Po 25 latach od pamiętnego wydarzenia, które rozmontowało komunizm w Polsce i zlikwidowało powojenny podział Europy, do Warszawy przybędą możni demokratycznego świata na czele z prezydentem Stanów Zjednoczonych Barackiem Obamą.
Będą ponadto prezydenci Francji Francois Hollande, Niemiec – Joachim Gauck. Swą obecność zapowiedzieli też prezydenci krajów sąsiadujących z Polską. Prezydent Czech - Miloš Zeman, Słowacji – Ivan Gašparovič, Węgier – Janos Ader, Litwy – Dalia Grybauskaitė.
Jednoczesna obecność nad Wisłą tak wielu przywódców najważniejszych na świecie krajów zachęciła historyków do porównania wydarzenia ze Zjazdami Gnieźnieńskimi, które odbyły się kilkakrotnie w przeszłości w Polsce w ważnych i przełomowych wydarzeniach dla całej Europy.
W dzisiejszej napiętej sytuacji geopolitycznej świętowanie rocznicy demokratycznych wyborów w Polsce przez przywódców najpotężniejszych krajów w Europie i na świecie jest nie tylko manifestacją jedności Zachodu, ale i uznaniem przez światowe mocarstwa Polski jako lidera regionu na wschód od Berlina, potwierdzeniem jej ważnej pozycji na arenie międzynarodowej.
Można by rzec, że doniosła oprawa polityczna wydarzenia sprzed 25 lat jest znakiem ze strony światowej wspólnoty pokazującym, iż bez Polski nie da się rozwiązać żadnych trudnych spraw w Europie Środkowo-Wschodniej.
Dobrze zatem się stało, iż - mimo osobistych obiekcji - do stolicy Polski udała się również prezydent naszego kraju Dalia Grybauskaitė, której towarzyszy też przewodnicząca Sejmu Loreta Graužinienė. Jako że piszę komentarz jeszcze przed wyjazdem obydwu pań, nie wiem zatem, czy w podróż udadzą się jednym samolotem, czy będą podróżować osobno. Jak wiadomo, Grybauskaitė dostaje wypieków na sam widok Graužinienė, więc znieść podróż w jednym wehikule z irytującą rywalką będzie jej piekielnie trudne, ale nie w tym „esmė". Grunt, że prezydent w ogóle wybiera się do stolicy państwa, które wcześniej wykreśliła z listy przyjaciół Litwy.
Poszła zatem po rozum do głowy Grybauskaitė i już nie robi takich numerów, jak na początku swej pierwszej kadencji, gdy olała spotkanie podobnej rangi w Pradze.
Oczywiście sama obecność w Belwederze litewskiej prezydent z kurtuazyjną wizytą - to stanowczo za mało. Wizyta do Warszawy po reelekcji chcąc nie chcąc podsuwa pytanie, czy Grybauskaitė potrafi zrewidować swą dotychczasową politykę względem Polski.
Czy w nowej kadencji, kiedy już nie będzie musiała umizgiwać się do nacjonalistycznie usposobionego elektoratu, potrafi przełamać się, poskromić podrażnioną dumę i wybujałe ambicje i zacząć myśleć w kategoriach dobra państwa.
Jest to pytanie zasadnicze, ważne dla całej Litwy. Czekamy zatem na odpowiedź pilnie, bo, jak na razie, to właśnie postawa „plieninės magnolijos", jak niedawno „ochrzciła" prezydent jedna z litewskich gazet, przyczyniła się najbardziej do tego, iż dla Litwinów wrogiem nr 2 (tuż po Rosji) stała się Polska. Tak przynajmniej wykazał najnowszy sondaż „Sprinter tyrimai", dla którego bez mała co trzeci Litwin powiedział, iż uważa Polskę za wroga.
Badania złowrogie. Ale czy dające prezydent do myślenia?...
Tadeusz Andrzejewski
Komentarze
Przypomnij sobie kto w tym kraju został prezydentem, przeanalizuj to i wyciągnij wnioski. Sprawa raczej oczywista.
póki ona jest u władzy nic nie musi i nie raz to udawadniała. Pełna samowolka... trzeba strącić D.G. z tronu, a potem rozliczyć. Tylko jak tego dokonać jeśli połowa społeczeństwa litewskiego jest najwyraźniej zaślepiona????
zgadzam się, nie powinni jej więcej zapraszać. Polsce potrzebni są życzliwe osoby wokół, a nie takie podstępne żmije, co to się uśmiechają, a potem wiadro pomyj wylewają za plecami.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.