Starannie dobrani eksperci od praworządności i ogólnie od spraw wszelkich dobitnie dowiedli tak na prawdę jednego, że debata w litewskich mediach odbyła się na najwyższym poziomie „obiektywności”, „profesjonalizmu” i wszelkiej innej sztuki warsztatu dziennikarskiego. I tylko przez przypadek tak się jakoś ułożyło, że wszyscy „eksperci” mieli jedno słuszne zdanie dowodzące, że w Polsce nastąpił uwiąd praworządności, dlatego Litwa musiałaby zdurnieć, by swego sąsiada i partnera popierać.
Tak oto politolog Uniwersytetu Warszawskiego dr hab. Renata Mieńkowska-Norkienė, przepytywana przez ELTĘ, dowodzi, że władze w Polsce spacyfikowały sądownictwo, by to nie przeszkadzało jej w przyszłości wygrywać kolejne wybory. Nie podała wprawdzie żadnego dowodu na swą ekscentryczną tezę, nie zająknęła się nawet słowem, że nad Wisłą kolejne wybory „władza” wygrywa w sposób demokratyczny, nie kwestionowany nawet przez najbardziej zapiekłych przeciwników, ale to przecież drobiazg. Wszyscy i tak wiedzą, że to tylko chytra zagrywka „władzy”. Wygrywać wybory uczciwie przy potencjalnej możliwości ich wygrania nieuczciwie. Chytra jest to teza „politolożki”, należy przyznać.
Ale nie to jest jeszcze najgorsze. Najgorsze, że Polska „nie jest najbardziej uczciwym partnerem w UE”, bo nie płaci zasądzonych jej przez TSUE kar. A płacić musiałaby, gdyby była praworządna. 1,5 mln euro dziennie za to, że nie zamknęła natychmiast kopalni w Turowie i Izby Dyscyplinarnej w Sądzie Najwyższym w Warszawie. Gdyby Turów zamknęła po arbitralnym jednoosobowym orzeczeniu pewnej hiszpańskiej sędziny, to skazałaby tysiące ludzi na utratę pracy, zimę bez prądu i ciepła, a na dodatek naraziłaby cały region na katastrofę ekologiczną. Ale ta katastrofa byłaby za to praworządna i słuszna, a tak to odwrotnie – ten brak katastrofy jest niesłuszny i niepraworządny.
I Litwa musi na to wszystko pilnie zważać, bo inaczej, gdyby poparła Polskę, to naraziłaby „swój wizerunek w UE” i oczywiście w KE, która ma kasę. A Litwa przecież kasy potrzebuje, więc niech siedzi cicho i nie wychyla się, doradza wywodząca się z Litwy politolog. Potem, by jeszcze dobitniej zaznaczyć swą nieprzejednaną postawę wobec władz Polski, uderza ona w tony patetycznej pompastyki, przestrzegając Landsbergisa i spółkę, że „stosunki z Polską mogą zepsuć imię dla Litwy”, a to Litwie się „nie opłaci”, więc gębę w kubeł.
„Žinių radijas” z kolei, by nie być gorszym od ELTY, do studia na dyskusję pod tytułem, jak źle jest z praworządnością w PL, zaprosił dwóch innych wybitnych ekspertów od spraw wszelkich – prawnika, profesora dwóch uniwersytetów (wileńskiego i szczecińskiego) Vytautasa Nekrošiusa oraz publicystę Jacka Jana Komara.
Ten ostatni, gdy zabrał głos, to postanowił dokumentnie (czyli wszystko od początku, jak mawiał Rzędzian) wyjaśnić litewskim słuchaczom całą genezę uwiądu polskiego sądownictwa. Pojaśnił więc, że przed reformą „w KRS dominowali sędziowie, którzy byli wybrani tam przez własny samorząd”. Ale „po zmianach dominują tam już politycy, którzy zostali wybrani przez Sejm i prezydenta”, twierdzi Jacek Jan. I potem wyciąga z własnego twierdzenia wniosek, że „ta Rada została upolityczniona i stąd rozpoczął się konflikt”. Problem jest jednak taki, że były publicyta „Gazety Wyborczej”, malując taką wersję prahistorii konfliktu, drastycznie skonfliktował się z prawdą. Twierdzenie bowiem, że Sejm do KRS wybiera polityków, którzy w skutek tego zdominowali tę instytucję, jest po prostu fake newsem.
