Czy sobie poradzą? Oby. Jednak, niestety, doświadczenia z poprzednich rządów jaskółczej partii w latach kryzysowych (premierem wówczas był Andrius Kubilius) podpowiadają nam, że Litwę może czekać trudny okres.
Zaciskanie pasa aż do stanu, gdy znalazł się on na szyi człowieka, tak większość mieszkańców zapamiętała sobie rządy konserwatystów w czasie kryzysu roku 2008. Rząd Litwy wówczas jako panaceum na walkę z kryzysem gospodarczym obrał kurs radykalnego oszczędzania, czym litewską gospodarkę doprowadził do tąpnięcia aż o ponad 20 proc. PKB. Był to wówczas swoisty antyrekord w Europie, który spowodował gwałtowne zubożenie ludności, szczególnie tej mniej zamożnej. Warto przypomnieć, że w tym samym czasie inne kraje, jak np. USA obrały inną taktykę walki z kryzysem. Pompowały one miliardy w swą gospodarkę, aby ją pobudzić i tym samym nie pozwolić jej gwałtownie się kurczyć.
Dziś kandydatka na premiera Ingrida Šimonytė, która w rządzie Kubiliusa była ministrem finansów, zarzeka się, że potencjalny przyszły rząd, na którego czele zamierza stanąć, już więcej takich błędów nie popełni. A gwarancją jej słów ma być fakt, że Wilno przecież ma obiecaną w Brukseli okrągłą sumkę na walkę ze skutkami koronakryzysu, więc te pieniądze i tak będzie musiało wydać. Jest to akurat prawdą. Obecna władza wynegocjowała pokaźną sumę pieniędzy w Unii Europejskiej, która, niewątpliwie, pomoże zwalczać kryzys. Zobaczymy jednak, jaką ogólną filozofię walki z kryzysem, którego pełnych konsekwencji nikt nie jest w stanie przewidzieć, obejmie rząd Šimonytė i gdzie w konsekwencji tym razem znajdzie się pętla oszczędnościowa na korpusie obywateli, bo że oszczędzanie będzie konieczne, nikt nie wątpi.
Drugą dręczącą wyobraźnię niewiadomą nowego rządu konserwatystów i jego dwóch liberalnych przystawek (które mimo ogólnej opinii „chwytnych rąk”, jakie o liberałach mają wyborcy, osiągnęły nadspodziewanie dobry wynik), będzie jego polityka zagraniczna. Nie zmieni się ona, kardynalnie, to oczywiste, ale chodzi o pewne ważne niuanse. Mam tutaj na myśli w pierwszą kolej sprawę ułożenia relacji z Warszawą, które – jak świetnie pamiętamy – za poprzednich rządów konserwatystów na amen zamroził ówczesny minister spraw zagranicznych Audronius Ažubalis. Rząd Sauliusa Skvernelisa przy wydatnym udziale AWPL-ZChR musiał się mocno napracować, by te stosunki najpierw odmrozić, a potem też doprowadzić do wysokiego stopnia wzajemnego zaufania.
A z zaufaniem w stosunku do Warszawy konserwatyści właśnie mieli zawsze duży problem. Bywało bowiem tak, że nawet jeżeli przywództwo tej partii deklarowało gotowość do nawiązania dobrych relacji z sąsiadem z zachodu, to jednak jądro tej organizacji w osobach takich posłów, jak chociażby ten sam Ažubalis czy Kaščiūnas, Anušauskas albo Juozapavičius swą aktywnością parlamentarną te starania obracali na nic. Stosunki w rezultacie były „dobre” na papierze albo w sferze werbalnej szczególnie tam, gdzie konserwatyści widzieli interes, a więc w dziedzinach bezpieczeństwa, wspólnych inicjatyw infrastrukturalnych czy energetycznych i zgoła mniej dobre, gdy chodziło o rozwiązywanie problemów polskiej mniejszości na Litwie. W tym zakresie u konserwatystów na ogół zawsze obowiązywała doktryna Ažubalisa: nic osobiście nie obiecywaliśmy, niech wykonuje ten, kto obiecywał...
Teraz ta polityka dwulicowości może powrócić, a deklaracje „przystawki” w postaci partii „Wolności”, że ona rozwiąże sprawy mniejszości narodowych, bo „problemy te są jej bliskie”, można potraktować jako obietnice nowicjusza politycznego, który nie nauczył się jeszcze, co to jest arytmetyka sejmowa. Roztropne byłoby więc, by wszystkie mniejszości narodowe na Litwie zwiększyłyby swą czujność, bo jak do tej pory zawsze spadały na nie problemy, gdy tylko partia Landsbergisa brała się za ich rozwiązywanie.
O ile więc scenariusz poprawy sytuacji prawnej litewskich mniejszości narodowych za rządów centroprawicy jest iluzorycznie nikły, o tyle całkiem realny wydaje się scenariusz narzucania społeczeństwu potrzeby rozwiązywania problemów innych mniejszości, tych spod tęczowych znaków. Partia „Wolności” wydaje się być zdeterminowana, by rozpocząć front walki na tym właśnie polu. Nie przez przypadek przecież tak prze, bo w przyszłym rządzie chce za wszelką cenę wziąć pod swoją kuratelę Ministerstwo Oświaty, Nauki i Sportu. Indoktrynacja młodzieży wrogiej naszej kulturze i wartościom ideologii to jest cel edukatorów, kryjących się za hasłami równości, różnorodności, niedyskryminacji, równych praw dla wszystkich, w szczególności w tworzeniu rodziny. Na ile nam wszystkim wiadomo, konserwatyści z pierwszych szeregów, bo i przyszła pani premier, i lider tej partii, przychylnym okiem patrzą na takie postulaty swej tęczowej przystawki, którą zresztą, jak gadają wiewiórki, sami sobie na te wybory przysposobili, by mieć poręcznego koalicjanta do rządzenia. Poseł Petras Gražulis będzie więc, wygląda na to, miał pełne ręce roboty w nadchodzącej kadencji. Oby tylko spłynął na niego duch rozwagi i rozsądku, by nie kompromitował swymi wybrykami arcypoważnej sprawy.
Przyznaję, że skala niepewności, jeżeli chodzi o poczynania przyszłego potencjalnego rządu jest duża i budzi to uzasadniony niepokój. Konserwatyści litewscy przecież pod względem wyznawanych wartości coraz bardziej upodabniają się do swych europejskich mentorów z Partii Ludowej, u której przymiotnik „chadecka” dziś już zakrawa chyba że na kpinę. W temacie wartości bowiem niczym się nie różni właściwie od skrajnej europejskiej lewicy. Jednocześnie jednak litewscy konserwatyści zachowali w swej partii mocnego ducha międzywojennych tautininkasów (a więc skrajnego nacjonalizmu), czym się zdecydowanie różnią od swych mentorów z Europy. Zobaczymy zatem, jak te cechy unaocznią się u landsbergistów przy rządzeniu w nowych warunkach i rewolucyjnych tendencjach, jakie obserwujemy dziś powszechnie w Europie i na świecie.
Niepokoić się jest o co...
Tadeusz Andrzejewski,
radny rejonu wileńskiego
Komentarze
A ludzie niestety już zapomnieli jak to rząd Kubiliusa swego czasu złamał Konstytucję, na domiar złego strzelano do bezbronnych niewinnych ludzi z broni na gumowe kule.
Teraz w sytuacji epidemii trudno oczekiwać mądrych rządów tej tworzonej koalicji pod kierunkiem Simonite, która w zeszłym roku wyraźnie przegrała wybory prezydenckie.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.