Rozsmućmy się za Wielkanocą

2020-04-11, 14:27
Oceń ten artykuł
(4 głosów)
Tadeusz Andrzejewski Tadeusz Andrzejewski

Wielkanoc roku 1943 była późną, przypadła aż na koniec kwietnia. Była też dla Polaków niezwykle trudnym okresem. W tym czasie bowiem Niemcy ujawnili prawdę o Katyniu, w Warszawie zaś naziści na oczach świata dobijali getto.

Edmund Banasikowski wspominał, że tamta Wielkanoc była jedną z najbardziej tragicznych w najnowszej historii Polski. Dla wielu, bo ponad 20 tysięcy, polskich rodzin był to czas utraty ostatniej nadziei na zobaczenie swoich bliskich żywymi, gdyż na zawsze zostali oni w dołach lasu katyńskiego i innych miejscach kaźni. Okrutna prawda, której wielu się domyślało, ale oddalało resztą nadziei, potwierdziła się w całym swym barbarzyństwie. Alianci naszych aliantów pod wodzą Stalina okazali się bezwzględnymi mordercami, nie respektującymi żadnych praw wojny. Azjatycka dzicz, która później za swoją pomoc w „wyzwoleniu” kraju domagała się jeszcze wdzięczności. Bezsilność zarówno w tym przypadku, jak też w sytuacji likwidacji przez Niemców warszawskiego getta była przygnębiająca.

Wielkanoc roku 1943 okazała się więc dla Polaków naprawdę wielką próbą wiary w ostateczne zwycięstwo życia nad śmiercią. Nasi dzielni przodkowie tej wiary w większości dochowali. Wiarę ustrzegli, dziś – za nielicznymi wyjątkami – są już na wiecznej warcie u Pana.

Powracając zaś do czasów dzisiejszych, wspaniały testament wiary przekazał potomnym chiński lekarz, zaledwie 31-letni Li Wenliang, który jako pierwszy odkrył w Wuhanie nowy niebezpieczny dla człowieka wirus. Przestrzegł swych kolegów lekarzy przed zagrożeniem. Za co jednak został ostro skarcony przez miejscowych komunistów, którzy oskarżyli młodego lekarza o sianie paniki i defetyzmu. Dopiero potem, gdy jego przestrogi się potwierdziły, a władze pojęły, jakie zagrożenie stanowi koronawirus dla społeczeństwa, lekarz Li został zrehabilitowany i przywrócony do łask komunistów.

Z wirusem walczył na pierwszym froncie. Niestety, mimo młodego wieku, został zakażony i, co najgorsze, leczenie nie przyniosło pomyślnych skutków. Młody medyk bohater umierał – można powiedzieć – na oczach całego świata. Świadomy śmierci żegnał swoją ciężarną żonę oraz małego synka martwiąc się, że zostawia na nich niespłacony kredyt za mieszkanie. Dla świata jednak dał wspaniałe świadectwo wiary, gdyż – jak się okazało – mimo komunistycznego reżimu prześladującego chrześcijan nie ukrywał swej wiary w Chrystusa. „W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem. Na ostatek odłożono dla mnie wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu odda Pan, sprawiedliwy Sędzia”, napisał we wzruszającym pożegnaniu słowami św. Pawła.

Wydawałoby się, że w tym przypadku śmierć jest wyjątkowo okrutna i niesprawiedliwa. Ale jeżeli spojrzymy na nią oczyma wiary, przez pryzmat Wielkanocy, a więc Zmartwychwstania, to może być ona wspaniałym świadectwem dla całego współczesnego świata, który swą wiarę często wdeptał jak biblijne perły w błoto. Być może słowa żywej wiary doktora Li wielu wstrząsną, obudzą z letargu, zawrócą z „drogi nieprawej”, a skierują na „drogę odwieczną”.

