Tymczasem Angela Merkel, córa protestanckiego pastora z NRD, która przeszła długą drogę polityczną od aktywistki komunistycznej młodzieżówki po szefową największej niemieckiej partii CDU, żegna się z wielką polityką. W minionym tygodniu z pożegnalną wizytą gościła w Polsce, gdzie spotkała się z premierem Mateuszem Morawieckim i nie spotkała się z prezydentem Andrzejem Dudą, który miał zaplanowane inne zajęcia i nie znalazł w związku z tym czasu na spotkanie z niemiecką kanclerz, jakie to spotkanie strona niemiecka chciała zaaranżować ad hoc (bez uzgodnień z kancelarią polskiego głowy państwa).
W Polsce mainstreamowe media (de facto w większości niemieckie) oraz tzw. totalna opozycja Angelę Merkel niemalże ubóstwiają i uważają za „najbardziej propolską polityk”. Nie podają jednak przy tym żadnych dowodów na jej propolskie inklinacje. Jednocześnie zaś znawcy niemieckiej polityki, oceniający ją z pozycji propolskich właśnie, mają zupełnie inny ogląd sprawy. Historyk, profesor Bogdan Musiał, ekspert problematyki niemieckiej, uznaje wręcz, że „od kadencji Merkel stosunki polsko-niemieckie nie są złe, tylko one są fatalne”. Bo, jak uzasadnia, to właśnie Merkel jest odpowiedzialna za wszystkie niekorzystne niemieckie projekty gospodarczo-polityczne jak np. Nord Stream I i Nord Stream II oraz za wszystkie „prymitywne ataki” na Polskę dokonywane przez Brukselę.
Nie innego zdania jest też Piotr Cywiński, niegdysiejszy wieloletni korespondent polskich mediów w Bonn, który oskarża niemiecką kanclerz „o bezczelną wręcz ingerencję w wewnętrzne sprawy Polski”. Do antypolskich grzechów Merkel Cywiński dodaje jeszcze konsekwentne ignorowanie potrzeb polskiej mniejszości w Niemczech, której, nawiasem mówiąc, nawet nie został przywrócony status mniejszości, zabrany kiedyś bezprawnie przez Adolfa Hitlera. Nie mówiąc już o majątku, który zagrabiły polskiej mniejszości władze Trzeciej Rzeszy. Cywiński przypomina też, że to za długich rządów Merkel w Niemczech z niemiecką skrupulatnością prowadzono politykę historyczną, która zakładała podzielenie się odpowiedzialnością za zbrodnie holocaustu z Polakami (stąd uporczywe pojawianie się w przestrzeni publicznej Niemiec określenia „polskie obozy koncentracyjne”).
Do kompletu obciążającego sumienie Merkel wobec Polaków prof. Musiał dodaje jeszcze pielęgnowanie za jej czasów w niemieckich mediach oraz ogólnie w dyskursie publicznym antypolskich uprzedzeń, przyprawionych sosem słynnej niemieckiej wyższości wobec słabszego gospodarczo sąsiada ze Wschodu. Te urojenia wyższości narodu Göthego wynikały z prostego raczej przekonania, że my jesteśmy lepsi, bo my jesteśmy my. Mamy lepszą Wirtschaft (czyli gospodarkę), jesteśmy bardziej europejscy, ukulturowieni, obyci, bogatsi. A Polen to jakiś katolicki zaścianek Europy, zabobonny, nieznośnie konserwatywny, pielęgnujący wartości rodem ze średniowiecza. No i na dodatek jeszcze ta słynna „polsnische Wirtschaft”. Schrecklich (okropne).
Jeżeli zaś chodzi o osiągnięcia kanclerz Merkel w polityce europejskiej, to bezwzględnie i na zawsze będzie jej zapamiętane otwarcie granic dla niekontrolowanej migracji spoza Europy. Słynne Willkommenspolitik, niekonsultowane z żadną europejską stolicą, przecież na zawsze odmieni oblicze starej dobrej Europy, która już nigdy nie będzie taką, jaką była przez wieki. Po prostu arbitralna decyzja „najmocniejszej kobiety-polityk na świecie” będzie miała cywilizacyjne znaczenie dla Starego Kontynentu i zmieni bezpowrotnie oblicze wielu europejskich państw i miast. Jak niedawno pisała w tym kontekście francuska generalicja w liście otwartym do prezydenta Emanuela Macrona, może dojść do krwawych walk z muzułmanami na śmierć i życie o obronę wartości Republiki i chlubnej historii Francji.
