Na absolutną palmę pierwszeństwa, moim zdaniem, zasługuje informacja o sporządzeniu przez Komisję Europejską tzw. Poradnika mowy inkluzywnej, o którym niedawno zresztą pisaliśmy. Przypomnę zatem tylko, że komisarz ds. równości Helena Dali, pracując nad siły w ciągu swej całej kadencji, ułożyła poradnik, który zabrania używania obraźliwych słów wobec kogokolwiek. I w ten oto zabawny sposób pojawiła się lekturka cenzurująca naszą codzienną mowę. Na cenzurowanym znalazły się m.in. takie słowa jak „panie i panowie”, bo ponoć rażą one jak żyletka osoby niebinarne, czy – dajmy na to – niektóre imiona. Przykładowo Jan i Maria, gdyż są zbyt biblijne i mogą urazić osoby, które zamiast Biblii czytają kamasutrę.
Ale i Boże Narodzenie, według poradnika komisarz Dali, też jest słowem obraźliwym, bo może narazić na brak inkluzywności wrażliwe osoby, które zamiast Bożego Narodzenia świętują święto wesołego reniferka. Poczują się więc wrażliwcy obrażeni, jeżeli usłyszą, że ktoś świętuje narodzenie Jezusa.
Dla pocieszenia komisarz Dali przypomnę jedynie, że w święto Bożego Narodzenia nieinkluzywnie czuje się nie ona sama. Znamy wiele przykładów z historii, gdy w tym czasie nieinkluzywnie czuło się wielu innych np. hitlerowcy, którzy z tej przyczyny życzenia w tym czasie sobie składali z okazji „mroźniejszych dni grudniowych” czy komuniści, jacy z kolei czcili pod koniec grudnia Dieda Moroza i Snieguroczkę. Nie wątpię, że w towarzystwie tych ostatnich komisarz ds. równości czułaby się szczególnie inkluzywnie.
Gdy komisarz Dali dzielnie walczy o inkluzywność dla wszystkich, w Niemczech też trwa wzmożona walka tyle, że nie z „trefnymi” słowami, a z koronawirusem. Padły nawet przypuszczenia, że uczeni Germanie wynaleźli jakieś swoje specyficzne know-how w walce z podstępnym wirusem. Taka hipoteza zrodziła się, gdy zobaczono na jednym z placów Berlina (bodajże) policjantów z 2-metrowymi kijami. Wszyscy dosłownie gubili się w domysłach.
– Może to jakaś specjalna technika walenia kijami w niewidzialnego wroga, który w ten sposób ma być zapałowany na śmierć, snuli domysły jedni. Inni dopełniali jeszcze to myślenie własnym spostrzeżeniem, że jeżeli duża grupa stróżów porządku będzie w jednym czasie często i gęsto razić powietrze kijami, to przecież musi trafić w niejeden niewidzialny mikrob i go ubić.
Gdy tak wszyscy gubili się w domysłach, prawda tymczasem sama wyszła na jaw. Okazało się bowiem, że 2-metrowe kije potrzebne były Polizei nie po to, by tłuc nimi wirusy, tylko po to, by mierzyć dystans społeczny pomiędzy osobami przebywającymi na placu. Wirus po czymś takim pewnie sam padł z wrażenia. Można więc powiedzieć, że to nie szczepionki, tylko niemiecki Ordnung zabił go na śmierć, a my wszyscy przekonaliśmy się niezbicie, że Niemcy to dopiero mają poczucie humoru.
Ale dowcipni są nie tylko Niemcy. Bywają nimi też Szwedzi. No, może nie wszyscy, ale ich najbardziej znana ostatnio nastolatka Greta Thumberg to z pewnością. Gościła ona w listopadzie mijającego roku na szczycie klimatycznym ONZ w Glazgow, gdzie wygłosiła mowę niemalże tronową, tak była ona podniosła, strzelista, patetyczna, dytyrambiczna, anagogiczna i koturnowa. Cytujemy ją, zatem, niemal w całości: „Obecny COP26 jest daleko od celu, podobnie jak trzy ostatnie spotkania, które doprowadziły nas donikąd (...). Mówimy więc nigdy więcej dla bla, bla, bla, bla, bla. Nigdy więcej do wykorzystania ludzi, eksploatowania natury i planety. Nigdy więcej bla, bla, bla, bla (siarczyste przeklęcie), bla, bla, bla, bla... ”.
Po „mowie tronowej” na sali nastąpiły rzęsiste oklaski, aplauz, zachwyt, uniesienie, frenezja, trans i ekstaza.
Szwecja w mijającym roku była jednak sławna nie tylko dzięki Thumberg, ale też zasłynęła dzięki innej jeszcze Szwedce Magdalenie Andersson, która została pierwszą kobietą w tym kraju na urzędzie premiera. Rano została, a wieczorem przestała. Przestała być premierem, bo podała się do dymisji, gdyż jej rząd upadł z powodu wycofania się jednej z partii. Ale mimo to premierka Andersson i tak zaliczyła aż dwa szwedzkie rekordy Guinnessa. Nie dość, że została pierwszą kobietą na urzędzie premiera w Sztokholmie, ale jednocześnie została też premierem, który rządził Szwecją zaledwie kilka godzin. To są dopiero rekordy...
