Były premier Gediminas Kirkilas z okazji zbliżającego jubileuszu napisał, że widzi szansę na przełom w relacjach z Polską. Jako dowód pośredni swego przypuszczenia podał planowane wizyty niewidzianych od lat w Wilnie najwyższych rangą polityków Polski – prezydenta Andrzeja Dudy i premiera Mateusza Morawieckiego. Do Warszawy z kolei z oficjalną wizytą ma się udać szef naszego Sejmasu Viktoras Pranckietis, gdzie przewidziana jest jego mowa w polskim parlamencie. „Lod tronułsia, gospoda zasiedajuszczije”, chciałoby się wykrzyknąć za słynnym kombinatorem Ostapem Benderem.
Żeby jednak lód ruszył, potrzebne jest ocieplenie klimatu. Nikt nie wątpi, u kogo jest hubka, by zacząć krzesać zbawienny płomyk, który - roznieciwszy się w ogień - da ciepło. Dziś okazja jest sprzyjająca. Polska ma problemy z Komisją Europejską, Litwa ma szansę stanąć po dobrej stronie mocy. Wesprze tym samym Warszawę, ale i samą siebie również.
Nikt chyba - z tych oczywiście, kto ma dobrze pod kapeluszem – nie wierzy, że w Polsce nastąpiła dyktatura i faszyzm, jak to głosi część upadłych polskich elit. KE chętnie w to wierzy, bo mit o braku praworządności w Polsce jest jej na rękę. Kraj „niepraworządny” można przecież karać i narzucać mu swoją wolę. „Zbrodnia”, za którą Warszawa ma być ukarana, sprowadza się tymczasem tak naprawdę do jednego prawnego zarzutu: Polska naruszyła prawo UE, bo powróciła do zróżnicowanego wieku emerytalnego dla mężczyzn i kobiet (co jest w unijnym pojęciu ciężką dyskryminacją) i na dodatek wprowadziła tę regulację również w stosunku do sędziów Sądu Najwyższego. Reszta jest poetyką, polityką i zwykłym biciem piany na użytek medialny.
Jest jasne, jak słońce na pustyni Sahara w czasie zenitu, że nie o „biedne”, „dyskryminowane” polskie emerytki Brukseli, Berlinowi i Paryżu chodzi, tylko o zgoła inny problem. Stolicom BBiP zależy na złamaniu Polsce kręgosłupa w bardzo pilnej dla tych ośrodków politycznych sprawie, czyli rozpychaniu po Europie nielegalnych muzułmańskich emigrantów, którymi aktualne polskie władze w żaden sposób nie chcą się ubogacić. Bardzo to irytuje BBiP, które najpierw ogłosiły Willkommenpolitik dla „nieregularnej” emigracji, że użyję politycznie poprawnego w liberalnej części Europy określenia zjawiska, a potem – zaskoczeni skalą tegoż zjawiska – oświadczyły, iż ma być w sprawie „zjawiska” europejska solidarność. Litwę solidarność naturalnie też obejmie, tylko że nieco z poślizgiem czasowym. Najpierw ubogaci się Europę Środkową, potem jej peryferia. Co zatem w takiej sytuacji ma czynić nasz rząd?
Moim zdaniem, schować się za plecy Polski i z cicha wspierać ją w walce z unijnymi utopistami i doktrynerami, nasadzającymi przemocą Europie współczesną Wieżę Babel. Na tym polega nasz słuszny litewski interes. Stara, dobra Europa właśnie przemija na naszych oczach. Znika bezpowrotnie. Chyba nie po to nasi przodkowie przez cały wiek bili się o suwerenność i niepodległość, by teraz mielibyśmy ją oddać walkowerem brukselskim szaleńcom.
Stanięcie u boku z Polską w sporze z KE jest też dobrą okazją, by spróbować wyjść z koziego rogu w sprawach bilateralnych, do którego zagnali nas politycy pokroju Landsbergisa, Grybauskaitė czy Ažubalisa. Opłaca się czasami wrzucić wsteczny bieg, by potem z rozpędem wjechać do nowego wieku niepodległości. Zwłaszcza, że cena ustępstwa jest żadna. Co najwyżej narazimy swój słuch na bluzgi zwichniętych patriotów, zawodowych prowokatorów czy zwykłych głupców. Nic przecież Litwy nie będzie kosztować, jeżeli, szanując swe międzynarodowe zobowiązania i swych obywateli nielitewskiej narodowości, pozwoli im na odzyskanie ich autentycznej godności osobistej i praw, które zagwarantują im zachowanie ich tożsamości narodowej.
To chyba nie jest wygórowana cena za sojusz z najsilniejszym krajem w regionie, zwłaszcza biorąc pod uwagę okoliczności dzisiejszej geopolityki. Sytuacja międzynarodowa przypomina coraz bardziej wulkan Wezuwiusz przed erupcją. Nikt nie wie, kiedy, gdzie i jak daleko plunie lawą.
Będąc właściwie bezbronnymi wobec zagrożeń, wyciągajmy wnioski z historii póki czas. Nie popełniajmy błędów z początków stulecia niepodległości, kiedy to w podobnych przełomowych momentach szaleliśmy, igrając ze śmiercią czasami (gdy np. podczas Bitwy Warszawskiej wspieraliśmy nie Piłsudskiego tylko Lenina i Tuchaczewskiego). Jedynie Opatrzność ratowała nas wtedy przed samozagładą. Nie kuśmy losu po raz kolejny.
W Księdze Koheleta jest napisane proroczo, że „jest czas rzucania kamieni i czas ich zbierania”. Pozbierajmy kamienie niezgody teraz, na koniec stulecia niepodległości, bo innego czasu może już nie być...
Tadeusz Andrzejewski
Komentarze
I to jest dla wszystkich normalne, poza kilkoma nacjonalistycznymi polakożercami
W przekazanym Deutsche Welle w czwartek pisemnym orzeczeniu czytamy, że II senat do spraw cywilnych Wyższego Sądu Krajowego w Koblencji na posiedzeniu w zeszły czwartek postanowił odrzucić skargę ZDF.
To prawda. Kiedy nie ma tych dwóch najbardziej skomuszałych i antypolskich gawiedzi (w dodatku partii mocno skorumpowanych) jakby klimat polsko-litewski się ocieplił. Może jeszcze gdyby Dalii nie było byłoby jeszcze cieplej. Ale już nastąpił zwrot i tak jak wszyscy - czekamy na konkrety
A nie jest dyskryminacją zróżnicowana płaca w krajach ue a także pomiędzy kobietami i mężczyznami? A nie jest dyskryminacją posiadanie różnych limitów na produkcję lub połowy? A nie jest dyskryminacją nordstream?
A nie jest dyskryminacją niszczenie kościołów i pomników katolickich w sferze publicznej? Czy może jednak dyskryminacja katolików nie jest według unijnego słownika dyskryminacją?
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.