Usunięcia pomnika albo przynajmniej krzyża, wieńczącego dzieło słynnego architekta gruzińskiego pochodzenia, domagali się wolnomyśliciele, przedstawiciele lokalnej masońskiej loży, bo uznali, że znak religijny, zgodnie z prawem Republiki, nie może być eksponowany publicznie. Krzyż jako „ostentacyjny symbol religijny” łamie zasady świeckości państwa, przytaknęli masonom francuskie sądy po długich bataliach i rozprawach prawnych.
Taka decyzja francuskich władz do głębi oburzyła nie tylko katolików z Ploermel, ale też społeczność międzynarodową, a Polaków zwłaszcza. Były protesty, a nawet propozycje zabrania pomnika JPII do Polski. Ostatecznie pomnik nie został ocenzurowany tylko dlatego, że mer miasteczka uciekł się do fortelu. Zapowiedział przesunięcie pomnika o kilkadziesiąt metrów w stronę na posesję prywatną, gdzie łapy Republiki jeszcze nie sięgają. Spór udało się zakończyć więc w sposób salomonowy, ale wydźwięk całej historii pokazał mieszkańcom Europy prawdziwe oblicze współczesnej Francji. V Republika, przykrywając się płaszczykiem neutralności światopoglądowej, stała się państwem ateistycznym, rugującym chrześcijaństwo na sam margines życia publicznego. W ten sposób Francuzi odcięli się od własnej wielowiekowej historii, tradycji i kultury, które przecież były bazowane na chrześcijaństwie. Odcięli się od swych korzeni, a i od samej prawdy też. Najstarsza córa Kościoła przekształciła się w ostentacyjną macochę Kościoła.
Historia z Ploermel jak za czarodziejskim dotknięciem nowoczesnego ekranu tabletu unaoczniła, jak gwałtownie zmienia się dusza całego narodu, któremu zabrano wartości. Jak zmienia się jego świadomość i podatność na wszelkiego rodzaju manipulacje. A dodać należy, że nie jest to przykład tylko francuski. Ploermel stało się niejako egzemplifikacją stanu ducha całej obecnej Europy, gdzie współczesne lewicowo-liberalne elity narzucają swym narodom pseudowartości, depcząc przy okazji wszystko, co kiedyś było święte. Ma nie być religii, narodów ani nawet państw. Wszelkie prawo, wypływające z Dekalogu, zostało uznane za opresję, która godzi w wolność człowieka, co ma być niczym nieograniczona. Pewien miliarder – hochsztapler wydał na promocję takich właśnie „wartości” społeczeństwa otwartego 18 mld ze swego majątku. Uznał 88-letni starzec, że życie jego zbliża się do nicości, więc nie ma co oszczędzać. Chce za wszelką cenę dokończyć swą misję niszczenia narodów, jak kiedyś zniszczył swymi machinacjami giełdowymi życie milionom drobnych ciułaczy, którzy zamiast pomnożyć swój kapitał, utracili wszystko.
Litwa jest państwem peryferyjnym w stosunku do epicentrum utopijnych ideologii. Ale i do nas coraz natarczywiej wdzierają się prądy skażonej ideowo Europy. Warto więc być przygotowanym na czekające nas wyzwania i póki czas umacniać swą tożsamość, identyczność, korzenie swej wiary i historii. Wychowując w tym duchu młodzież ważne jest odwoływanie się też do symboli, które, mając swe historyczne odniesienie, jednoczą wspólnotę i naród.
Flaga Wileńszczyzny, którą nasz tygodnik wpisał sobie w winietę, jest jednym z takich symboli. Będzie łączyć nas duchowo i w wymiarze wartości z naszymi przodkami, którzy występowali ongiś też pod jej barwami. Są to barwy naszej wspólnej tożsamości, z jakich jesteśmy dumni.
Tadeusz Andrzejewski
PS Współczuję wręcz dogłębnie tym, którzy z barw narodowych nie są dumni. Niedawny sondaż „Gazety Wyborczej” pokazał, że wyznawcy demokracji liberalnej, do jakich należą bez wątpienia czytelnicy „Wyborczej”, masowo wręcz wstydzą się swego polskiego pochodzenia. U nas, jak słyszałem, też znalazły się poszczególne jednostki, których zawstydziła flaga Wileńszczyzny. Raz jeszcze i po stokroć współczuję im...
Komentarze
Tu się nie zgodzę, bo jedna religia jest promowana - islam
Dlatego też Polacy z Wileńszczyzny, Polski naród przetrwa!!!
J. Piłsudski
Tym osobnikiem mógł być nie kto inny jak członek na zamówienie Okińczyca agenta KGB, czyli Radczenko, który wstydząc się polskich symboli napisał własne epitafium.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.