Rządząca w Warszawie liberalno-lewicowa koalicja pod wpływem ekstremistów pokroju radnej Agaty Dziduszko-Zyglewskiej zrezygnowała z religijnego świętowania Bożego Narodzenia i zadecydowała, że odtąd w stołecznym grodzie władze będą świętowały zgodnie z „nową świecką tradycją”. Co świętowały? Właściwie nic. Będą świętować i tyle, taka bowiem jest sama formuła „nowej świeckiej tradycji”, by świętować nie wiadomo co.
Wcześniej (to znaczy przed Anno Domini 2019), gdy opłatek był jeszcze tradycyjny, czytano Pismo Święte, modlono się, śpiewano kolędy i, oczywiście, łamano się, zgodnie z polską tradycją, opłatkiem. Życzono też sobie tradycyjnie – wesołych, błogosławionych świąt Bożego Narodzenia etc. Owszem, w ostatnich latach ekstremiści od Dziduszki próbowali opłatek zakłócać, zachowując się ordynarnie, np. wpychając do grona kapłanów jakieś kreatury z durszlakiem na głowie oraz wykrzykując swe poronione pomysły. Ale dla ludzi normalnych opłatek jednak był.
Teraz rządzący Warszawą nowocześni działacze, po poskrobaniu się po głowie w zadumie bądź w innym miejscu, którym myślą, orzekli, że opłatka nie będzie. Zastąpi go świecka tradycja świętowania. Na czym ma ona polegać, jak na razie nie jest wiadome. Wiadomo tylko, że nie będzie jeszcze obowiązkowa. „Przyjdzie każdy, kto chce”, zapowiadają inicjatorzy nowej tradycji. Z wyprzedzeniem możemy się jednak domyślić, że rygor podczas nowego świeckiego świętowania będzie surowy. Ani pary z gęby na temat święta, które właśnie jest świecko świętowane.
Z życzeniami akurat problemu nie będzie. Można je przecież tak zmodyfikować, że nikt nawet nie skuma, o co chodzi. Zamiast wstecznych, bo religijnych, życzeń, można będzie sobie nawzajem wygłaszać laudacje w rodzaju: „Życzę ci koleżanko albo kolego, albo neutralna płciowo osoba, wesołej choinki, wspaniałego reniferka i cudownego śledzika na talerzu”. Bardzo świecka i neutralna światopoglądowo forma, którą można by też uznać za proekologiczną. Bo przecież w życzeniu upomina się i drzewko (sztuczne, oczywiście, bo naturalne wesołym być nie może, gdy jest już w doniczce, co byłoby niedopuszczalnym ograniczeniem praw drzewka), i zwierzątko reniferek, który musi być kontent sam z siebie, co podkreśla przymiotnik „wspaniały”. Gdyby nie był wspaniały, to dopiero wtedy można byłoby domniemywać, że reniferek jest smutny i przez jakiegoś rasistę opresjonowany.
Tylko z tym śledzikiem na talerzu, to jest problem. Czujna jak żuraw Dziduszko-Zyglewska takiego życzenia, pachnącego tradycją, nie przepuści do swej nowej świeckiej obyczajowości, zwłaszcza, że pada wówczas podejrzenie, iż wśród świętujących nie wszyscy są weganami, bo niektórzy jedzą ryby, a może nawet i mięso, co, jak wiadomo, zgodnie z nową świecką modą, jest faszyzmem.
Gdy o nowej świeckiej tradycji świąt w Warszawie przeczytałem, wstrząśnięty za bardzo nie byłem. Za bardzo tkwi mi jeszcze w pamięci podobna tradycja z lat dziecięcych, kiedy w sowieckiej Litwie świąt Bożego Narodzenia oficjalnie nikt nie świętował. Taka była wówczas świecka komunistyczna tradycja, by obchodzić hucznie tylko Nowy Rok z jego nieodłącznymi atrybutami w postaci Dieda Moroza i Snieguroczki. W pojęciu komunistów Boże Narodzenie świętował tylko ciemny lud, na co w ramach politowania towarzysze przymykali oczy.
Nie dziwi mnie też zachwyt pewnego dziennikarza z „Gazety Wyborczej”, który „nową świecką tradycję” à la Dziduszko nazwał „normalnością”. „Wreszcie normalność”, wypisał na łamach swej genderowej gazety. Cóż rzec na takie „dictum acerbum”. Chyba tyle tylko, że każdy czas, każda epoka ma swych „pożytecznych idiotów”. Stalin kiedyś takim mianem określał zachodnich komunistów, którzy jego krwawy, komunistyczny reżim wychwalali pod niebiosa w swych ojczyznach, zachęcając rządy swych krajów do jego naśladowania. Dziś pożyteczni idioci z „Gazety Wyborczej” zachwycają się świecką tradycją, docierającą do Polski od skretyniałych zachodnich „nowoczesnych” ludzi „postępu”, którzy zamiast Boga za kult czczenia obrali lalkę Barbie.
