Wspomniałem o tym wycinku z dziejów apostołów, bo sam czuję się trochę jak Grek, czczący nieznanego boga, gdy zdarza mi się być czasami w Brukseli na różnych unijnych forach i słyszeć tam pochwały dla „naszych europejskich wartości”. A przyznać trzeba, że słowo „wartości” w słowotoku dzisiejszych unijnych polityków bądź klerków jest bodajże jednym z najbardziej używanych i popularnych. Oto tylko podczas ostatniego Święta Miast i Regionów UE, jakie wykwintnie było fetowane w Brukseli w zeszłym tygodniu, o „naszych wartościach” mówił prawie bez wyjątku każdy mówca, od tych z najwyższej półki poczynając (Jean-Claude Juncker) i kończąc na zwykłych obywatelach, którym głosu udzielono na sesji inauguracyjnej. Przy czym pojęcie „nasze wartości” zawsze niemalże było przeciwstawiane postawom złych i podłych populistów oraz nacjonalistów, co to tylko i celują, by owe wartości zniszczyć.
Słysząc tak hiobowe wieści, natężałem słuch i wysilałem uwagę, by usłyszeć, o jakich to wartościach mowa, które nam chcą wydrzeć z życia denni i źli populiści, względnie nacjonaliści. Tymczasem mijał czas, zmieniali się mówcy i oratorzy świetlanej (bo oświeceniowej) Europy, a ja, nieukontentowany, ciągle jeno się wysilałem, by usłyszeć wreszcie coś o tych metafizycznych europejskich wartościach. I nic. Nikt nie potrafił sprecyzować i dowieść mi w ten sposób do wiadomości coś bardziej konkretnego na ten tajemny temat.
Gdy w końcu po usilnych staraniach pojąłem, że nie doczekam się, kiedy mi powie ktoś wprost o wartościach, zacząłem ich wyszukiwać między linijkami (co się zowie) wypowiadanych oracji. I wkrótce moja ciekawość została zaspokojona przez poinformowanie świadomości, że kwitniemy sobie w Europie w różnorodności, która ciągle jest ubogacana wciąż i wciąż nowymi nieregularnymi emigrantami (słowo „nielegalni” na unijnych salonach jest nielegalne), jacy na pontonach, tratwach i łódkach dobijają do naszych brzegów od brzegów afrykańskich. Ta, jak się okazuje, emigracja, choć i nieregularna, a i śmiertelnie niebezpieczna, jest dla nas Europejczyków dużą wartością, bo bez niej – mówiąc po niemiecku – prędko nadszedłby nam kaput. Starzejemy się przecież i wymieramy jako europejscy tubylcy, dlatego potrzebni są nam młodzi zza morza, by kiedyś pracowali nam na nasze przyszłe emerytury i godną starość, usłyszałem.
Zrozumiałem więc, że nielegalna, ups, pardon, nieregularna imigracja na Stary Kontynent jest wartością wręcz nieodzowną. Gdy to zrozumienie do mnie przyszło, wypuściłem nieco powietrza z płuc, jak człowiek, który po długiej wędrówce w gąszczach dżungli wyszedł wreszcie na świetlistą polanę, ale nie zdążyłem złapać kolejnego haustu tlenu, bo nagle niespodziewanie moje wyobrażenie dotknęła jakaś bezlitosna wręcz wątpliwość. Czy aby na pewno nieregularni imigranci wdzierają się do nas na kontynent tylko po to, by pracować na nasz podupadający fundusz emerytalny? Czy istotnie jest to ich cel i pragnienie, czy tylko mrzonki brukselskich polityków, zaczęła dusić mnie ciemna jak burzowa chmura myśl. Bo jakoś w swoich krajach ojczystych, z których emigrują, nie mieli jak dotychczas zwyczaju traktować inowierców (których zwykli nazywać niewiernymi) na równi czy chociażby z szacunkiem. Fakty empiryczne mówią o tym, że mahometanie u siebie na ogół nie pracują na emerytury niewiernych, tylko raczej wprowadzają im dodatkowy podatek właśnie z racji na ich niewierność. Mocowałem się z tą myślą poirytowany co nieco, próbując jej dać jakiś racjonalny opór (no, może tutaj, w Europie, mahometanie się zresocjalizują, zintegrują i nie zechcą nas dyskryminować, gdy tylko poczują się górą, zmuszałem się do optymizmu), gdy tymczasem inna perfidna wątpliwość dopadła mnie z całkiem innej strony.
Pomyślałem mianowicie, jak to w ogóle mogło się wydarzyć, że po tym, gdy tylko osiągnęliśmy tak „wysokie wartości”, nagle zaczęliśmy demograficznie degradować. Europa przecież w swej długiej historii przeżywała naprawdę straszne kataklizmy – dwie wojny światowe, epidemie, pomory i głody, które często dosłownie dziesiątkowały jej populację. Jednak nawet po najbardziej spektakularnych upadkach Stary Kontynent odradzał się zawsze samodzielnie. Nie potrzebował znaczącego wsparcia demograficznego z innych kontynentów. Dlaczego więc dzisiaj, gdy nie ma żadnych wojen ani innych kataklizmów, wymieramy? Czyż nie jest tak, że Europa zawsze była samowystarczalna w odtwarzaniu tkanki ludnościowej tylko dlatego, że nie miała jeszcze wtedy tak „wysokich wartości”, jakie posiadła obecnie? – zadałem sam sobie logiczne pytanie.
