Po chwili zadumy i szczypcie refleksji doszedłem do wniosku, że miniony rok najbardziej się udał prezydent Dalii Grybauskaitė. W 2017 roku bowiem prezydent Grybauskaite ósmy raz z rzędu została wybrana na Człowieka Roku na Litwie, co jest niewątpliwie osiągnięciem wiekopomnym w historii naszego państwa. Gdyby Leonid Breżniew jeszcze żył – to z pewnością by zazdrościł. On był przecież tylko trzykrotnym bohaterem ZSRR (jak dobrze pamiętam), choć rządził znacznie dłużej. Tak długo, że jego czasy potomkowie nazwali potem „zastojnoje wriemia”. Ciekawe, jak czasy rządów Grybauskaitė nazwą nasi potomni?
W 2017 roku niestety całkiem się nie udało liberałom. Po perypetiach z korupcyjnymi historiami byłego przewodniczącego Eligijusa Masiulisa partii na wyborach sejmowych jednak udało się jakoś tam wykaraskać z dołku. Zdobyła nawet całkiem przyzwoity wynik i wydawało się, że jest wręcz niezniszczalna jak Pancernik Potiomkin. Chwila triumfu jednak nie trwała długo, bo się okazało, że odium korupcji od partii wcale nie odeszło. Zaczęło ono wręcz dziesiątkować jej liderów tak, że w końcu okręt z żółto-niebieską banderą został bez kapitana, bo nikt nie chciał nim zostać. W końcu za ster musiał się chwycić sędziwy Eugenijus Gentvilas, prekursor liberalizmu na Litwie i niegdyś założyciel partii. Teraz płynie na liberalnym okręcie jak na wykrywaczu min. Nigdy nie wiadomo, gdzie i kiedy buchnie kolejna korupcyjna bomba.
Uspaskichowi w minionym roku udało się tyle, że powrócił do polityki. Po maratonie sądów, w których były lider Partii Pracy bronił się przed zarzutami korupcji partyjnej, Viktoras nie miał jednak dość. Gdy tylko szczęśliwie ewakuował się z ławy sądowej, zaraz na nowo zameldował się w życiu publicznym. Na początek jako osoba nawrócona duchowo i wrażliwa w temacie ochrony przyrody. Jeździł sobie po kraju i sondował nastroje. Gdy przekonał się, że ludzie ciągle jeszcze chcą go słuchać, na nowo zapisał się do PP. Jako szeregowiec na początek. Ale wszystkie wiewiórki wieszczą, że Uspaskich niedługo awansuje na głównego wiewióra w partii, bo nikt inny nie potrafi jej wieść do sukcesów i władzy. „Nu blin, vaizdelis” będzie znowu w litewskiej polityce, która bez Uspaskicha stała się jakoś ostatnio bardzo nudna.
Liderowi rządzących chłopów i zielonych Ramūnasowi Karbauskisowi i żurnaliście Edmundasowi Jakilaitisowi nie udało się na koniec roku rozstrzygnąć sporu o imponderabilia, czyli rzeczy nieuchwytne w naszym państwie, bo dotyczące płacenia podatków. Panowie publicznie sobie w mediach zarzucali ukrywanie prawdziwego stanu swej kiesy i inne brzydkie rzeczy. W końcu Jakilaitis, ciekaw, co przed nim ukrywa polityk i przedsiębiorca w jednej osobie, nie wytrzymał i ekshibicjonizował się z własnych dochodów, jakie pobiera w LRT z racji prowadzenia programu „Dėmesio centre”. Okazało się, że litewska TV jest niezbyt hojna. Za jeden program buli Jakilaitisowi tylko jakieś marne 932,58 euro plus podatek. A żurnalista przecież za tą kasę musi zapłacić honoraria redaktorom programu, scenarzyście, montarzyście, kamerzyście, pulpiście itp, itd. Samemu więc na rękę zostaje tyle, co kot napłakał.
Po zaspokojeniu ciekawości oponenta teraz Jakilaitis czeka na rewanż, śląc do polityka długie listy pytań. Liczymy na pełną transparentność ze strony Karbauskisa o jego biznesach. Nie ukrywamy, że również nas nieco korci przyuważanie, ile on płaci zootechnikom, agronomom, weterynarzom, magazynierom i czy – najważniejsze – nie robi szwindlu z Ruskimi.
W minionym roku niestety socdemom bardzo się nie udało. Bo nie tylko że nie udało zostać u steru władzy, ale i w ogóle nie pofarciło strasznie. A wszystko przez te apanaże i stołki, do których byli towarzysze mają wyjątkową słabość. Ale po kolei. Po tym, gdy w partii fotel przewodniczącego opuścił Butkevičius, partia opuściła też szeregi rządzących. Przyszedł bowiem młody gniewny Paluckas i nakazał szable socdemów wycofać z wojska Karbauskisa. Niestety część starych wygów odmówiła rejterady, by (dla zasady oczywiście) zostać we władzy, za co Paluckas pogonił ich z partii.
Teraz w Sejmasie RL są aż dwie frakcje czerwonej goździki. Która z nich jest prawdziwą, a która fałszywą, na razie odróżnić trudno. Obie frakcje kwitną na czerwono i piszą przy tym namiętne listy do międzynarodówki socjalistycznej, gdzie dowodzą, że to właśnie oni są z tych proletariuszy, co kiedyś mieli ze wszystkich krajów łączyć się. Niech w końcu przyjedzie na Litwę jakiś tam Martin Schulz czy jeszcze inny Hollande i ogłosi zwaśnionym, kto jest prawdziwym Kameradem socjalistów, a kto tylko malowanym Fuksem, ups, pardon, lisem chciałem powiedzieć.
O ile socdemom nie udało się zostać we władzach centralnych, o tyle sztuka ta nie udała się konserwatystom tylko że we władzach stolicy, gdzie rozpychali się łokciami zbyt intensywnie. Zachowywali się przy tym tak, jakby to oni byli zwycięzcami wyborów, co w końcu wzburzyło na tyle starszego koalicjanta, że rzekł on Benkunskasowi i spółce: „Proszę won”! Odeszli jak niepyszni, wierzgając.
W Nowym Roku życzymy zatem konserwatystom i wszystkim innym politykom przemyślności wszelakiej, rozwagi nie byle jakiej, umiaru pełnego i taktu wielkiego. Niech to będzie, politycy, wasz chleb powszedni.
Tadeusz Andrzejewski
Komentarze
Toż to postkomuniści. Tylko jedni schowali się pod płaszczykiem konserwatystów, a drudzy nie chcieli się chować. Jeżeli Litwa chce dołączyć do Polski to tak jak ona musi pozbyć się jednych i drugich
Projekt pełnej lustracji zgłosili posłowie AWPL-ZCHR, ale jest blokowany przez litewską większość.
a ja na 100 lecie odzyskanie niepodległości życzę im rozpadu
Za to my Polacy mamy się na prawdę czym chwalić. A raczej kim, bo nasi politycy sprawują się doprawdy wybornie i godnie nas reprezentują
Serio??? A co to więcej ludzi tam nie macie? Czy nikt inny nie może być wybrany? Kurdę, jak Lenin.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.