Poseł partii konserwatywnej oraz jej wiceprzewodniczący Andrius Navickas, szykując ideologiczne podglebie tematowi, napisał obszerny artykuł, w którym przekonywał 75 proc. społeczeństwa (sprzeciwiającego się ustawie), że niepotrzebnie protestuje przeciwko „dobru”, jakim są związki partnerskie. W artykule „O Konstytucji, rodzinie, małżeństwie i partnerstwie” autor dowodzi na początku, że ludzkość do tej pory nie zdefiniowała, co to jest rodzina. Mówi, że w różnych kulturach, różnych religiach rodzina jest postrzegana różnie. Dlatego – przekonuje – „o rodzinie możemy mówić z różnych perspektyw”. Możemy, bo nawet w kanonach chrześcijańskich brakuje wyraźnej i jednoznacznej definicji rodziny, zapewnia poseł i dodaje, że tylko czas i miejsce decydują, „czy za rodzinę będziemy uważali tylko małżonków i ich dzieci, czy dołączymy do niej jeszcze dziadków, sióstr, braci i innych krewnych”. Navickas wie o tym, bo przez wiele lat studiował dokumenty Kościoła Katolickiego w tej materii.
Może i studiował, ale najważniejszej księgi chrześcijaństwa zwanej Biblią nie przestudiował. Bo gdyby uważnie ją przeczytał, znalazłby odpowiedzi na nurtującą go niewiedzę. Są tam bowiem fragmenty mówiące, że „mężczyzną i kobietą” stworzył ich Bóg. Że przyjdzie czas, a niewiasta opuści swój dom, by połączyć się z mężczyzną i będą jednym ciałem w małżeństwie. Są też inne cytaty, które nie pozostawiają wątpliwości, kogo Bóg złączył więzią małżeńską, a czego człowiek nie powinien rozdzielać. Dywagacje, czy rodziną jest tylko ta najbliższa, czy też w szerszym znaczeniu, są bezprzedmiotowe. Służą tylko i wyłącznie jednemu celowi: by przekonać, że ludzkość ponoć od tysięcy lat nie wiedziała, co to jest rodzina, dlatego teraz akurat należy temat doprecyzować.
A ponieważ na Litwie – jak na razie – jest niejasność w tym zagadnieniu, więc dla Navickasa powstaje z niej jeszcze inna niejasność. Mianowicie, jak na szczeblu politycznym zdefiniować „świeckie pojęcie o rodzinie”. Bo na Litwie żyją przecież nie tylko chrześcijanie, którzy – choć nie wiedzą co to jest rodzina (definicji przecież brak), to jak fanatycy obstają za tym, że rodziną nie mogą być dowolne związki każdego z każdym. Są na Litwie, pamiętać należy, bardziej luźne rozumy, które domagają się związków partnerskich i to nie tylko dla kobiet i mężczyzn, ale też dla kobiet i kobiet oraz mężczyzn i mężczyzn. I trzeba politykom ich postulaty i chęci brać pod uwagę, zmierza do clou problemu Navickas. I dalej swój wywód podpiera jeszcze orzeczeniem litewskiego Sądu Konstytucyjnego, który uznając generalnie zasadę, że „rodzina jest podstawą państwa”, to jednak dopuszcza, że nie jedyną podstawą. Mogą być jeszcze podstawy inne. Rodzinę można stworzyć bowiem też innymi sposobami, niż tylko poprzez małżeństwo, twierdzi Navickas, że tak twierdzi litewski Sąd Konstytucyjny. Ważne by była pomiędzy tworzącymi więź duchowa, emocjonalna, wzajemne zrozumienie, odpowiedzialność i chęć wspólnego wychowywania dzieci. Może i twierdzili tak sędziowie SK pod przewodnictwem Dainiusa Žalimasa, którego poglądy w temacie omawianym są zbieżne z poglądami posła Vytautasa Raskevičiusa, ale wyciąganie wniosku z tego, że skoro Sąd Konstytucyjny dopuszcza też inne formy tworzenia rodziny niż tylko małżeństwo, to Sejm powinien te formy uchwalić, inaczej złamie Konstytucję, jest bałamuctwem. SK tylko dopuszcza, ale żeby dopuszczenie możliwości traktować jako obligatoryjny nakaz, to trzeba chyba być naraz i litewskim „konserwatystą”, i Navickasem, i jeszcze nosić tęczowe skarpetki.
