Radykałowie z PE, przy wsparciu polskiej totalnej opozycji urządzili seans, nazywając go debatą, w którym – po raz trudno policzyć który – grillowali Polskę za rzekomy brak praworządności. Na trybunie parlamentu w Strasburgu pojawiały się te same lica polityków, którzy powtarzali te same do znudzenia znane frazesy o „unijnych wartościach”, „unijnych standardach”, o niedefiniowalnej (a więc dowolnie interpretowanej) praworządności, które to cnoty, zdaniem lic, są zagrożone w Polsce i na Węgrzech. Dlaczego są zagrożone? Też wiemy od dawna. Bo nad Wisłą tamtejszy rząd (zły, bo konserwatywny) podjął się reformy sądownictwa, by je usprawnić i oczyścić z balastu powszechnego kumoterstwa oraz bezkarnej samowoli sędziów. Te zjawiska stały się powszechne i bezkarne, bo słudzy prawa w Polsce ogłosili się „nadzwyczajną kastą” i świętą krową, która tylko sama może decydować o sobie, o swym dobrostanie i nietykalności. A więc sama siebie może obierać, awansować, kontrolować i przy tym zachowywać nadwładzę nad dwiema pozostałymi władzami w systemie trójpodziału.
Takiego porządku nie ma w żadnym innym europejskim kraju, ale kraje te, w osobach swych przedstawicieli w Europarlamencie, fakt ten kompletnie ignorują. Mają go w nosie, bo nie o praworządność im chodzi, tylko o to, by Polska nie mogła dokonać niezbędnej reformy trzeciej władzy i tym samym usprawnić funkcjonowanie państwa na modłę europejską właśnie. Nie chcą reformy sądownictwa w Polsce zgodnie z europejskimi standardami, bo to Polskę wzmocni, odbiurokratyzuje, umocni na pozycji lidera w środkowej części Europy. A to jest „ein bisschen Problem”.
I gdy europeseł Patryk Jaki zadaje pytanie, dlaczego model funkcjonowania sądownictwa w Hiszpanii jest przez Unię Europejską uznawany za dobry, demokratyczny i praworządny, zaś w Polsce, która dokładnie taki sam model wdraża u siebie, uznaje za zły, niedemokratyczny i niepraworządny, to unijni politycy mają tylko jedną odpowiedź. Cytują wówczas urywek, nieśmiertelny w swej logice, z eksperckiej opinii Komisji Weneckiej, która uznała, że model hiszpański jest praworządny, gdyż w Hiszpanii panuje „wyższa kultura prawna”. Ten sam model w Polsce jest niepraworządny w mniemaniu Komisji Weneckiej, bo uznała ona (w domyśle) Polskę za kraj, w którym kultura prawna jest niższa. Czyż nie jest to wręcz modelowy przykład zakłamania europejskich instytucji i stosowania przez nie podwójnych standardów? Nie potrzeba bardzo wysokiej kultury prawnej, by na to retoryczne w gruncie rzeczy pytanie odpowiedzieć pozytywnie.
Ale takie zakłamanie i do szpiku kości przeszywający cynizm wcale nie przeszkadza ani europejskiej lewicy, ani prawicy, które niczym już właściwie ze sobą nie różnią się, a spaja je to, że są w Unii Europejskiej „grupą trzymającą władzę”. I socjaliści, i chadecy z Europejskiej Partii Ludowej doskonale zdają sobie sprawę, że konserwatywne rządy Polski i Węgier są zagrożeniem dla ich niepodzielnej władzy w Brukseli oraz tym bardziej dla ich federalistycznych planów na przyszłość. Dlatego wspólnie i tak solidarnie martwią się praworządnością oraz demokracją w Polsce i na Węgrzech. Katarina Barley, marksistka i wicespeaker PE, swe zatroskane liczko pokazała na mównicy, bo w imieniu socjalistów martwi się nie tylko stanem praworządności w Polsce, ale i tym, że Polska nie uznaje wyższości prawa unijnego nad krajowym. Katarina Barley nie potrzebnie frasuje się, bo Polska uznaje wyższość unijnego prawa, ale tylko w tych obszarach, w których swe kompetencje jako państwo delegowała do Brukseli. Tam, gdzie takich kompetencji nie przekazała, rzecz jasna, to polskie sądy decydują zgodnie z literą polskiego prawa.
Komisarz ds. sprawiedliwości Didier Reynders z tej że mównicy perorował, iż również Komisja Europejska będzie nieustępliwa. Będzie kontynuować prace, aż Polska i Węgry w pełni implementują u siebie systemy prawne zgodne ze „standardami europejskimi”. Nie doprecyzował, co prawda, o jakie standardy mu chodzi. Czy te zalecane przez Komisję Wenecką? Może dobrze by było, by jednak komisarz ds. sprawiedliwości był precyzyjny i powiedział do jakiej kultury prawnej zalicza Polskę.