W rzeczywistości bowiem posłowie na Sejm do KRS wybierają prawników, a nie polityków. Więcej, prawnicy, by wystartować w wyborach do KRS, muszą wcześniej zebrać 2 tysięcy podpisów poparcia obywateli albo odpowiednią liczbę podpisów kolegów po fachu. Dopiero po tym stają się kandydatami do KRS, których ostatecznie Sejm wybiera większością 3/5 głosów. Obecna władza nie dysponuje w Sejmie taką większością, który to fakt – domniemuję – nie musi być tajemnicą również dla Jacka Jana, więc sędziowie do KRS są wybierani w porozumieniu z posłami opozycji. W szerokim porozumieniu, odzwierciadlającym w dużym stopniu wolę suwerena.
Gdyby Jacek Jan Komar zwiększył swą ekspercką wiedzę o te fakty, zburzyłby pewnie całą swą narrację o upolitycznieniu polskiej Krajowej Rady Sądownictwa. A gdyby na dodatek jeszcze wiedział, że według analogicznych zasad są wybierane władze sądownicze np. w Hiszpanii, to musiałby przyznać, iż polska reforma sądownictwa jest zgodna z europejskimi standardami.
Nie zaszkodzi też przypomnieć publicyście trochę bardziej zamierzchłą prahistorię, kiedy to jeszcze przed reformą szalały mafie sędziowsko-urzędnicze w Polsce, które w samej Warszawie rozkradły majątek wart miliardów. Jedni mafioza w togach przedstawiali do sądu zaświadczenia o pełnomocnictwie byłych właścicieli warszawskich kamienic, którzy przebywają ponoć gdzieś tam za oceanem. Mafioza w togach po stronie sądu potwierdzali ważność tych pełnomocnictw, puszczając mimo oczu fakt, że byli właściciele, którzy ponoć wystawili pełnomocnictwo, musieliby być w wieku ludzi biblijnych, bo grubo ponad stuletnimi. Kamienice warte miliony w ten sposób trafiały w ręce ordynarnych oszustów w togach. I włos im za to z głowy nie spadł. Bo kasta sędziowska sama siebie wybierała, awansowała i kontrolowała. A teraz nie życzy sobie żadnych zmian, które by mogły zaburzyć ten jej dobrostan.
Ale sygnalista Komar, który donosi w Wilnie na własny kraj, czasami trochę manipulując i kłamiąc, twierdzi też jeszcze, że „Izba Dyscyplinarna zaczęła wyrzucać sędziów z pracy za jakiekolwiek nieposłuszeństwo”, dlatego TSUE musiał interweniować. Statystyka jest jednak wrogiem w tym miejscu dla opinii publicysty. Pokazuje bowiem, że grubo ponad 90 proc. spraw, które trafiły do ID, są to sprawy dotyczące kradzieży popełnionych przez sędziów, sprawy alkoholizmu, korupcji, nie licyjących zachowań sędziów oraz pojedyncze tylko sprawy ich skajnego upolitycznienia (dla przykładu jeden z byłych już sędziów szukał kontaktu ze znanym dziennikarzem, by go pouczyć, jak lepiej walczyć z rządem).
W sukurs polskiemu publicyście w debacie radiowej, o „najwyższych” standardach – przypomnijmy raz jeszcze, co chwila przychodził profesor Nekrošius. Jego pierwszym cennym wtrętem było powiedzenie, że w Polsce „faktycznie odbyła się historia 1933 roku”. Zmroziło mnie, gdy to przeczytałem w relacji z dyskusji. „Historia roku 1933” jest przecież znana nawet dla uczniów szkoły podstawowej i jest koszmarną dla całej ludzkości. Po chwili dopiero mogłem odetchnąć z ulgą, gdy się przekonałem, że profesor nie zna po prostu polskiej historii. Bo w roku 1933 do władzy doszedł nie „naczelnik państwa”, jak sugeruje uczony, tylko Adolf Hitler w Rzeszy. Piłsudski zaś zamachu majowego dokonał 7 lat wcześniej. To jest oczywiście tylko dygresja, którą zostawmy. Profesor tymczasem rozkręcał się coraz bardziej z każdym kolejnym wypowiedzianym zdaniem. Do tego stopnia, że stwierdził, iż „obecna polska władza wprowadziła komunizm”. Dobrze, że nie stalinizm. Bo w końcu sam nawet zacząłem wahać się: czy już zaczynać bać się, czy jeszcze trochę poczekać?