Na Litwie z kolei zdarzyła się sytuacja niemalże identyczna do tej szwedzkiej, tyle że dokładnie na odwrót. U nas minister spraw zagranicznych Gabrielius Landsbergis junior podał się do dymisji po tym, gdy wyszło na jaw, że sankcje wobec Białorusi, za którymi gardłował na planecie najgłośniej, nie są przestrzegane przez jego własny kraj (a dokładnie litewskie koleje państwowe). Landsbergis junior zgorszony kompromitacją mężnie złożył podpis pod pismem o swej dymisji, ale odznaczająca się odwagą dymisja nie trwała zbyt długo. Bo zaledwie nieco dłużej niż trwanie na urzędzie premierki przez Szwedkę Andersson.
Po dwóch dniach bowiem, od złożenia dymisji przez mężnego Gabrieliusa, do Sejmu przybył jego wiekowy dziaduś, nadarł uszy komu trzeba i wnusio mógł odetchnąć z ulgą. Dymisja nie została przyjęta. Uff, rządzimy dalej, zatarł ręce wnuczek swego dziadka.
Na koniec podsumowań jeszcze kilka historii nie z tej ziemi, w które nikt by nie uwierzył, gdyby nie zdarzyły się one naprawdę. Tak więc, znowu wracamy do Niemiec, gdzie w mieście Hanau lokalna władza zadecydowała, że na wszystkich parkingach w podwładnym jej grodzie miejsca parkingowe mają być zarezerwowane dla, uwaga... osób LGBT. Jest to mniejszość, która musi być specjalnie chroniona, uznały władze Hanau. Ale u niektórych w tym miejscu powstał dręczący wręcz problem, czy aby władze Hanau swą merkantylną decyzją nie potraktowały przypadkiem osoby LGBT jako osoby niepełnosprawne. Bo jak dotychczas to – jako żywo – tylko ta jedna grupa osób miała rezerwowane preferencyjne miejsca na parkingach.
Nie wiemy dokładnie, za kogo władze Hanau uznały osoby LGBT, wiemy za to z pewnością, że w Meksyku tamtejsza władza uznała w niedawnych wyborach municypalnych 18 mężczyzn za... kobiety. W stanie Tlaxcala stał się ten Wunder (czyli cud), gdzie ze startu z listy partii Fuerza Por Mexico musiało zrezygnować 18 mężczyzn, by ustąpić swe miejsca dla kobiet, bo tak wymaga tamtejsze prawo parytetów. Mężczyźni jednak zamiast zrezygnować ze startu w wyborach wszyscy jak jeden mąż podali się za kobiety i z powodzeniem wystartowali w wyborach.
Nie wiadomo, co prawda, z jakim sukcesem, bo gwałtowna przemiana płciowa kandydatów została utrzymana w tajemnicy. Wiedziała o niej tylko komisja wyborcza, wyborcy zaś głosowali w nieświadomości. Pewnie dopiero post factum niektórzy z nich się dowiedzieli, że głosując na mężczyzn wybrali kobiety.
Piękny jest to w swym absurdzie przypadek, pokazujący w jakim stanie jest współczesny świat. Na tym i kończymy naszą rubrykę podsumowań absurdów roku w nadziei, że i w roku przyszłym świat nam ich nie poskąpi.
Tadeusz Andrzejewski,
radny rejonu wileńskiego
Komentarze
i pomyśleć, że kiedyś było to powodem zdziwienia. Patrząc na to jacy politycy są wybierani to chyba nie ma się czemu dziwić.
Podczas, gdy w "cywilizowanej" Europie policja i inne służby mundurowe bez patyczkowania się - dodajmy, za pełnym przyzwoleniem rządzących - pałują protestujących antyszczepionkowców oraz przeciwników obostrzeń Polska jawi się jako wolny kraj, gdzie każdy może swobodnie protestować i manifestować (no prawie - bo taki Trzaskowski dwoił się i troił, aby Marsz Niepodległości nie odbył się; mimo, że dwa tygodnie wcześniej i tydzień po marszu firmował swoim nazwiskiem lewackie manifestacje). Może telewizja publiczna powinna wyświetlać te filmiki ukazujące brutalność (albo zachowanie porządku) zachodniej policji, aby wrzeszcząca i furiacka opozycja sobie popatrzyła.
Komuchy ciągle w Lietuvie rządzą... A przypomnę że AWPL chciała lustracji, wtedy życie polityczne byłoby oczyszczone ze sprzedajnych i skompromitowanych aparatczyków...
i skretynienia części polskiej(?) opozycji kiedy zrobili cyrk z Sejmu RP, puszczając z telefonu Odę do radości i stanęli na baczność!!! Pajace!
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.