Komisarz Reynders nie powiedział tego wprost, ale z kontekstu jego wypowiedzi wynikało, że Polskę zalicza raczej do kultury prawnej tej prezentowanej przez Kreml. Powiedział bowiem, że skoro dziś Unia Europejska domaga się od Rosji przestrzegania prawa (w kontekście wojny na Ukrainie), to sama powinna świecić przykładem w tej materii. Potem dał do zrozumienia, że to Polska i Węgry są tymi państwami, które właśnie nie świecą. Cóż trafność porównania i błyskotliwość intelektualna komisarza jest wręcz „s nog sszibatielnaja”, jakby powiedziano u tych, do których Reynders porównuje Polskę i Węgry.
Europoseł ECR Joachim Brudziński przypomniał ujadającym na Polskę radykałom, że to Konstytucja 3 Maja, uchwalona przez polski Sejm, była potem wzorcem przy tworzeniu ich konstytucji krajowych, więc może zechcieliby trochę mieć więcej szacunku dla Polaków i ich święta narodowego. Może by trochę umitygowali się przynajmniej 3 maja i nie psuli Polakom święta. Bo jakby się czuli np. Francuzi, gdyby to Polacy w dniu ich święta narodowego 14 lipca (rocznica zdobycia Bastylii) zaczęli strofować rząd francuski za brutalne traktowanie protestów „żółtych kamizelek”? Byłoby to taktowne, uczciwe, zgodne z europejskimi wartościami?
A czy w ogóle nie jest jakąś paranoją intelektualną pouczanie narodu na temat demokracji i praworządności, który jak mało który w Europie przelał tyle krwi, broniąc przed agresywnymi sąsiadami tych właśnie wartości. Bo pouczającym warto przypomnieć, że Polacy byli nie tylko autorami pierwszej demokratycznej Konstytucji na kontynencie, ale też byli narodem, który z bronią w ręku bronił tejże Konstytucji przed samodzierżawnymi sąsiadami, zaniepokojonymi polską wolnością. Militarystyczne Prusy, samodzierżawna Rosja oraz Austria właśnie dlatego w zmowie dokonały rozbiorów Polski, bo się bali, że zaraźliwa wolność znad Wisły zbałamuci i ich zniewolonych totalitarną władzą podwładnych. Ci, których Polacy swego czasu uczyli, jak jeść widelcem, jak sarkastycznie powiedział jeden z polskich polityków do pouczających rząd polski Francuzów, mogliby przynajmniej 3 maja posiedzieć cicho.
Polską totalną opozycję to również dotyczy. Spurek, Biedroń, Thun and company nie wytrzymali nawet tego jednego dnia, by nie oczernić własnego kraju. Nie potrafili wyjść z roli Targowicy, którą – jak się wydaje – wyraźnie polubili i nawet nią się szczycą. Paweł Kukiz, poirytowany błazenadą i służalczością polskich europosłów wobec obcych, nazwał ich „zdrajcami” i „zwykłymi szmalcownikami”, którzy z „satysfakcją” przyjęli, jak przegłosowali to w swej antypolskiej rezolucji, niewypłacanie Polsce należnych jej pieniędzy z Funduszu Odbudowy i z „zaniepokojeniem”, że Polsce jeszcze nie odebrano pieniędzy z budżetu wieloletniego.
W 1791 roku zamordystyczni sąsiedzi Polski nie chcieli dopuścić do jej modernizacji i wzrostu w siłę. Dziś Niemcy (spadkobiercy Prus) stosując chory, patologiczny dyktat w UE dążą do tego samego.
Ale historia nie zawsze lubi się powtarzać...
Tadeusz Andrzejewski,
radny rejonu wileńskiego
Komentarze
Najdziwniejsza wydaje się zbieżność okoliczności i dat. Zarówno atak na Polskę w PE, jak też ponowny atak na Polaków na Litwie, wydarzyły się 3 maja, czyli w wielkie święto wszystkich Polaków.
Czy to są przypadki, czy też jednak celowe prowokacje?
Zgoda. Taką politykę Niemcy uprawiają od stuleci. Budują swoją dominację. A głównym obszarem ich ekspansji zawsze były ziemie polskie, wiele przykładów znamy z historii.
Eurokraci nie chcą reformy sądownictwa w Polsce zgodnie z europejskimi standardami, bo to by Polskę wzmocniło, odbiurokratyzowało, umocniło na pozycji lidera w środkowej części Europy. A tego nie chcą ani Niemcy, ani Francja, ani inne państwa od nich zależne i uległe.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.