Na szczęście jednak do rozmowy znowu wtrącił się Jacek Jan i to na dodatek z prometejskim promykiem nadziei, gdyż stwierdził, że sędziowie w PL „to jeszcze nie zupełnie są „valdžios pakalikai”. Są tam jeszcze asocjacje sędziowskie, które mężnie walczą z władzą i jej reformami, uznając siebie po drodze za wyższą „zupełnie nadzwyczajną kastę ludzi”. Tej końcówki zdania Jacek Jan Komar oczywiście nie wypowiedział. Wyręczyłem go nieco, cytując własne zdanie o sobie sędziów ze wspomnianych asocjacji.
Oczywiście, że wszystko co powyżej cytowałem, „eksperci” donieśli do litewskiej opinii publicznej w celu jej właściwego doinformowania, bo – jak użala się prof. Nekrošius – „litewskim ludziom nie wystarczająco jasno było komunikowane, co się dzieje w Polsce”. Teraz będzie już pełna jasność, a jak „Žinių radijas” zacznie nadawać również na Polskę, to i tam pęknie pewna bańka informacyjna. Bo jak twierdzi Komar, w Polsce władza utworzyła „bańkę” dla swych zwolenników i przetrzymuje ich w niej, dlatego ci nijak nie mogą z tejże wydostać się. Efekt jest wstrząsający, „bo ta bańka nie za bardzo reaguje na to, co się dzieje”. Może zacznie reagować, gdy Jacek Jan zorientuje się, że każdy telewizor ma swego pilota. Wystarczy więc jeden jego przycisk, by z mrocznej krainy „bańki” wydobyć się do radosnego świata TVN-u i innych stacji, które niestrudzenie, dniem i nocą, po obiedzie i na czczo, prowadzą fanatyczną wojnę z rządem. W Internecie (albo na papierze) jest też całe mnóstwo różnych onetów, wyborczych, newsweeków, które również niestrudzenie, w każdą pogodę, siedząc i stojąc, dzień po dniu gimnastykują umysły swych czytelników propagandą do tego stopnia, że ci później wręcz lewitują w swoich teoriach spiskowych.
Na sam koniec „eksperci” weszli w taki zapał i omam w krytykowaniu rządu PL (oraz straszeniu rządu RL, by ten nie ważył się go popierać), że zaczęli wręcz prorokować. Prorokować mianowicie, co będzie, gdy już obecna władza nad Wisłą ogłosi polexit. Będzie wtedy, że „młodzież i nie tylko młodzież”, bo też „progresywna nie-młodzież” wyniesie tę władzę „na widłach”, proroczo orzekły muminki liberalnej demokracji.
I wyszły te proroctwa z ust muminków i poszły jak Litwa wielka i szeroka, a litewska opinia publiczna, po jej należytym „dokomunikowaniu” przez muminków, wpadła pewnie w głęboki szok...
Tadeusz Andrzejewski,
radny rejonu wileńskiego
Komentarze
A strona polska ustami co niektórych uparcie twierdzi, że mamy najlepsze stosunki w historii. Prezydenci obu krajów robią dobrą minę do złej gry i poklepują się po plecach, ale to rządy kreują realną politykę - a obecny rząd lietuviski jest wyraźnie nieprzychylny Polsce. Część polskich urzędników pokornie łasi się do lietuviskiego rządu, który co i rusz ośmiesza Polskę. Ale jednocześnie bezczelnie oczekują wsparcia w obronie granic.
Niestety, bardzo bolesnym jest fakt, że co poniektórzy Polacy dają sie uwieść w walce o władzę wrogiej narracji.A to jest już zdrada Polskiej Racji Stanu.
«Подлой и циничной Европе нет дела до людей, а гиена Европы – Польша – как была, так и осталась, – сказал Яков Кедми. – Они сегодня возрождают Польшу Пилсудского – фашистскую Польшу… А вся Европа, как и в 1938 году, поддерживает ее или молчит. И у фрау Меркель поворачивается язык оправдывать эту подлость».
Bruksela szuka tzw. pożytecznych idiotow ktorzy beda przyklaskiwali brukselskim urzednimom kajajacym na wszelkie mozliwe sposoby Polske i Wegry. Straszy nie wypłaceniem pieniędzy z funduszu odbudowy, nakazuje zamknięcie kopalni Turów etc.
Zapominając o tym że fundusz odbudowy jest to pożyczka , kredyt który trzeba będzie spłacać nie wiadomo na jakich zasadach i kto go bedzie musial zaplacic . Żadna darowizna. Powiedziałbym mocniej nie muminki a pożyteczni idioci.
Takich sygnalistów w Macierzy też niestety pod dostatkiem. Komar i pozostali pożyteczni idioci nie muszą dodatkowo bawić się w V kolumnę
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.