Tematy poruszane w wywiadzie są z pierwszych stron gazet, które emocjonują opinię publiczną w Europie i na świecie. Jednych drażnią i straszą, innych ekscytują. Takim tematem jest niewątpliwie masowa migracja azjatyckich i afrykańskich ludów na Stary Kontynent, od którego rozmowa się rozpoczyna. Były polityk uważa, że jest to inwazja, której nie da się już powstrzymać. Przypomina, że nawet papież Franciszek, skądinąd bardzo otwarty na emigrantów, swego czasu zdobył się na szczerość mówiąc, iż „to wszystko może wyglądać na inwazję”.
A że nie ma od tej wędrówki ludów odwrotu, dlatego rozmówca „DP” uważa, iż w tej sytuacji są tylko dwie strategie obrony: Bizancjum albo Rzym. Z historii pamiętamy przecież, że Rzym – zalewany ze wszystkich stron barbarzyńcami – próbował ich za wszelką cenę inkulturować. Nie udało się. Rzym, który miał być wiecznym, padł. W 2015 roku ten „mylny błąd” Rzymu popełniła kanclerz Merkel, ogłaszając, że przyjmie wszystkich uchodźców, jacy tylko dotrą do granic Niemiec. Naiwnie sądziła, że potem uda się Niemcom przeprowadzić politykę multi-kulti – czyli inkulturować nachodźców. Nie udało się.
Bizancjum z kolei obrało inną taktykę. Taktykę budowania potężnych murów, które pozwoliły mu przetrwać najazdy mahometan jeszcze przez ponad tysiąc lat po upadku Rzymu. Taką taktykę w Europie proponują premierzy Orban i Morawiecki, którzy lekcję z historii odrobili dobrze, co celnie zauważa Rokita. Odnosząc się zaś do zajść na wschodniej granicy Polski, przyznaje, że politycy z partii rządzącej są przed trudnym wyborem: „albo ulec presji i poddać się temu najazdowi, albo też zamknąć się, ryzykując cierpienie i śmierć tych ludzi”. „To są wybory tragiczne, przed którymi stoją politycy”, przyznaje były polityk i dodaje, że zawód polityka jest „w ostateczności jakoś tragiczny”.
W dalszej części wywiadu odniósł się on do sporów ideologicznych, jakie dziś trapią Europę i właśnie w tym miejscu postawił tezę, że są one w swym wymiarze „antycywilizacyjnym szaleństwem”. „Toczy się wielki spór o rozumienie kultury, prawa, moralności, rodziny, religii. Czyli tego wszystkiego, co w ogóle określa nasze człowieczeństwo”, trafia w punkt istoty ideologicznego sporu wykładowca akademicki, zauważając dalej, że „politycy wyraźnie podzielili się na tych, którzy chcą bronić świata, jaki istniał w Europie od dwóch tysięcy lat, i tych, którzy forsują jakąś totalną rewolucję kulturalną”. Sam siebie rozmówca „DP” jednoznacznie pozycjonuje po stronie obrońców cywilizacji chrześcijańskiej i nie kryje nawet swego dużego zaniepokojenia, że rewolucjoniści chcieliby zredukować człowieka do poziomu biologii i postawić go na równi ze światem zwierząt.
Jak temu sprzeciwić się? Tamę temu może postawić „tylko Bóg i rozum ludzki”. „To są jedyne zapory, które ocalić mogą nas jeszcze przed skutkiem naszego własnego szaleństwa”, puentuje temat genderowej wojny kulturowej Rokita.
A tymczasem wyżej wspomniane szaleństwo wydaje się nie mieć granic. Rozlało się szeroko poczynając od uniwersytetów i sal parlamentarnych, a kończąc na ulicach, gdzie „prawa obywatelskie zyskał bezrozumny wrzask, eksplozja wulgarności”, ubolewa rozmówca redaktora Mamonia.
I, niestety, ma pełną rację. W Polsce wulgaryzacja życia publicznego stała się prawdziwą zmorą dla wszystkich, którzy nie chcą kapitulować przed motłochem spod znaków KOD, Obywateli RP czy tzw. strajku kobiet. Profesor Wojciech Roszkowski dla popisów „harłapanów”, jakby u nas na Wileńszczyźnie nazwano prymitywnych zadymiarzy ulicznych, ukuł nawet specjany termin. Nazwał ich protesty „buntem barbarzyńców”, których cechuje kilka wyróżniających osobliwości. Przede wszystkim nie obchodzi ich prawda, nie interesują fakty. Nie posiadają w związku z tym jakichkolwiek zdolności do cywilizowanego dialogu. Rozmowy, którą zastępują wrzaskiem i agresją, by wymóc na oponentach swe postulaty. Nie odnosząc się do argumentów oponentów, wolą przyszywać im łatki. Łatki homofobów, transfobów, ksenofobów i Bóg wie jakich jeszcze „fobów”. Przy tym wszystkim wręcz obnoszą się swym własnym prostactwem i wulgarnością. Tragedią zaś jest prawdziwą, że część lewicowo-liberalnej opozycji oraz takowych elit nie widzi w tych odrażających praktykach nic zdrożnego. Ba, wręcz pochlebiają „barbarzyńcom”, uznając, że ich słuszny gniew tłumaczy prymitywizm ich zachowań. Co gorsza, solidaryzując się z „barbarzyńcami”, sami wypisują często w różnych miejscach osiem gwiazdek, zakodowany ordynarny przekaz, symbolizujący nienawiść wobec rządzących.