Ano fakty mówią same za siebie. Kiedyś wartością najwyższą była rodzina, którą każdy szanował. Dziś rodzina w świetle nowomody liberalnych i bardzo nowoczesnych elit jest swego rodzaju obciachem, który ogranicza wolność jednostki, przeszkadza w karierze. Kiedyś dzieci rodzące się w rodzinie były błogosławieństwem, dziś często są traktowane przez wspomniane europejskie elity jako choroba, którą trzeba usunąć jak niechcianą ciążę. Ba, doszliśmy w końcu do takiego wręcz „postępu” w tym zagadnieniu, że dziś mamy problem z samą definicją rodziny. To co od wieków i tysiącleci było jasne dla wszystkich, dziś dla libertyńskich elit staje się pojęciem aż nadto wieloznacznym i nieprecyzyjnym. A gdyby tak popuścić wodze fantazji i wyobrazić sobie, że cały świat zostałby zainfekowany tymi „wartościami”, to by przecież doprowadziło do tego, że ludzkość wymarłaby. Logiczna chyba jest to konstatacja, której nie zaprzeczą nawet wyznawcy „wysokich wartości”.
Dobrze więc, że są one zagrożone, pomyślałem i nieco się uspokoiłem.
Tadeusz Andrzejewski
Komentarze
Dobrze znamy tę litanię, bo to przecież nie „niemieckie” wartości, ale po prostu… lewackie. Satyra? Bynajmniej. Krzyż leży podeptany, „chrześcijańska” Angela Merkel, która według własnych słów „regularnie” się modli, doprowadziła niedawno do legalizacji pseudomałżeństw homoseksualnych. W sprawie masowej aborcji nikt nie kiwnie nawet palcem. Patriotyzm to synonim wstydu. „Niemiecka kultura” rozumiana w duchu chrześcijańskiej cywilizacji zachodniej stała się przeszłością. Özoğuz ma rację. Upadku nic nie obrazuje lepiej niż setkami burzone w całym kraju kościoły. Co obrazuje przyszłość? Znowu setkami wznoszone miejsca kultu…muzułmańskiego.
Z kwatery wojskowej na zabytkowym Cmentarzu na Rossie w Wilnie zginęły biało-czerwone szarfy. Ozdabiały one groby polskich żołnierzy. TO SĄ WARTOŚCI LIETUVISÓW, którzy nawiązują do skrajnego nacjonalizmu Ukraińców. Wstęgi były wieszane przez młodzież z polskich szkół i harcerzy. Opasywanie krzyży i pomników biało-czerwonymi szarfami na święta narodowe, wojskowe i na Dzień Zaduszny było już tradycją.
Jednak w dzień Wszystkich Świętych zerwano większość polskich wstążek. Część z nich leżało między krzyżami. Według odwiedzających cmentarz osób było to celowe działanie, które można określić aktem wandalizmu .
Złamano Konstytucję RL, dokonano czynów amoralnych i bluźnierczych, a prokuratura puściła to płazem. Na szczęście nasi samorządowcy dzielnie bronią prawdziwych, chrześcijańskich wartości i dochodzenie w sprawie niebywałego skandalu zostanie wznowione
W 2010 r. przy Parlamencie Europejskim powstała działająca pod kierownictwem lewicowych aktywistów Daniela Cohn-Bendita i Joschki Fischera i przy udziale m.in. polskich posłanek Róży Thun i Danuty Hubner tzw. Grupa Spinelli. Jest to najaktywniejsza z organizacji prowadzących lobbing i propagandę na rzecz całkowitej politycznej integracji Unii.
W 2011 r., podczas uroczystości z okazji 25-tej rocznicy śmierci Altiero Spinelliego polski przewodniczący Parlamentu Europejskiego, chrześcijański demokrata Jerzy Buzek stwierdził, że Manifest ten jest wiecznie żywym źródłem idei europejskiej integracji.
„Pierwszym zadaniem, bez rozwiązania którego wszelki postęp będzie tylko złudzeniem, jest ostateczne zlikwidowanie granic dzielących Europę na suwerenne państwa”
„Europejska rewolucja musi być socjalistyczna, żeby mogła sprostać naszym potrzebom; musi opowiedzieć się za emancypacją klasy robotniczej i stworzeniem ludzkich warunków życia.”
„Nieprzydatni starzy zostaną wyeliminowani, a wśród młodych trzeba obudzić nową energię.”
Zwróciła uwagę na deprecjację macierzyństwa w dokumentach unijnych, które jest traktowane jako przeszkoda w robieniu kariery zawodowej.
Zwróciła uwagę, że chociaż Unia Europejska nie ma kompetencji do prowadzenia aktywnej polityki rodzinnej, to jednak to czyni wykorzystując narzędzia polityki demograficznej i genderowej.
Takie wnioski wynikają z lektury unijnych dokumentów. Wskazała na nie w środę Magdalena Olek z Instytutu Ordo Iuris, która podczas zorganizowanej na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego „Wyzwania wobec rodziny na forum europejskim” mówiła na temat unijnej polityki rodzinnej i promocji aktywizacji zarobkowej kobiet w odniesieniu do wyborów tych ostatnich i potrzeb deklarowanych w badaniach empirycznych.
Kolejnym krokiem, który już jest wdrażany, będzie akceptacja eutanazji w każdym wymiarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.