Za „chadeckich” rządów Merkel doszło też w Niemczech do zmian cywilizacyjnych, gdzie lobby LGBT oraz ideolodzy gender wywalczyli wszystko, co ich dusza zapragnęła. „Chadecka” kanclerz usłużnie przyzwoliła im na małżeństwa jednopłciowe, na adopcję dzieci przez nie, szkolną indoktrynację i całkowitą kontrolę nad dyskursem publicznym. Słowem pełna „hulanka i swawola” ideologii LGBT. A jak ktoś pisnąłby słówko prawdy np. na temat mafii lawendowej, to czeka go los ks. profesora Dariusza Oko. Czyli sąd i drakońska kara: pieniężna względnie więzienie do wyboru.
Wracając zaś do tematu (przybierającego postać coraz to ostrzejszego sporu politycznego) konfliktu Brukseli z Warszawą, trudno nie dostrzec w nim inspiracji Berlina i, oczywiście, „propolskiej” kanclerz. Oddaję ponownie słowo profesorowi Musiałowi, który mówi wprost: „To są ataki inspirowane z Berlina, które wykonuje Bruksela. Merkel nie chce w to mieszać się oficjalnie i twierdzi, że nie ma z tym nic wspólnego, ale Ursula von der Leyen to jest jej człowiek. Przecież to ona ją stworzyła i wysłała do Brukseli”. Profesor w niczym nie przesadza, zgódźmy się. Mówią same fakty.
Merkel podczas swej pożegnalnej wizyty w PL nawet wykonała pewien piruet w tej sprawie. Mianowicie obłudnie zapewniła, że jest wielce zatroskana pogarszającymi się stosunkami Warszawy z Komisją Europejską. Dlatego jako kanclerz Niemiec zaangażuje się w ten spór osobiście. Oczywiście, w celu wybitnie szlachetnym, by obniżyć temperaturę sporu pomiędzy jej wysłanniczką Ursulą (która wcześniej była ministrem obrony w rządzie pani kanclerz) a polskim rządem. Obaczymy, czym się zakończy wspaniałomyślna wspaniałomyślność niemieckich polityczek.
Era Angeli Merkel zakończy się już wkrótce. Zostawi po sobie Niemcy raczej osłabione, podzielone politycznie oraz spenetrowane przez muzułmańskich migrantów do tego stopnia, że niemieckie kobiety już nie mogą się czuć bezpiecznie na ulicach własnych miast, bo może stać się im tak, jak w Kolonii w pamiętną sylwestrową noc. Niemiecka policja ogłasza zresztą oficjalnie, że podczas masowych imprez np. w święta – jak to mówi się w świeckiej nowomowie – „wolnych dni grudniowych” Niemkom przed napaściami seksualnymi może pomóc już tylko w specjalnych strefach bezpieczeństwa.
Następcą Merkel na urzędzie kanclerza ma być tyleż bezbarwny, ile bezradny i pozbawiony charyzmy Armin Laschet, który właśnie dostał kolejnego lania politycznego w debacie przedwyborczej z konkurentem z SPD Olafem Scholzem. CDU traci kolejne punkty poparcia i wydaje się, że po tym, gdy era Merkel całkowicie się zakończy, Niemcy czeka zamęt, niestabilność oraz walka o sukcesję. Polska może ten okres niemieckiej smuty wykorzystać, by jeszcze bardziej wyemancypować się spod kurateli zachodniego sąsiada.
Kanclerz zaś swoją pożegnalną wizytę w Polsce chyba może podsumować słowami Hegla: „Ten jeden mnie zrozumiał, a i tak mnie nie zrozumiał”. Propolskość Angeli Merkel dostrzegają w Polsce bowiem, chyba że zależni od niej przedstawiciele totalnej opozycji oraz niemieckie media dla Polaków. Nikt inny nie jest w stanie pojąć, na czym niby polegają propolskie afekty pani kanclerz z Berlina...
Tadeusz Andrzejewski,
radny rejonu wileńskiego
Komentarze
Merkelowa budował silną pozycję Niemiec w Europie i to był jej nadrzędny cel. A sprawy polskie traktowała przedmiotowo, wyłącznie podporządkowując je interesom własnego państwa. Nic dobrego Polska od niej nie doświadczyła. Co nie znaczy, że w przyszłości nie może być jeszcze gorzej.
Nie wróży to dobrze przyszłości UE.
Tymczasem takie wiadomości nie przebijają się w gazetach wydawanych w Polsce, bo właściciela i wielu z nich jest... oczywiście kapitał niemiecki. Czyli nawet zaplecze medialne dobrze sobie przygotowali, żeby mieć wpływ na kształtowanie opinii publicznej w Polsce według własnych zamierzeń.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.