Ale skoro nam poseł Navickas już wyjaśnił, jak należy pojmować i respektować orzeczenia litewskiego Sądu Konstytucyjnego, to jasne też staje się, że w takim układzie propozycje posłanki Agnė Širinskienė, by oczekiwania par jednopłciowych zadowolić poprzez Ustawę o wspólnym prowadzeniu gospodarstwa domowego, nie mogą być dobre i zwłaszcza konstytucyjne. Bo przecież w tej propozycji brakuje więzi duchowych, emocjonalnych, intymności związku. Jest tylko suche, administracyjne rozwiązanie problemu, nie godzi się z posłanką Širinskienė poseł Navickas.
Ach, o to chodzi!? A my już prawie uwierzyliśmy słowom inicjatorów projektu Ustawy o neutralnych płciowo związkach partnerskich, że ustawa jest potrzebna jedynie po to, by zapobiec dyskryminacji osób o skłonnościach seksualnych do tej samej płci. Że chodzi wyłącznie o to, by mogli oni wzajemnie odwiedzać się w szpitalu, mieć dostęp do informacji o partnerze, móc wzajemnie dziedziczyć wspólny majątek. A tymczasem chodzi jednak o paramałżeństwo, tyle że zawierane pod nieco innym szyldem. Navickas wprost przekonuje, że wyniknie z tego tylko „dobro”. Takie same dobro, jakim jest rodzina heteroseksualna. Jedno i drugie jest przecież dążeniem do dobra, byle była więź uczuciowa, przekonuje konserwatysta. Dalej jeszcze peroruje na znak swej słuszności, że w społeczeństwie pluralistycznym są przecież młodzi ludzie, nie tylko homoseksualni, którzy nie chcą tworzyć rodziny, zawierać związku małżeńskiego, ale z przywilejów należnych rodzinie owszem korzystać chcą. I dla nich cudownym wręcz wyjściem byłoby zawarcie związku partnerskiego, z wykrzykiem „eureka” znajduje rozwiązanie Navickas. Nie negujemy, że tacy młodzi ludzie są, co to odpowiedzialności i zobowiązań małżeńskich chcieliby uniknąć, ale z przywilejów przysługujących rodzinie rezygnować nie chcieliby. Jest jednak w tym miejscu pytanie generalne: czy państwo, które za swą podstawę chce mieć rodzinę, powinno młodych ludzi zachęcać do stałych związków i odpowiedzialności na całe życie wobec współmałżonka i dzieci, czy do związków luźnych, mniej zobowiązujących, jakimi są związki partnerskie? W tych ostatnich, jak partner się znudzi, to łatwo związek będzie rozpruć, jakby powiedział Sakowicz z sienkiewiczowskiego „Potopu”. Wystarczy pójść do notariusza. Czy takie rozwiązanie jest dobrem dla państwa, dla niech i pluralistycznego społeczeństwa, a przede wszystkim dla samych młodych ludzi? Posłowi Navickasowi wydaje się, że tak. Mówi, że stara się nie dla siebie. Bo sam od trzydziestu lat jest w katolickim związku małżeńskim. Stara się jednak, by wszystkim było dobrze. I to tak dobrze, jak im (niedojrzałej emocjonalnie młodzieży) wydaje się, że jest dobrze. Nawet jeżeli to dobro jest w rzeczywistości złem.
Na sam koniec poseł konserwatysta jeszcze przekonuje, że Litwini tak gremialnie sprzeciwiają się neutralnym płciowo związkom partnerskim, bo są przekonani, że jest to „światowy spisek gejów”. A to przecież jest same dobro, a nie żaden spisek. Wyraz najwyższej miary i próby katolickiej miłości, której katolicy nie chcą okazać swym odmiennym płciowo bliźnim, kończy swój artykuł Navickas z poczuciem „smutku i bólu”.
Jasne, że nie jest to żaden spisek. To tylko redefinicja małżeństwa, antropologiczna zmiana w pojęciu ludzkiej seksualności i zanegowanie norm cywilizacyjnych w wymiarze życia społecznego znanego ludzkości od zarania dziejów...
Tadeusz Andrzejewski,
radny rejonu wileńskiego
Komentarze
Stosowną poprawkę złożyli posłowie AWPL-ZCHR, ale koalicja ją odrzuciła i problem pozostał.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.