Dziduszko-Zyglewska oryginalną więc za bardzo nie jest. Kopiuje to, co kiedyś już było i co Polacy odesłali na śmietnik historii, czyli sowiecki, bolszewicki ateizm.
Tym razem będzie tak samo. Polacy wcześniej czy później panią Dziduszko, facetów z durszlakami na głowie wraz z ich odlotowymi atrybutami nowej świeckiej tradycji wyślą tam, gdzie ich miejsce. Na śmietnik.
Tadeusz Andrzejewski
Komentarze
Kim jest wpływowa żona Wojciecha Diduszko? To członkini redaktorka w „Krytyce politycznej” - jednej z najbardziej lewackich i ekstremalnych społecznie redakcji w Polsce, członkini Inicjatywy Warszawa 2020, miejskiego zespołu sterującego ds. wdrażania Programu Rozwoju Kultury w Warszawie, członkini prezydium Komisji Dialogu Społecznego ds. Kultury; współautorka dokumentu „Miasto kultury i obywateli. Program rozwoju kultury w Warszawie do roku 2020”. Wszystkie te zajęcia związane są z olbrzymimi projektami Hanny Gronkiewicz-Waltz związanymi z kulturą w Warszawie. Lewicowe poglądy i ostre wypowiedzi polityczne Agaty Diduszko-Zyglewskiej nie przeszkadzają prezydent Warszawy, by właśnie Diduszko powierzać niezwykle wpływowe funkcje w ratuszu.
Wpływy Diduszko sięgają jednak dalej. Jej „Stowarzyszenie Pasaż Antropologiczny” (Diduszko jest tam prezesem zarządu) korzystała z hojnych dotacji ministerstwa kultury w latach, gdy kierowała nim ekipa z Platformy Obywatelskiej. W 2012 roku fundacja otrzymała 23 tys. złotych grantu, była też wspierana przez warszawski ratusz oraz inne fundacje.
Dalej: pedofilia najczęściej zdarza się w rodzinach, to wujkowie, ojcowie gwałcą dzieci
Może by tak te panią na leczenie?
Radna sugerowała także, że lekcje religii nie wymagają skupienia i przyswajania wiedzy naukowej, dlatego nie powinny odbywać się w porach sprzyjających nauce. Jej zdaniem umieszczanie lekcji religii w środku dnia rzekomo przyczynia się do niszczenia wspólnoty szkolnej „niepotrzebnymi podziałami religijnymi”. Radna wskazała również, że zwracała się już wcześniej do dyrektorów o usunięcie krzyży ze szkół, co motywowała rzekomym wymogiem neutralności religijnej szkół.
Fakt wydania tych rekomendacji jest sprzeczny z prawem. Uzasadnianie wskazujące, że przesłane wytyczne są realizacją obowiązującego stanu prawnego mija się z prawdą. Radna m.in. powołuje się we wniosku na przepisy konstytucyjne niemające zastosowania do organizacji lekcji religii w szkole, używa pojęć nieznanych polskiemu systemowi prawnemu, lekceważąc jednocześnie ład konstytucyjny oraz faktycznie obowiązujące przepisy prawa oświatowego. Część dyrektorów zwróciła się do Instytutu Ordo Iuris z prośbą o pomoc w przygotowaniu odpowiedzi. Instytut udzielił dyrektorom stosownej pomocy prawnej.
„Nauczanie religii jest jedną z form działalności dydaktyczno-wychowawczej szkoły, która jednocześnie jako jedyna gwarantowana jest przez Konstytucję. Wobec tego nauczanie religii nie może być traktowane gorzej niż nauczanie innych przedmiotów szkolnych. Umieszczanie lekcji religii jedynie na początku lub końcu dnia zajęć stanowi niedopuszczalną dyskryminację zarówno samych zajęć jak również uczniów, którzy korzystając z wolności sumienia i religii oraz prawa do nauki, chcą w szkole pogłębiać swoją wiedzę religijną” - skomentował Łukasz Bernaciński z Centrum Analiz Ordo Iuris
źródło: ordoiuris.pl
- Senyszyn, Biejat, Nowacka, Tokarczuk, Lubnauer, Falej, Scheuring-Wielgus, Róża Maria Barbara Gräfin von Thun und Hohenstein, Hübner, Ochojska... ciekawy jest też fakt sporej ilości obcojęzycznych nazwisk
Ten sam bohater na owej wigilii oznajmia przy braku opłatka: "to nic, najważniejsza jest tradycja - podzielimy się jajeczkiem". Scena ta bawi właśnie przez swój absurd.
A właściwie bawiła. Bo ten absurd stał się rzeczywistością w wykonaniu radnych Warszawy.
Kto nie szanuje historii i tradycji własnego rodu, ten sam nie zasługuje na szacunek. Dedykuję to prezydentowi Warszawy i jego aparatczykom.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.