Wpis bardzo wymowny. Symboliczny również sam akt głowy litewskiego państwa, który wraz ze swą małżonką, w ochronnych maskach, przyszli do Ostrej Bramy, by pomodlić się w tak ważnej dla wszystkich Polaków intencji.
Prezydent Nausėda nie znał osobiście śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego, bo należy do innego pokolenia polityków. Gdy przed rokiem został wybrany na najwyższy urząd na Litwie i zastąpił na nim ustępującą po dwóch kadencjach Dalię Grybauskaitė, wszyscy z ulgą odetchnęliśmy. Wreszcie jest szansa na przerwanie toksycznych dwustronnych relacji, zafundowanych przez egocentryczną, a zarazem krótkowzroczną litewską Magnolię. Nausėda, który należy do jednego pokolenia z prezydentem Andrzejem Dudą, bliskim współpracownikiem tragicznie zmarłego polskiego prezydenta, spełnia pokładane w nim oczekiwania. Szybko nawiązał przyjazny kontakt ze swym odpowiednikiem z Warszawy, co zaczęło skutkować sukcesywnym odmrażaniem dwustronnych relacji.
Można powiedzieć, że stało się to w sam czas. Geopolityka naszego regionu, która w dużym stopniu została przewidziana przez wizjonerskiego Lecha Kaczyńskiego, właśnie się spełnia, a zarazem domaga się naprawy relacji pomiędzy narodami, których niegdyś łączyła Unia. Lech Kaczyński i Valdas Adamkus mieli bardzo dobre, pełne wzajemnego szacunku i zaufania stosunki dwustronne. To pomagało im stawiać czoła w trudnych i kryzysowych sytuacjach, jakie wtedy zdarzały się w naszej części Europy, np. w sytuacji kryzysu gruzińskiego. Dziś prezydenci Nausėda i Duda pracują nad tym, by osiągnąć podobny poziom osobistych relacji. W polityce doby globalizmu i globalnej niepewności relacje przywódców sąsiadujących państw z takim właśnie stopniem wzajemnego zaufania są bardzo potrzebne. Potrzebne nie tylko dla samych prezydentów, ale i dla naszych narodów.
Postać modlącego się przed obrazem Matki Bożej Ostrobramskiej Nausėdy będzie zapamiętana na długo w Pałacu Namiestnikowskim w Warszawie. Symboliczny gest będzie cementował stosunki zarówno bilateralne prezydentów, jak i zwykłych Polaków oraz Litwinów w dobie wspólnego doświadczenia pandemią koronawirusa.
Jest to bardzo ważne również dlatego, że pandemia na nowo uświadomiła wagę państw narodowych. Pokazała też, niestety, jak zawodne jest poleganie na organizacjach międzynarodowych w sytuacjach poważnych globalnych kryzysów. Unia Europejska zawiodła na całej linii, obnażając prawdę o sobie, że jest do kroćset zbiurokratyzowanym kolosem na glinianych nogach. Zdatna chyba że do zajmowania się samą sobą albo problemami trzeciorzędnymi, które nierzadko sama kreuje. Tymczasem rozwścieczeni Włosi demonstracyjnie drą unijne flagi w proteście na bezczynność Brukseli w sytuacji, gdy oczekują od niej szybkiej pomocy. Bruksela zaś, która jeszcze tak niedawno pouczała Rzym w sprawie przyjmowania migrantów, czy chociażby wysokości deficytu włoskiego budżetu, teraz – w dobie pandemii koronawirusa – umywa ręce jak Piłat. Rzekomo sprawy medyczne nie są w jej kompetencji, tłumaczy się. W jej kompetencji, jak się okazuje, jest deliberowanie nad tym, jak się mają nazywać pozbawione mięsa hamburgery, czym się teraz akurat zajmuje lewica w Europarlamencie, tylko nie problemy zagrożonych Europejczyków.
Wszystko to uświadamia, że Unia Europejska po pandemii nie będzie już taka sama. Żadne państwo już nie zdecyduje się bowiem na dalsze scedowanie swych kompetencji do brukselskiej centrali, która w kryzysowych sytuacjach nie zdaje egzaminu. Dlatego różne kryzysy (gospodarcze), które nas czekają po pandemii, łatwiej będziemy mogli pokonać w dobrych, zaufanych stosunkach z tradycyjnymi partnerami i sąsiadami. Nie ulega też wątpliwości, że Unia po kryzysie będzie musiała iść, wbrew dzisiejszemu swemu establishmentowi, w kierunku Europy ojczyzn, a nie modelu konfederacyjnego. Umiejętność budowania lokalnych sojuszy w takim scenariuszu – wewnątrz Unii – w oparciu o wspólne wartości, doświadczenia historyczne oraz interesy będzie kluczowa.
Litewski politolog Šarūnas Liekis, komentując gest prezydenta Nausėdy, zauważa, że litewska elita zaczyna powoli dojrzewać do pełnego zrozumienia, iż to Polska jest gwarantem naszego bezpieczeństwa. Pojawiają się w różnych sferach litewskiego życia publicznego propolskie nastroje. Choć, jak słusznie zauważa Liekis, litewsko-polska przyjaźń się odradza trochę na rosyjskiej zasadzie, która dopytuje się z reguły: „przeciwko komu się przyjaźnimy?”.
