Raport przebrzmiał jak dzwon zygmuntowski w Krakowie na całą Polskę i wywołał ogromne kontrowersje, bo jest bezdennie wręcz absurdalny, spełniający wszelkie kryteria zamordyzmu i nawet ekoterroryzmu. Wystarczy powiedzieć, że „rekomendacje”, bo tak na razie określane są założenia progresywnych miast (z życia jednak wiemy, że po pewnym czasie w świecie liberalnej demokracji wszystkie rekomendacje stają się obowiązującym prawem), domagają się od wszystkich mieszkańców planety drastycznych samoograniczeń. Współczesny człowiek, by nie produkować za dużo CO2, powinien radykalnie ograniczyć spożycie mięsa, nabiału, używania nowych ubrań, elektroniki i innych dóbr. Powinien gwałtownie zmniejszyć swą mobilność – latać samolotem tylko raz na kilka lat i to na dystans nie przekraczający 1500 km, samochodem podróżować bądź poruszać się po mieście też niezwykle wstrzemięźliwie. W rekomendacjach C40 w tej materii wprowadzono dwa pojęcia. Pierwsze – to cel progresywny, który można by umownie nazwać też celem a’la Korea Północna, gdzie jada się na ogół rzadko i mało. W przypadku progresywnych miast limity w tej kategorii na jednego człowieka też są skąpe i wyglądają następująco: 16 kg mięsa i 90 kg nabiału na rok. Plus 8 sztuk nowych ubrań rocznie. Przeloty samolotem – raz na dwa lata na dystans nie przekraczający 1500 km.
Ale to i tak jeszcze nie koniec. Bo, oprócz celu progresywnego C40 zaleca też cel drugi – ambitny. W tym ambitnym kryteria też są – rzecz jasna – znacznie bardziej ambitne: 0 kg mięsa, 0 kg nabiału na rok na łebka i tylko trzy sztuki ubrań. Loty odpowiednio raz na trzy lata. Dystans krótki. W „celu ambitnym” mięso i nabiał ma zastąpić dieta owado-szarańczo-robakowa, bogata w białko i inne składniki odżywcze. Czyli menu w stylu Sylwii Spurek, zupełnie nawiedzonej europosłanki, weganki i ekspertki od „gwałconych krów”. Gdy wszyscy przejdziemy na tory realizacji celu ambitnego, dopiero Matka Ziemia odetchnie, CO2 radykalnie zjedzie w dół, rolnicy i hodowcy przejdą do historii, bo nikt ich mięsa spożywać nie będzie. Ludzie od tego staną się przeszczęśliwi jak u Klausa Schwaba: nie będziesz miał niczego i będziesz szczęśliwy (rzecz najoczywistsza, że ta zasada nie dotyczy wąskiej grupy ludzi rządzących Zieloną Planetą i opływających w dobra konsumpcyjne). Wtedy dopiero nastąpi „nowy wspaniały świat”, opisany, jak się wydaje, proroczo już kiedyś przez Georga Orwella.
Raport C40 Cities w zakresie ambitnej walki o klimat spotkał się z entuzjastycznym odbiorem w mediach czerwonej i żółtej proweniencji, wśród celebrytów, ekspertów od „pionierskiej hodowli owadów jadalnych” i polityków, którzy sami siebie zaliczają do elit. Mówią, że owszem jest on – być może – nazbyt ambitny, ale po lekkim liftingu, będzie w sam raz. Uratuje Ziemię i ludzkość, która przecież już kiedyś w czasach zamierzchłych jadała robale i owady i jakoś od tego nic się jej nie stało. Przyzwyczai się i teraz. Współcześni neomarksiści domagają się więc wręcz kontroli redystrybucji dóbr. Wiedzą, że jest to doskonały i sprawdzony sposób na kontrolę obywateli, który znakomicie się sprawdził i w Chinach, i na Kubie, i w Korei Północnej. Chodzi o zniszczenie klasy średniej i generalnie własności prywatnej, by ludzi zniewolić i upodlić. Wtedy bezwolni będą zmuszeni do nieustannego potwierdzania swej lojalności wobec władzy, jak starożytni niewolnicy ciągle będą zabiegać o łaski pana, by zasłużyć na przywilej w postaci kawałka schabowego czy przydziału nabiału, nie mówiąc już o takich luksusach jak samochód czy własne mieszkanie.