Tak było ostatnio we włoskiej Lombardii, gdzie dwóch młodych lekarzy pochodzących z katolickich rodzin, ale zagubionych w świecie zbuntowanym wobec swego Stwórcy, powróciło do Jezusa. Dali oni świadectwo swego nawrócenia w sieciach społecznościowych po tym, gdy poznali na oddziale intensywnej terapii sędziwego, bo już 75-letniego kapłana. Był w ciężkim stanie, gdy trafił na oddział. Zaraził się od starszej samotnej osoby, którą się opiekował. Mimo swej opłakanej sytuacji zdrowotnej, nie tracił ducha, nie rozstawał się z Biblią. Pocieszał innych, spowiadał. Gdy przyszedł czas, że bez maski tlenowej nie mógł już oddychać, zachował się heroicznie. Z respiratora zrezygnował, by przekazać go innej młodszej osobie, której maski brakowało. Staruszek zmarł niedługo, młodzi lekarze widząc jego świadectwo wiary, powrócili do Boga, do którego ich rodzice modlili się na różańcu – jak sami o tym mówią w swym internetowym wyznaniu. Mówią też, że od tamtego czasu każdego rana modlą się też sami, prosząc Boga o siły i przeżycie kolejnego dnia w szpitalu, gdzie niosą pomoc chorym.

Jest to zaledwie kilka świadectw wiary, które mogą posłużyć dla nas za najlepsze wielkopostne rekolekcje. Szacuje się tymczasem, że tylko w samych Włoszech z powodu koronawirusa umarło co najmniej 50 księży, którzy nie opuścili swych owieczek w potrzebie. Umarli, ale zarazili wiarą na nowo wielu. Od przyjaciół otrzymałem wzruszający filmik z jednego z miast włoskich, po którego opustoszałych ulicach idzie ksiądz z monstrancją pod baldachimem trzymanym przez zakrystianina. Ksiądz błogosławi domostwa Przenajświętszym Sakramentem, nieliczni napotkani przechodnie na widok kapłana z monstrancją pobożnie padają na kolana i żegnają się. Ktoś nawet zatrzymuje swój dostawczy samochód, wysiada z niego, by uklęknąć i otrzymać błogosławieństwo. Wokół dojmująca cisza, taka niezwyczajna dla tego hałaśliwego, południowego narodu. Włosi cierpią i pokutują dzisiaj za nas wszystkich.

Przeżywamy Wielki Tydzień. Nadchodząca Wielkanoc, tak jak ta z roku 1943, będzie inna. Niezwykła z wielu powodów. Spędzimy ją zamiast tłumnie i rodzinnie, na odległość i w separacji. Tylko w najbliższym kręgu domowników. Tego wymaga zasada miłości bliźniego. Nawet wielkanocna Msza rezurekcyjna, na której zwyczajowo były nieprzebrane tłumy w kościołach, tym razem będzie na odległość. Bez wiernych. Mój dziadek Franciszek mawiał kiedyś w takich sytuacjach, że „nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”. Do kościoła chodziliśmy, przyznajmy się sami sobie, nierzadko trochę z racji tradycji, trochę zwyczajowo, trochę z obowiązku. A jak już tam byliśmy, to dopadała nas też nierzadko rutyna. Gdy niespodziewanie wszystko to utraciliśmy, może nam się odmieni. Może zatęsknimy za tym, co kiedyś nie potrafiliśmy należycie docenić. Może, jak kiedyś poeta, jeszcze powiemy: „Jeszcze tak bardzo rozsmucę, jeszcze do Ciebie powrócę, Chrystusie!”.

Może też to będzie czas na podreparowanie relacji rodzinnych, rozluźnionych w czasach pośpiechu i walki o dobrobyt. Teraz może za sobą nawzajem się rozsmucimy, powrócimy do bliższych i bardziej serdecznych relacji.

Mamy szansę, by ten trudny czas, a zarazem czas wielkanocnej nadziei nie zmarnować...

Tadeusz Andrzejewski,
radny rejonu wileńskiego

Komentarze   

 
#6 Antoni 2020-04-14 12:13
Zmartwychwstały Chrystus zwyciężył samą śmierć, więc i z tego niełatwego okresu wyjdziemy zwycięsko. Wszystko będzie dobrze!
Cytować | Zgłoś administratorowi
 
 
#5 M. 2020-04-13 18:54
Wielkanoc to święta potężnego zwycięstwa,wielkiej radości i niesłabnącej nadziei.
Cytować | Zgłoś administratorowi
 
 
#4 Teresa 2020-04-12 00:58
Autor przytoczył kilka poruszających świadectw wiary. Na przykład ten młodego chińskiego lekarza, który tak pogodnie i z taką wiarą żegnał się z tym światem, po należytym spełnieniu swej człowieczej misji jako mąż i ojciec oraz jako lekarz. Takie przykłady chwytają za serce, ale też stanowią inspirację i natchnienie, by samemu godnie dźwigać nasze codzienne krzyże, z nadzieją na szczęście zmartwychwstania.
Niech zwycięski Chrystus nam błogosławi i ma w swej opiece.
Cytować | Zgłoś administratorowi
 
