Grybauskaitė w lipcu uwolni Litwę od swej persony jako prezydenta kraju. Wkrótce dobiegnie końca jej kadencja na urzędzie prezydenckim, gdzie zluzuje ją prezydent elekt Gitanas Nausėda. Grybauskaitė jednak nie chce się żegnać z wielką polityką, tylko – jak spekulują media – zamierza płynnie przesiąść się z fotela prezydenta Litwy na fotel przewodniczącej Rady Europejskiej w Brukseli. Aktualnie to eksponowane stanowisko pełni Donald Tusk, który jednak będzie musiał się z nim pożegnać jesienią, bo kończy mu się kadencja.
„Rzeczpospolita” podała niedawno, że Tusk właśnie sondował niedawno wśród krajów Grupy Wyszehradzkiej (Polska, Czechy, Słowacja, Węgry) możliwość poparcia litewskiej prezydent na jego miejsce. Odpowiedź była stanowcza: „Nie”. Grupa Wyszehradzka nie popiera Grybauskaitė na szefa Rady Europejskiej. Dlaczego? W kuluarach mówi się, że twarda litewska „Magnolia” nie budzi entuzjazmu wśród kolegów z regionu, bo jest „indywidualistką”.
Jest to bardzo dyplomatyczna – należy przyznać – forma oceny osobowości Grybauskaitė, której ego jest szeroko znane na Litwie i może swą wielkością dorównać, chyba że... Himalajom. Nieprzypadkowo też styl pełnienia najwyższego urzędu nad Wilią przez Grybauskaitė politolodzy ocenili jako „sovietinio tipo”. Grybauskaitė, wychowanka sowieckich szkół partyjnych, do niepodległego państwa litewskiego żywcem przeniosła stare wzorce i nigdy nie potrafiła od nich się wyzwolić – ani w polityce wewnętrznej, ani w kontaktach międzynarodowych.
Gdy chodzi o te ostatnie, wystarczy sobie przypomnieć jej słynne demarche wobec prezydenta USA Baracka Obamy, z którym na początku swej kariery prezydenckiej odmówiła spotkania, bo jej się wydało, że zaproszeni na spotkanie inni politycy są zbyt niskiej rangi (po incydencie amerykańscy dyplomaci nieoficjalnie zakomunikowali, że Grybauskaitė w Białym Domu przez najbliższe lata może się pojawić najwyżej jako turystka).
Potem było jeszcze jej słynne „przesunięcie” Litwy z grona krajów Europy Wschodniej do krajów północnych, bo Grybauskaitė sobie ubzdurała, że za jej urzędowania Litwa nie będzie kolegować z biednymi krajami z sąsiedztwa tylko z bogatymi krajami ze Skandynawii. Pamiętam, że pewną angielską dziennikarkę aż zatkało, gdy litewski dyplomata zaczął ją pouczać, że Litwa nie jest już krajem ze wschodu, tylko należy ją kojarzyć z krajami skandynawskimi. O związek historyczny Litwy ze Skandynawią pewnie już chyba nikt nie dopytywał, ale w razie czego można byłoby powołać na Sienkiewicza i jego szwedzki „Potop”.
Grybauskaitė przez długie dwie kadencje była też tarczą hamulcową, jeżeli idzie o normalizację stosunków z Polską w aspekcie praw polskiej mniejszości narodowej na Litwie. Gorliwie blokowała wszelkie, i tak nieśmiałe próby rządu bądź parlamentarzystów w rozwiązywaniu problemów litewskich Polaków, co w końcu doprowadziło do faktycznego zamrożenia stosunków z Warszawą na długie lata.
Teraz oczekuje wsparcia polskich władz dla swej kandydatury na wysokie unijne stanowisko, ale doczeka się chyba tak jak w powiedzonku głoszącym, że „Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie”. Tymczasem szanse Grybauskaitė mogłyby być znacznie większe, gdyby mogła zostać kandydatem całego regionu. Tak jednak się nie stanie, bo Grupa Wyszehradzka woli Słowaka Marośa Śefćovića, obecnego wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej ds. Unii Energetycznej, nie zaś Grybauskaitė.
