Takich mitów na poczekaniu byłbym w stanie wymienić naprawdę „mnóstwo dużo”, jakby powiedział czarnoskóry i prostolinijny Kali. W ninieszym komentarzu na potwierdzenie swej tezy przywołam tylko kilka z nich z dosłownie ostatnich miesięcy, których sam byłem świadkiem.
Przed kilkoma tygodniami po raz pierwszy w historii w litewskim Wilnie odbyła się konferencja naukowa o Józefie Piłsudskim, w której udział wzięli naprawdę wybitni historycy z obu krajów. Dla mnie osobiście główną puentą konferencji stało się przekonanie, że Piłsudski na Litwie – to zupełnie inna osoba niż ta, którą wywodzący się ze żmudzkiej szlachty Marszałek Polski był w rzeczywistości. Litewscy historycy nie ukrywali, że Piłsudski w ich kraju – to „odiozinė figura”, gdyż tak ją uformowała w umyśle przeciętnego Litwina propaganda w międzywojennej Litwie Kowieńskiej. Jeżeli ktoś myśli, że dziś jest inaczej, to błądzi w swoim myśleniu. W zakamarkach litewskiej duszy Piłsudski nadal pozostaje polskim nacjonalistą, wrogiem Litwy, który podstępem zabrał jej stolicę.
Tymczasem obiektywna wiedza ma się nijak do litewskich mitów o Komendancie. W realu Piłsudski był – jak powszechnie wiadomo – socjalistą, który zwalczał nacjonalizmy. Miał ogromny sentyment do Litwy, sam się uważając za Litwina, w sienkiewiczowskim oczywiście znaczeniu. Wilno fortelem musiał zająć przymuszony okolicznościami i nieprzejednaną postawą litewskich tautininkasów, którzy – podjudzani przez Moskwę – nie szli na żadne kompromisy.
Innym klasycznym wręcz przykładem mitu, pokutującego w głowach naszych litewskich współobywateli, jest czarna legenda Wileńskie Armii Krajowej. Kilka miesięcy temu mogłem w całej okazałości przekonać się, jak niszczący jest to mit, gdy w Radzie samorządowej rejonu wileńskiego wynikła dyskusja na temat Tadeusza Konwickiego. Mieszkańcy gminy zujuńskiej zapragnęli mieć u siebie ulicę, nazwaną imieniem znanego współczesnego polskiego pisarza i wilniuka zarazem. Nieoczekiwanie opozycja – jak jedna szabla – wyraziła swój gniewny sprzeciw. Dlaczego? Przecież Konwicki przez całe życie był wielkim przyjacielem Litwy, przekonywaliśmy. Tak, nie protestowała opozycja. Ale w młodości był też w AK i to jego dyskredytuje, upierali się nasi oponenci. Dalej dla potwierdzenia faktu, jak straszna była ta AK, następował słowotok niedających się cytować ambai w rodzaju: akowcy to mordercy niewinnych Litwinów, niemieccy kolaboranci, nastający na suwerenność Litwy.
Zareagowałem jako radny na tak astronomicznie odległą od prawdy polemikę niegrzecznie. Powiedziałem do mikrofonu, że boję się ludzi, którzy w życiu przeczytali tylko jedną książkę. Potem uściśliłem, jaką książkę miałem na myśli. Cytowali bowiem niemal dosłownie propagandowe barachło z książki „Armija Krajova Lietuvoje”, którą na fali zombowania współobywateli polskimi krzywdami w połowie lat 90. zeszłego stulecia spłodziła Vilnija. Mit wdarł się podstępnie i głęboko w masy i truje do dzisiaj umysły, podsyca nieuzasadnione poczucie krzywdy u przeciętnego Litwina.
