mazzini na dowód anegdotyczności starań chronienia włoskiej kuchni przed szarańczo-robaczkowy dodatkami. No, rzeczywiście, jeżeli carbonara to potrawa amerykańska, która już skaziła narodowy charakter włoskiej kuchni, to dlaczego sosy z dodatkiem szarańczy bądź mąka z mielonych robaków miałyby jej zaszkodzić? Argument jak cep. Prosty, „logiczny”, mocny. Mazzini, by go wydobyć, musiał specjalnie „pogrzebać w historii”.
Wcześniej jednak zanim pogrzebał w historii pochodzenia carbonara, to pogrzebał jeszcze w historii samej Meloni. Uczynił to, oczywiście, w celu szczytnym, a mianowicie, by ogłosić w Polsce, że Meloni sama się definiuje jako „suwerenistka, nacjonalistka, chrześcijanka, matka”. Czyli innymi słowy „postfaszystka”, bo któż inny może się tak samodefiniować. Dla niezorientowanychwyjaśnię, że w świecie lewackich jaźni bycie kobietą, matką, a na dodatek jeszcze chrześcijanką – to anomalia, a nawet największa obelga, jaka w stosunku do polityczek o konserwatywnych poglądach może być użyta. W głowach elit o wrażliwości lewicowej poglądy chrześcijańskie odnośnie kobiecości czy też rodziny albo suwerenności narodowej wymykają się spod jakichkolwiek pojęć normalności. Dla nich to ciemnogród albo faszyzm. Mazzini ten rebus intelektualny lewicowca wyjaśnia w słowach następujących: „Najpierw jest miłość do narodu i jego niezależność, potem jest Bóg, a potem jej rola w rodzinie. Jest to kobieta, która zakłada na siebie i chciałaby też na Włoszki i Włochów założyć dość ciasny gorset zasad moralnych”.
No, rzeczywiście, gorset jest ciasny i w niego wciśnięty Mazzini czuje się skrępowany. A może nawet zniewolony. Bo nie dość, że wędzidło damskiej figury jest ciasnawe, to jeszcze ze złej materii uszyte. Uwiera taka garderoba Mazziniego okrutnie, gdy skojarzy się mu ona zwłaszcza z aborcją. „Wielokrotnie mówiła, że chce prawo aborcyjne aplikować w całości. Oznacza to duży nacisk na środki psychologiczne czy perswazyjne, które mają kobiety od decyzji o aborcji odwodzić. Więc pewnie będzie dużo prorodzinnej propagandy i negowania wizerunku aborcji w przestrzeni publicznej” – wyjaśnia swe koszmary Mazzini.
Straszne. „Prorodzinna propaganda” i negowanie „wizerunku aborcji”, to jakiś horror. Tutaj słowo faszyzm ma zdecydowanie zbyt słaby wydźwięk. Znaczy tyle co koniu poziomka.
Gdy idzie zaś o obronę kuchni włoskiej przed zakusami eurobiurokratów, to socjolog jest całym gorsetem Meloni po prostu zniesmaczony. Unia stara się, Unia walczy z ociepleniem klimatu, chce nawet specjalny podatek wprowadzić na bąki, jakie puszczają krowy i tym samym szkodzą klimatowi, a tacy Włosi, pod przewodnictwem „postfaszystki”, nie chcą zgodzić się na menu z odrobiną szarańczy wędrownej czy domowych skrzatów. Fuj jak nieekologicznie. Przecież Bruksela już w roku 2021 osiągnęła postęp dopuszczając na rynek unijny larwy mącznika i szarańczy wędrownej w różnych postaciach. A od roku 2023 do menu wprowadzono oficjalnie taki rarytas jak larwa pleśniakowca lśniącego tudzież do obrotu handlowego dopuszczono inny przysmak w postaci proszku ze świerszcza domowego. Pycha, palce lizać, jak ulał pasuje jako ekskluzywny dodatek do włoskiej (o pardon amerykańskiej) carbonary. A jak takim dodatkiem można by było uświetnić smakowo różne pieczywa, wypieki, sosy, gdyby nie durne wybrzydzania Meloni. Owady jej nie smakują, choć pewnie nawet nie wie, że – być może – spaghetti zajadała z ich dodatkiem. Bo Unia jest przecież cwana. Gdyby zezwoliła na specjalne oznakowanie produktów z domieszkami mączek owadopochodnych, jak opakowania papierosów są znaczone przestrogą w postaci przeżartego przez raka gardłem, to nikt by takich specyfików (za wyjątkiem posłanki Spurek) nie kupił. Dlatego ma być Kinderniespodzianka, makarony z dodatkiem, ale wypisanym literkami, że pod lupą się nie da odczytać. Proszę konsumować w nieświadomości, będzie pożywniej i zdrowiej, a i wyobraźnia będzie spokojna. A Meloni z tym swoim „kartonowym nacjonalizmem” tylko wszystko psuje...
Tadeusz Andrzejewski,
radny rejonu wileńskiego
Komentarze
Całe szczęście że Meloni jest ponad te różne prymitywne oskarżenia i twardo trzyma się swojego świata wartości.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.