Dr Grzegorz Chocian, prezes fundacji konstruktywnej ekologii „Ekoprobono”, porównuje dzisiejszych zawodowych ekologów, straszących nieustannie ludzi katastrofą klimatyczną, do „gry kapłanów egipskich”. W odległych czasach w kraju faraonów ludźmi ciemnymi i niewykształconymi manipulowała wąska grupa kapłanów. Wykorzystywała ona swą wiedzę w dziedzinie astronomii i astrologii, by zastraszać i trzymać w uległości naród. Mówili, że słońce zgaśnie, jeżeli ludzie nie zrobią tego, czego od nich żądali kapłani. Dziś jest zupełnie podobnie. Wąska grupa radykalnych ekologów, którzy twierdzą, że posiądli tajemną wiedzę na temat globalnego ocieplenia, straszy zindoktrynowaną ludzkość katastrofą ekologiczną, którą może odwrócić tylko ich wiedza. Życie na Ziemi stanie się niemożliwe, o ile radykalnie nie zmienimy swych nawyków, zachowań, przyzwyczajeń, tłumaczą m. in. w raporcie progresywnych miast C40 Cities. Chcą zatem nam nie tylko układać menu, ale też nasz czas wolny, naszą aktywność, chcą totalnie ingerować w nasze życie.
Jak już wspomniałem, chcą wymusić na człowieku przejście do obowiązkowego weganizmu. Sylwia Spurek z tym nawet się nie kryje. W sprawie raportu narzeka, że „populiści przypuścili histeryczny atak, a opozycja nie ma odwagi przyznać, że bez tych działań nie zatrzymamy katastrofy klimatycznej. Jednym z tych działań jest 100-procentowa weganizacja i odesłanie sektora hodowlanego do historii”. Rafał Trzaskowski, prezydent miasta Warszawy, członka C40, ambitny program walki z ociepleniem klimatu jak najbardziej popiera, o czym publicznie wypowiadał się na spotkaniach organizowanych przez progresywne miasta. Ale gdy podano szczegóły tej walki, to stracił animusz, porzucił odwagę i w swoim stylu wyśmiał „populistów”, że nikt schabowego Polakom nie zabierze, bo ambitny cel – to tylko „rekomendacja”. No, wiadomo. Najpierw rekomendacja – później ubikacja. Najpierw wymuszamy prawo do zmiany płci dla osób z zaburzeniami tożsamości płciowej, potem mężczyznom pozwalamy na korzystanie z damskich toalet.
„To jest taki program Korea Północna Plus, gdzie dążenie tych lewackich ideologii jest wyniesione do ideału. Gdzie samochód jest towarem luksusowym lub go nie ma, ubrania są zazwyczaj nie nowe, tylko używane i w ograniczonych ilościach. Pokarm spożywa się rzadko”, nie uwierzył Trzaskowskiemu poseł PiS Krzysztof Sobolewski. Miał ku temu powody, gdyż Warszawa już się zobowiązała z menu uczniów wykreślić mięso. A w stołecznych szkołach na zajęciach fakultatywnych młodzież już jest indoktrynowana zgodnie z „rekomendacjami” C40 przy użyciu taktyki kapłanów egipskich, czyli straszenia katastrofą klimatyczną. Młodzież na strachy jest niezwykle podatna, o czym świadczą statystyki rosnących w jej szeregach przypadków depresji właśnie na podglebiu Armagedonu klimatycznego.
„Wszyscy mają jeść robale. A tak kpili, jak mówiłem, że to neomarksiści”, podsumował temat na facebooku europoseł Patryk Jaki. Bardzo zresztą trafnie. Bo temat tylko z pozoru jest śmieszny i abstrakcyjny, który traktujemy często w kategoriach kolejnej szajby skrajnej lewicy, tym razem w temacie ekologii. Tymczasem nie musimy tego lekceważyć, jeżeli nie chcemy znaleźć się na miejscu żaby, którą wrzucono do gara z zimną wodą. Ale jednocześnie gar ustawiono na płytce kuchennej, która go zacznie stopniowo podgrzewać, aż nieświadomy zagrożenia płaz ugotuje się. Nam też mówią, że raport C40, to tylko rekomendacja, byśmy się nie zorientowali, że woda w garze, do którego nas pakują neomarksiści, już się podgrzewa. Gdy działaczki pokroju Sylwii Spurek, Magdaleny Środy czy noblistki Olgi Tokarczuk, które nam wbijają do głowy, że jedzenie mięsa – to zbrodnia, za którą jeszcze będziemy się wstydzić, to warto rozumieć, że jest to ten właśnie sposób na stopniowe gotowanie żaby. Osłabianie naszej woli, byśmy w konsekwencji nie mieli ni sił, ni woli wydostać się z gotującego się gara...
Tadeusz Andrzejewski,
radny rejonu wileńskiego
Komentarze
Inna rzecz, że jakby co, to odżyje stary sposób unikania głupich praw - tak jak było np. z prohibicją w Stanach przed stu laty
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.