„Jaka byłaby to mocna siła polityczna na Litwie, jeżeli ponownie bylibyśmy razem. Poważna przeciwwaga (byłaby to – przyp. t.a.) i konserwatystom, i socjaldemokratom, i „chłopom”, kusił liberałów Žemaitaitis wspaniałą wizją przed nadciągającymi wyborami parlamentarnymi, przypominając przy tym byłym kolegom, że „przecież jesteśmy odgałęzieniem jednego dębu”. Bo i rzeczywiście, jeżeli zajrzymy w zamierzchłą, co prawda, już trochę przeszłość, to istotnie można się dopatrzyć między partiami wspólnej genealogii.
Partię Tit założył Rolandas Paksas po tym, gdy pokłócił się z liberałami i opuścił ich szeregi wraz z grupką zwolenników. Rozbrat z korupcjogennymi liberałami Paksas wziął, gdyż wówczas uważał, że na Litwie brak jest porządku (słusznie zresztą). Postanowił przy tym, że to on ten porządek wprowadzi, dlatego też swoją nową partię nazwał „Porządek i Sprawiedliwość”. „Tvarka bus” – chwytliwe hasło wyborcze przyniosło partii byłego lotnika może nie oszałamiający, ale całkiem solidny sukces wyborczy. Zamierzchła to jest już jednak historia, jak wspomniałem, bo od czasów wiktorii wyborczych paksistów dużo wody upłynęło w Wilii, a ponadto sama partia, która miała walczyć z nadużyciami i korupcją, w międzyczasie po trosze skorumpowała się.
Ostatecznie, po długich perypetiach związanych z impeachmentem Paksasa, z partią rozstał się sam jej założyciel, któremu zadawanie się z „uzdrowicielką” Loliszwili jawnie nie wyszło na zdrowie. Uwidoczniło się to szczególnie, gdy przed ostatnimi wiosennymi wyborami do Parlamentu Europejskiego, dokąd pokrzywdzony ekslotnik startował już samodzielnie, Paksas wybrał się z wizytą do Moskwy. Pobył tam kilka dni, a gdy powrócił do Wilna, to... no właśnie unaocznił się jakiś wcześniej niedostrzegany negatywny wpływ gruzińskiej czarownicy na psychikę polityka, który ogłosił, że w rosyjskiej stolicy potajemnie spotkał się z włodarzem tego państwa. Na spotkaniu miał dostać misję, by być coś w rodzaju „swiaznika” pomiędzy Putinem a Trumpem w dziele ratowania światowego pokoju.
Tajna misja a’ la stirlitz (na konspiracyjnej zasadzie „Aleks Justasowi”) jednak się nie powiodła, wyborcy nie uwierzyli w szlachetną misję Paksasa ratowania świata i nie przedłużyli jego mandatu w Parlamencie Europejskim. Wydaje się też, że również desperacki trick Žemaitaitisa na Facebooku z odwołaniem się do wspólnego „dębu” z liberałami kończy się tym samym, czyli kompromitacją.
Eugenijus Gentvilas, założyciel i szef liberałów, na zaczepkę Žemaitaitisa zareagował bowiem, mówiąc oględnie, sarkastycznie. Zadrwił wręcz z propozycji szefa Tit mówiąc, że „gdy Žemaitaitisowi ogon się podpala, to może on być kimkolwiek”. Przypomniał też tvarkietisom, że z liberalizmem to oni mają tyle wspólnego, co księżyc z patelnią. Więcej tam Ku Klux Klanu, pochodni i faszystowskiej retoryki niż liberalnych poglądów, nie dobierał słów ortodoksyjny litewski liberał.
Žemaitaitisowi rzeczywiście się „ogon podpala”, jego partia jest w całkowitej rozsypce i tylko ktoś ze skromną reprezentacją rozumu chciałby łączyć się z partyjką, desperacko szukającą koła ratunkowego przed wyborami parlamentarnymi, które już za rok.
Tvarkietisy szukając kogoś, do kogo mogliby się doczepić, aby nie zniknąć po najbliższych wyborach z Sejmu, a i z litewskiej sceny politycznej też, miotają się przy tym od ściany do ściany. Dosłownie przed kilkoma miesiącami poseł tej partii Vytautas Kamblevičius prowadził rozmowy z Arvydasem Juozaitisem, skrajnym litewskim nacjonalistą, który jednak nieoczekiwanie na ostatnich wyborach prezydenckich uzyskał spore poparcie, by na zbliżające się wybory sejmowe utworzyć wspólny projekt. Ponoć nawet się dogadali panowie, tyle że Kamblevičius zapomniał powiadomić o swej misji kierownictwo partii. Misja więc spaliła na panewce. Teraz Žemaitaitis ima się innej legacji, tyle że na skrajnie innym froncie politycznym niż Kamblevičius. „Sukces” będzie podobny.
Szarpanina w trosce o byt polityczny doprowadziła frakcję Tit do zaniku. Frakcja, i tak miniaturowa, jeszcze się podzieliła i w rezultacie znikła. Wyproszono ją też z koalicji rządowej. Žemaitaitis zaś lada chwila utraci stanowisko wiceprzewodniczącego Sejmu, które świeżo objął z racji umowy koalicyjnej. „Ogon” Žemaitaitisa jest więc rzeczywiście w niebezpieczeństwie, jak i cała partia zresztą też. Wydaje się wręcz, że jest to już stadium agonalne ekspartii ekslotnika.
Nie powinno to zresztą dziwić, bo przecież przez cały czas swego bytowania utrzymywała się ona na politycznej arenie tylko dzięki nazwisku najpierw zbuntowanego, a później pokrzywdzonego Paksasa. Gdy główny i jedyny tak naprawdę atut partii zbłaznował się, cała partia straciła sens bytu.
Tadeusz Andrzejewski
Komentarze
Dlatego warto głosować na partię uczciwą taką jak AWPL, która nigdy nie była zamieszana w żaden korupcyjny skandal.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.