 
#3 E.A. 2020-04-11 22:57
Mimo wszystkich obecnych trudności i ograniczeń nawet trudno je porównywać z tym co przeżywali nasi rodacy, przodkowie choćby we wspomnianym 1943 roku, w czasie wojny i okupacji. Nawet wtedy ludzie potrafili żyć wiarą i mieli nadzieję. Tym bardziej my nie możemy gasić ducha.
Cytować | Zgłoś administratorowi
 
 
#2 Maryla 2020-04-11 22:39
Nadchodząca Wielkanoc będzie inna. Ale jednak - Wielka. Bo tej nocy zmartwychwstaje Jezus i daje nam obietnicę życia wiecznego.
A zatem - Wesołych Świąt!
Cytować | Zgłoś administratorowi
 
 
#1 Ryś 2020-04-11 22:24
Mocny,pouczający artykuł.Dziękuję ci Tadeuszu. Zdrowych,wesołych ŚWIĄT WIELKANOCNYCH!Chociaż tak trudnych.
Cytować | Zgłoś administratorowi
 

Dodaj komentarz

radiowilnowhite

EWANGELIA NA CO DZIEŃ

  • Czwartek, 19 grudnia 2024

    Łk 1, 5-25

    Słowa Ewangelii według świętego Łukasza

    Za czasów Heroda, króla Judei, żył pewien kapłan z oddziału Abiasza, imieniem Zachariasz. Miał on żonę z rodu Aarona, której było na imię Elżbieta. Oboje byli sprawiedliwi przed Bogiem, bo nienagannie zachowywali wszystkie przykazania i przepisy Pańskie. Nie mieli oni dziecka, ponieważ Elżbieta była niepłodna, a oboje byli już w podeszłym wieku. Pewnego razu Zachariasz sprawował kapłańską służbę przed Bogiem według ustalonej kolejności swojego oddziału. Zgodnie ze zwyczajem kapłańskim został on wyznaczony przez losowanie, by wejść do świątyni Pana i złożyć ofiarę kadzenia. A w czasie składania ofiary mnóstwo ludzi modliło się na zewnątrz. Nagle po prawej stronie ołtarza kadzenia ukazał mu się anioł Pański. Zachariasz przeraził się na jego widok i ogarnął go lęk. Lecz anioł powiedział do niego: „Nie bój się, Zachariaszu, bo twoja modlitwa została wysłuchana. Twoja żona Elżbieta urodzi ci syna, któremu nadasz imię Jan. Będzie to dla ciebie powodem radości i wesela i wielu będzie się cieszyć z jego narodzenia. Stanie się wielki przed Panem; nie będzie pił wina ani sycery i już w łonie matki napełni go Duch Święty. Wielu Izraelitów nawróci do Pana, ich Boga. Sam pójdzie przed Nim w duchu i mocy Eliasza. Zwróci serca ojców ku dzieciom, nieposłusznych ku mądrości sprawiedliwych i przygotuje Panu lud dobrze usposobiony”. Zachariasz zapytał anioła: „Po czym to poznam? Przecież jestem już stary, a moja żona też jest w podeszłym wieku”. Anioł mu odpowiedział: „Ja, stojący przed Bogiem Gabriel, zostałem posłany, by przemówić do ciebie i oznajmić ci tę dobrą nowinę. Ponieważ jednak nie uwierzyłeś moim słowom, które się wypełnią w swoim czasie, staniesz się niemy i nie będziesz mógł mówić aż do dnia, w którym się to stanie”. Lud tymczasem czekał na Zachariasza i dziwił się, że tak długo zatrzymuje się w świątyni. Kiedy wyszedł, nie mógł do nich przemówić. Wtedy domyślili się, że miał widzenie w świątyni. A on dawał im znaki i pozostał niemy. Gdy skończył się czas jego służby, wrócił do domu. Potem jego żona Elżbieta poczęła i pozostawała w ukryciu przez pięć miesięcy. Mówiła: „Tak uczynił mi Pan, gdyż wejrzał na mnie i zdjął ze mnie hańbę w oczach ludzi”.

    Czytaj dalej...
 

 

Miejsce na Twoją reklamę
300x250px
Lietuva 24Litwa 24Литва 24Lithuania 24