Rokita w swym wywiadzie do już wspomnianych cech „barbarzyńców” dodaje jeszcze jedną. Mianowicie ich moralny szantaż, który nazwał „terroryzmem kretynów”. Ten szantaż moralny w debacie publicznej objawia się zawsze po stronie kretyńskich terrorystów, gdy ktoś ośmieli się skrytykować Unię Europejską. Objawia się również wtedy, gdy ta sączy „najgłupszą ideologię”. Wtedy wyjeżdżają oni ze swym nieśmiertelnym argumentem, nazywając krytyków Unii „ruskimi agentami” względnie „agentami Putina”. Będziesz „agentem Putina” nawet wtedy, jeżeli wyśmiejesz, dla przykładu, Parlament Europejski, którego lewa strona przekracza nie tylko wszelkie granice rozumu, ale i granice kontynentów. Ostatnio nawiedzone feministki z legitymacją europosła pochyliły się nad prawami kobiet w Teksasie. Lewica, mówiąc jej językiem, wyraziła swą dużą obawę w temacie szwankowania zdrowia reprodukcyjnego kobiet w Teksasie po tym, gdy lokalne władze ograniczyły w stanie aborcję do momentu, gdy da się wyczuć bicie serca dziecka. Rokita przypomina więc „kretynom”, że nie jesteśmy „fircykiem Europy”, nie musimy wszystko bezmyślnie kopiować z Zachodu, niczym żałosny Papkin z komedii Fredry „Zemsta”.
Tak nie musimy, jeżeli nie chcemy zwłaszcza wyjść na głupków. A wyjść na nich możemy nawet z tego powodu, że dzisiaj dialog z lewicowo-liberalnymi elitami Europy Zachodniej może się układać często jak dialog z kosmitami. Mam tutaj na myśli analogię z popularnego filmu pod tytułem „Marsjanie atakują”. W toku jego komediowej akcji pada w pewnym momencie pytanie w stosunku do przybyszy spoza naszej planety: „czy u Marsjan też są tylko dwie płcie, jak u nas ludzi?”.
„Marsjanami” są dziś często zachodnie rewolucyjne elity. I aż strach pytać ich, czy również u nich są tylko dwie płcie, jak u nas ludzi ze wschodu Europy? „Terroryzm kretynów” za takie pytanie nie minie nikogo. Ogłoszą ciebie transfobem, homofobem i agentem Putina w jednej osobie.
Rokita za przykład „terroryzmu kretynów” podaje na koniec rozmowy sytuację Gruzji, która aspiruje do Unii Europejskiej, a zarazem chce zachować swe chrześcijańskie wartości i pojęcia. „Kretyni” terroryzują w tej sytuacji Gruzinów pytaniem w stylu: albo jesteś za UE i gejowskimi paradami, albo – wybierając tradycyjną rodzinną Gruzję z jej religią i cerkwiami – jesteś przeciwko Unii.
Gruzinom można jedynie współczuć z powodu tak ordynarnego szantażu i zasugerować zarazem taką oto odpowiedź dla pytających: jestem za europejską Gruzją i przeciwko europejskim „Marsjanom”.
Tadeusz Andrzejewski,
radny rejonu wileńskiego
Komentarze
W 1958 r. ze Wspólnoty Węgla i Stali powstała Europejska Wspólnota Gospodarcza, która na mocy traktatów w Maastricht (1992 r.), Nicei (2003 r.) i Lizbonie (2007 r.) przekształciła się w Unię Europejską. Jej ojcowie założyciele, Robert Schuman i Alcide de Gasperi są kandydatami na ołtarze Kościoła katolickiego. Inspiracją Arsène Heitza, twórcy flagi Europy, był wizerunek Matki Boskiej z wieńcem gwiazd nad głową, nawiązujący do Apokalipsy św. Jana. Unia Europejska powstała więc na podstawach cywilizacji chrześcijańskiej.
Sowieckie wpływy rosły jednak za sprawą agentury w państwach Europy Zachodniej, dlatego tam władzę objęli marksiści i oni też obsadzili najważniejsze stanowiska w instytucjach Unii Europejskiej. Od tego czasu obserwujemy postępującą destrukcję Unii. W wielu krajach Europy zalegalizowano zbrodnie aborcji (potępionej właśnie przez papieża Franciszka), eutanazji i tzw. małżeństwa homoseksualistów. Zlaicyzowane, zdemoralizowane dobrobytem, społeczeństwa Europy nie protestowały. Marksistowskie władze Unii Europejskiej wojują z Kościołem katolickim, jedyną ostoją cywilizacji chrześcijańskiej na świecie. Na Zachodzie obowiązuje zakaz używania nazwy Boże Narodzenie – zastąpiono ją słowem „święta”. Papież Franciszek rzekł na to, że różne totalitaryzmy walczyły z Kościołem, ale ich boje zakończyły się klęską.
Bolszewicy działający w Polsce nie chcą być gorsi. 28.11.2018 roku w organie prasowym ZNP przekonywali nauczycieli, że powinni eliminować ze szkół Boże Narodzenie i w miejsce jasełek organizować powitanie Nowego Roku. W 2021 r. władze stolicy wydały „świąteczny” afisz przedstawiający łyżwiarzy na zamarzniętych ściekach „Czajki”. Podobne kartki wydały też władze Łodzi.
A teraz wybuchła wielka afera korupcyjna w Europejskiej Partii Ludowej EPP... ( tak na marginesie - jak niektórzy polscy europosłowie mogą być w takiej formacji?! - przecież to nic innego jak unijny odpowiednik PRL).
Na płaszczyźnie aksjologicznej lewica ma priorytet równości nad wolnością. Przypomnę, że bez zagwarantowania bezpieczeństwa, ochrony granic itp. nie będzie równości.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.