Istotnie, prawdą jest to, że część litewskich elit na przyjaźń z Polską postawiła dopiero po tym, gdy się przekonała, iż doktryna Grybauskaitė o przesunięciu Litwy na Północ, na szlak skandynawski, zawiodła. Okazała się ułudą i bałamuctwem, jak kiedyś przesuwanie w ZSRR koryt rzek. Zrozumiano wreszcie, że izolowanie się od Polski, to powtórzenie scenariusza międzywojennego, narzuconego sprytnie Litwie Kowieńskiej przez Moskwę. Dlatego też w litewskim parlamencie panowała tak duża zgoda, gdy podejmowano tam rezolucję przeciwko fałszowaniu przez Kreml historii o przyczynach wybuchu II wojny światowej. Posłom, również tym o jawnie antypolskich nostalgiach, szczęśliwie udało się przymusić własną głowę do posłuszeństwa i przegłosowania rezolucji, bo pojęli, że płyniemy nie w żadnej tam skandynawskiej, tylko jednej z Polską łodzi.
Oczywiście, w litewskim parlamencie są też politycy, którzy – jak prezydent Nausėda – autentycznie starają się stawiać na przyjaźń z Polską, bo takie mają przekonania i taką wrażliwość. Znamy więc nazwiska i takich, i takich. Ważne, by w przyszłości wzrastała liczba przyjaciół Polski niewymuszonych. Wtedy dopiero znajdzie się masa krytyczna w Seimasie zdolna do rozwiązywania trudnych dla litewskich elit problemów polskiej społeczności na Litwie.
Będą gotowi do tego mentalnie, a społeczeństwo, widząc jak dzisiaj w trudnej pandemicznej sytuacji politycy polskiej narodowości, kierując kluczowymi ministerstwami, dobrze służą ogółu mieszkańców niezależnie od narodowości, też się przekona do swych współobywateli Polaków. Zorientowali się bowiem, że potrafią np. zsynchronizować sytuację na granicy z Polską, być może lepiej niż zrobiliby to litewscy ministrowie, załatwić tranzyt przez to państwo, nabiorą zupełnie innego mniemania o litewskich Polakach, mimo wcześniejszych uprzedzeń. Pojmą wreszcie, że prywatyzowanie patriotyzmu tylko przez jedną partię na Litwie (zwłaszcza, że jest on często ksenofobiczny) do niczego nie prowadzi.
Pandemia może więc nas zbliżyć, a prezydent Nausėda dał dobry przykład, by pamiętać również w modlitwie o swych sąsiadach i ważnych dla nich wydarzeniach.
Tadeusz Andrzejewski,
radny rejonu wileńskiego
Komentarze
"Nie ma takiego okrucieństwa ani takiej niegodziwości, której nie popełniłby skądinąd łagodny i liberalny rząd, kiedy zabraknie mu pieniędzy". Alexis de Tocqueville
Prezydent Nausėda nie zawahał się ani chwili modlić się w świetle kamer i fleszów przed Świętym Obrazem w intencji Polaków i nie przeszkadzało mu, że ledwie przed kilkoma dniami stworzył listę hańby puszczając oko do lansdsbergowego ludu mówiąc w domyśle: spoko, wszystko pod kontrolą, mam listy, tak jak w 39 i 41. Dał do zrozumienia,że nie pozwoli,żeby autochtoni zajmowali lukratywne stanowiska,otrzymywali zwrot ziemi w atrakcyjnych miejscach a ich dzieci studiowały medycynę na Litwie. Te "przypadkowe" tworzenie list, to takie pogrożenie palcem w kierunku Polaków zamieszkujących Litwę i pokazanie, kto tu rządzi, kto jest panem.
A z trzeciej strony jako ekonomista Nauseda widzi,że idzie straszliwy kryzys i gotowy jest Dudę i Kaczyńskiego w obie ręce pocałować i nie tylko.
Wszystko okazało się wierutnym kłamstwem. Człowieka honoru stać by było na powiedzenie PRZEPRASZAM i wyciągnięcie konsekwencji wobec swoich doradców.
To człowiek skompromitowany swoimi wcześniejszymi postępkami, a do tego blisko powiązany interesami a również rodzinnie z Okińczycem, którego media ZW są znane z natarczywego atakowania polskich patriotycznych organizacji i działaczy.
Zapewne za tymi haniebnymi działaniami stali skompromitowani prezydenccy doradcy Povilas Macziulis i Jarosław Niewierowicz, którzy już wcześniej chamsko atakowali polskich ministrów z koalicji rządowej.
Teraz Nauseda kolejny raz dramatycznie próbuje ratować swój wizerunek modlitwą w bliskiej sercom Polaków Ostrej Bramie. Podobnie było gdy zwołał spotkanie z przedstawicielami - stosownie dobranymi - polskiej mniejszości, spotkanie powszechnie uznane za prymitywną sztuczkę pijarową.
Chciałbym wierzyć w czyste intencje prezydenta Litwy. Jednak jak dotąd wszystko wskazuje tylko na prowadzenie cynicznej gry.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.