„Indywidualistka” Grybauskaitė za dwie kadencje swej prezydentury na Litwie nie potrafiła znaleźć chemii ani z politykami krajowymi, sprawującymi władzę w Wilnie (traktowała ich z wysoka i wyniośle), ani z przywódcami europejskimi. Zachowywała się gospodyni pałacu przy placu Daukantasa w Wilnie – można by powiedzieć – trochę jak osoba pochodzenia plebejskiego, która niespodziewanie awansowała do arystokratycznej elity. Nie będąc z „aukštuomenės” próbowała zrobić wrażenie na elitach i wymusić ich szacunek sposobami, delikatnie mówiąc, dalekimi od przyjętych na salonach manier.
Brak manier, wybujałe ego i sowieckie zamaszki – to nie jest dobra wizytówka w Brukseli. Dlatego nazwisko Grybauskaitė w kontekście stanowiska szefa Rady Europejskiej należy traktować jako element brukselskich rytuałów, targów w przedbiegach, które zawsze mają miejsce przed nominacjami na najwyższe unijne stanowiska, zanim się pojawią nazwiska prawdziwych graczy.
Tadeusz Andrzejewski
Komentarze
A sam pomysł ubiegania się to chyba zwyczajna plotka kogoś z otoczenia byłej prezydent, której ego domagało się awansu.
"Gdy chodzi o te ostatnie, wystarczy sobie przypomnieć jej słynne demarche wobec prezydenta USA Baracka Obamy, z którym na początku swej kariery prezydenckiej odmówiła spotkania, bo jej się wydało, że zaproszeni na spotkanie inni politycy są zbyt niskiej rangi (po incydencie amerykańscy dyplomaci nieoficjalnie zakomunikowali, że Grybauskaitė w Białym Domu przez najbliższe lata może się pojawić najwyżej jako turystka)."
"W korespondencji były poseł i prezydent omawiali kandydatów na prokuratora generalnego. Grybauskaitė napisała m.in. że dziennikarz LNK Tomas Dapkus mówi głupoty o Evaldasie Pašilisie (prokurator generalny od 2015 r. – przyp. red.) i zaproponowała „przekazać ukłony” szefowi MG Baltic Dariusu Mockusu (LNK należy do MG Baltic – przyp. red.), aby „odsunął swego psa myśliwskiego (ogra)”."
"Grybauskaitė napisała również, że Masiulis powinien wykorzystać tzw. sprawę „czarnej listy wiceministrów”. „Taka konfrontacja uderzy w ich rankingi (socjaldemokratów – przyp.red.) i jeszcze bardziej zwiększy poczucie nieprzejrzystości przed nadchodzącymi wyborami. Wykorzystajcie to” – napisała prezydent."
Jednak jeżeli takich mailów jest więcej w prokuraturze czy sejmowych serwerach, to one też muszą zostać zbadane. Ale zostały zamiecione pod dywan. To pokazuje twarz Grybauskaite bez maski.
Teraz oczekuje wsparcia polskich władz dla swej kandydatury na wysokie unijne stanowisko, ale doczeka się chyba tak jak w powiedzonku głoszącym, że „Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie”."
Grybauskaite należy się zapomnienie a nie stołek w UE.
https://wlocie.pl/index.php/2019/06/22/donald-tusk-juncker-unia-europejska/
Dziennikarz zapytał wprost, czy na liście kandydatów znajdzie się nazwisko Tuska. Polityk odpowiedział krótko i zwięźle, iż „nie”. W tym momencie swoje przysłowiowe 5 groszy od siebie musiał dodać Jean Claude Juncker. Były premier Luksemburga stwierdził, że „Na szczęście nie” – będzie Tusk startował na szefa KE
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.