W swym wniosku „Romuva” domagała się od parlamentariuszy, by ci ustawowo zrównali pogańskie starożytne wierzenia Bałtów z innymi tradycyjnymi religiami uznawanymi przez litewskie państwo, takimi jak katolicyzm, prawosławie, grekokatolicyzm, luteranizm czy judaizm. Gdyby żądaniom stowarzyszenia stało się zadość, oznaczałoby to nie tylko obowiązek finansowego wsparcia przez państwo pogaństwa jako religii, ale też przyznania jej przywilejów, jakimi dotąd cieszyły się właśnie religie tradycyjne. A więc np. w szkołach na lekcjach religii na równi z wiarą rzymskokatolicką byłyby nauczane też pogańskie wierzenia Bałtów. „Romuva” zaś uzyskałaby prawo w imieniu państwa do udzielania ślubów nowożeńcom. Nie wiem, jakby to wyglądało fizycznie, ale można popuścić wodze fantazji i wyobrazić sobie, że para młodych byłaby wiązana węzłem małżeńskim gdzieś pod „świętym” dębem, przy „świętym” ogniu przez długobrodego wajdelotę w płóciennym długim płaszczu i z sękatym kijem w ręku. Pięknie i romantycznie, a najważniejsze – wszystko zgodnie z prawem i w imieniu Lietuvos Respublikos. Wzruszająco, choć trochę i idiotycznie zarazem wyglądałoby to, przyznają Państwo.
Jakie tymczasem argumenty wysuwa „Romuva” zgłaszając swoje roszczenia do równouprawnienia religijnego? Ano tradycyjne. Można by rzec, znamy ten blues, bo stowarzyszenie mówi o niedyskryminacji. Skoro katolicy, prawosławni czy protestanci mają uznane przez państwo swoje religie, to czym gorsi są wyznawcy świętych drzew czy węży? – instrumentalizują zasady demokracji współcześni neopoganie.
Jednak synowie Perkūnasa i Minerwy (że zapożyczę bóstwa mądrości od starożytnych Rzymian) nie mogą nie liczyć się z jednym. Ze zdrowym rozsądkiem mianowicie. Domaganie się bowiem od władz, by państwo swym autorytetem uznało, że równie dobra jest wiara w Boga Chrystusa jak i, nie przebierając, w Dewajtisa jest nadużyciem. Mocno absurdalnym kuglarstwem. Ośmieszaniem państwa i jego autorytetu, na którym musiałoby zależeć każdemu obywatelowi. We współczesnym, istotnie mocno „spoganiałym” świecie, funkcjonuje „visa aibė religijų”. Weźmy chociażby głośny ostatnio kościół latającego spaghetti, którego wyznawca celebrował „nabożeństwo” w Warszawie przy okazji tęczowego Marszu Równości... z durszlakiem na głowie. Rozumiem, że każdy ma prawo wariować po swojemu, ale państwu oszczędźmy podobnych niezwykłości. Obowiązkiem państwa jest właśnie strzec religie tradycyjne przed podobnymi profanacjami, a nie promować je.
Litwa, owszem, jako państwo ostatnia przyjęła chrześcijaństwo w Europie pod koniec XIV wieku. Nie oznacza to jednak, że w ramach powrotu do źródeł mielibyśmy odradzać pogaństwo. Czym innym jest badanie własnej historii, kultury czy religii (również w okresie przedchrześcijańskim), a czym innym zgoda na państwową rewitalizację kultu starożytnych Bałtów.
Założyciel „Romuvy”, dziś już nieżyjący Jonas Trinkūnas, był swego czasu przedstawiany na Litwie zarówno jako badacz wierzeń starożytnych Bałtów, jak też wajdelota odradzającej się pogańskiej religii. Rościł sobie prawa do bycia kapłanem i takowym też w społeczeństwie był reklamowany m.in. przez media. Za swą działalność doczekał się najwyższych państwowych odznaczeń, w tym z rąk prezydent Dalii Grybauskaitė. Nagrodę w pałacu prezydenckim odbierał w stroju pogańskiego kapłana, co było jakimś tam małym krokiem pokazującym, że państwo (prezydent reprezentuje jego majestat) uznaje jego „kapłaństwo”. Pogrzeb Trinkūnasa też odbył się w obrządku ściśle pogańskim. Zamiast krzyża przy trumnie stał pogański sękaty posąg, zamiast modlitwy było tradycyjne zawodzenie wynajętych pogańskim zwyczajem płaczek. Na pogrzebie było ponoć kilkuset wyznawców „Romuvy”. Trinkūnas więc i za życia, i po śmierci promował neopogaństwo na Litwie, za co otrzymywał medale od prezydent kraju.
Nie wiem, jak ewentualną skargę „Romuvy” potraktuje Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu. Czy przedstawiciele Temidy kompletnie zdechrystianizowanej Europy uznają odmowę przyznania pogańskiej „Romuvie” przywileju religii tradycyjnej na Litwie jako pogwałcenie praw człowieka? Mam nadzieję, że tak się nie stanie. A europejskim sędziom wystarczy oleju w głowie, by orzec, że wyznawcy „Romuvy” jako ludzie wolni mają święte prawo prywatnie czcić „święte” drzewa, węże, tury, chrząszcze i pliszki. Mają prawo na aukurasach rozpalać „święty” ogień i odprawiać wokół niego gusła. Ale błaznować – wciągając do tego państwo – prawa nie mają.
Tadeusz Andrzejewski
Komentarze
A do tego ZW w kiepskim stylu usprawiedliwiają te mierne aktorzyny.
jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze ;)
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.