Teraz projekt, dający zielone światło pogaństwu w naszym kraju, będzie omawiany w komisjach sejmowych, by finalnie jeszcze raz trafić pod obrady plenarne parlamentu na ostateczną akceptację (bądź odrzucenie). Jest więc jeszcze czas i okazja dla parlamentarzystów na refleksję, na pogłębioną medytację nad rzeczami metafizycznymi tak, by powstrzymać się przed postawieniem znaku równości pomiędzy chrześcijaństwem, judaizmem i innymi religiami monoteistycznymi, uznawanymi dotychczas na Litwie za religie tradycyjne, z pogańskimi wierzeniami w święte węże, dęby czy różne inne bałwochwalcze atrybuty kultu w rodzaju grzmotu (Perkūnas) czy ognia. Bo przecież o to w gruncie rzeczy chodzi we wspomnianej inicjatywie posłów partii rządzącej. Nie muszę chyba przypominać, że refleksja w tej sprawie oszczędziłaby wstydu Litwie jako państwu cywilizowanemu i uważającemu się za katolickie w przededniu, że przypomnę, historycznej wizyty w naszym kraju papieża Franciszka.
Bo warto mieć świadomość, że uznanie „Romuvy” za organizację wyznającą religię tradycyjną w naszym kraju, to nie jest tylko jakieś tam formalne dopisanie tej pogańskiej sekty do listy, na której już wcześniej zostały wpisane wyznania - katolickie, prawosławne, unickie czy judaizm, tylko też przyznanie jej określonych praw i przywilejów. Chodzi m. in. o prawo do dotacji państwowych czy udzielania w majestacie prawa ślubów bądź sprawowania obrzędów pogrzebowych. A jako że dzisiaj w naszym kraju równorzędne są śluby te cywilne, udzielane w urzędzie stanu cywilnego, jak i te kościelne, udzielane przez uznane za tradycyjne w naszym państwie Kościoły, to nie trudno jest sobie wyobrazić, co będzie, jeżeli na listę tych ostatnich zostanie dopisana również „Romuva”.
Wówczas ślub w majestacie prawa i w oparciu o autorytet państwa będzie udzielał, nie przebierając w słowach, jakiś tam współczesny wajdelota, który na modłę swych prymitywnych przodków, wierzących w pierwiastek boski w grzmocie np., będzie łączył sakramentalne małżeństwo. Wszystko oczywiście odbędzie się przy akompaniamencie guseł pogańskich przed buchającym świętym ogniem, pod świętym prastarym dębem. Prawdziwa romantyka, cofająca Litwę na długie wieki przed często wyśmiewanym przez agnostyków średniowieczem. Nie wątpię, że duma będzie rozpierała z powodu takiego widoku nie jedną pierś wielbiącą świętego węża, a niemogącą przeboleć traumy doznanej ze strony chrześcijaństwa przez Litwinów, jak to „Romuva” wieści (bo w opinii członków tej organizacji, chrześcijaństwo przyjęte z Polski pozbawiło Litwinów ich tożsamości narodowej).
Jak już ktoś się śmieje, to dobrze. Historyk Raila, usłyszawszy o inicjatywie rządzącej partii, której trzech posłów oddaje się zabobonom razem z „Romuvą”, pytał prześmiewczo wyznawców pogańskiej sekty: „Jaką Księgę Wyjścia ma prastara wspólnota religijna Bałtów?”. Bo Żydzi mają Stary Testament, przypominał profesor historii, chrześcijanie – Nowy Testament, mahometanie – Koran, a wyznawcy spod sękatego pastorału „Romuvy”, co mają? Może kręgi ściętego świętego drzewa? Może jesiennej pajęczyny sieci? Czy może wspomnienia Grety Kildišienė?, ironizował Raila. Wtórujący mu inny litewski działacz i publicysta powiedział, że „chłopom i zielonym” brakuje tylko jeszcze jednego zen, a zrównają się z ogłupiałymi współczesnymi wyznawcami wszelkich religii wschodnich, których pełno jest dzisiaj na Zachodzie Europy i ogólnie świecie całym.
Apeluję zatem jako obywatel Litwy do Sejmu RL, by nie przekraczał granicy śmieszności. „Romuva”, założona przez nawiedzonego Trinkūnasa, nie jest i nie musi być wizytówką duchową Litwy. Jest raczej ksenofobiczną organizacją, bazującą na nostalgii po czasach, kiedy dumni, ale ubrani w skóry Bałtowie padali na nos przed drewnianymi bałwanami, wierząc w ich moc i ochronę. Wyróżniali się tym samym owszem w całej ówczesnej Europie jako ostatni, samoistny naród przywiązany do wierzeń swych nieoświeconych praprzodków. Co jednak nawet wtedy, w średniowieczu, uchodziło za nieokrzesanie i zabobon, a dzisiaj, niestety, co niektórym wydaje się, chlubnym powrotem Litwinów do swych prawdziwych korzeni.
Tadeusz Andrzejewski
Komentarze
Nie inaczej, a nawet jest to bardziej odczuwalne na Wileńszczyźnie
Przeciwieństwem są Polacy z Wileńszczyzny, którzy wszystko co robią, robią z wiarą w Boga
Autor: Andrzej Sapkowski, z powieści Krew elfów, Medytacje o życiu, szczęściu i pomyślności
no ale jeżeli tego pragną, to niech se biegają :D kompletnie nie rozumiem o co Wam wszystkim chodzi :)
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.