Ale jeżeli o mitach mówimy, to pasożytują oni nie tylko na polu polsko-litewskiej historii. Brużdżą również bardzo współcześnie. Ba, są wręcz z rozmysłem tworzone dla doraźnych celów politycznych. Przytoczę, żeby nie być gołosłownym, kilka przykładów. Departament Mniejszości Narodowych i Wychodźstwa (tak urząd w poprzednich dekadach się nazywał) ogłosił gdzieś tak jeszcze u zarania niepodległości, że jest w posiadaniu badań „naukowych”, które dowodzą, że Polacy z Wileńszczyzny w odsetku, uwaga, 80 proc. pragnęliby swe pociechy wysyłać do szkół litewskich. Aby badania wypadły w oczach opinii publicznej bardziej „naukowo” i wiarygodnie departament dodawał jeszcze, że zostały one przeprowadzone przy współpracy ze specjalistami z Polski.
Gdy wieść w mediach gruchnęła, litewscy politycy ze znaczkiem słupa Giedymina w klapie marynarki myśl o badaniach rozwinęli twórczo dodając, że tych wybadanych 80 proc. polskich dzieci jeszcze nie ma w litewskich szkołach, bo „polskie samorządy” uniemożliwiają im to. Nie budują litewskich szkół we wsiach i osiedlach zamieszkałych przez Polaków, pojaśnili. „Błąd” oczywiście skwapliwie naprawiono. Za grube miliony wybudowano litewskich szkół na Wileńszczyźnie dużo więcej nawet niż „mnóstwo dużo”. Jednak post factum okazało się, że do propagandowych 80 proc. jest tak daleko jak z Litwy do Madagaskaru. Propagandowy szum o „badaniach”, gdy było już po ptokach, nagle ucichł.
Ostatnio wyczytałem jednak, że Departament Mniejszości znowu zlecił badania nad polską mniejszością. I niech Państwo zgadną, komu przypadło szczęście wykonać zlecenie. Tak, tak słusznie intuicja podpowiada Państwu – politykom ze słupem Giedymina w klapie marynarki. Jak spojrzymy bowiem na nazwiska „naukowych” badaczy, to dostrzeżemy bez trudu, że co drugi z nich to albo współpracownik, albo pracownik, albo ściśle związany z partią klanu Landsbergisów. Badań „naukowych” nie czytałem (fakt), ale, stawiam w ciemno dolary za orzechy, że wykażą one niechybnie, iż odsetek chętnych Polaków do litewskich szkół wzrósł za ostatni czas do rekordowych 99 proc. Ale nawet jeżeli gdyby przypadkiem takie badania tym razem pominięto, to i tak ogólna ich myśl przewodnia pozostanie niezmienna. Badania wykażą, że Polacy na Wileńszczyźnie potrzebują specjalnego funduszu dla poprawy ich bytu, którym jednak rządzić mają oczywiście ... politycy ze słupem Giedymina w klapie marynarki.
Na Sylwestra wypijmy szampana z toastem „Precz z mitami i ich „badaczami”!
Tadeusz Andrzejewski
Komentarze
Mówiąc to Pan Witold Landsberg zapomniał jak to było i to Litwini wspomagali w 1920 r najazd sowietów i Tuchaczewskiego na “białą Polskę”. Stawką podboju była cała Europa i los Litwy, która by przestała by istnieć gdyby nie wygrana J. Piłsudskiego.
Ponownie zapomniał, że w 1939 roku Litwini brali udział ze Stalinem w rozbiorze Polski. Haniebne to. Potem Litwini czynnie wspierali Hitlera .Utworzyli : wojsko – gen. Plachanaswiczius, tajną policję ,służbę więzienną i uczestniczyli jako wykonawcy egzekucji Żydów w Ponarach. Po wojnie tylko dzięki polskiej Solidarności Litwa mogła odzyskać niepodległość i oderwać się od ZSRR .Pan Witold dalej siał nienawiść do Polaków. I tak n.p. aprobował legalność rozpowszechniania w obiegu listów pocztówki z podobiznami ” J.Stalinas ,A.Hitleris , J.Piłsudskis [w jednym szeregu] z napisem Didieji Letuviu Tautos Genocido Organizastoriai”. Potem nagradzał w Ratuszu polską uczennicę K.Andruszkiewicz za wypracowanie, w którym napisała ,że wstydzi się być Polką. Międzyczasie przejął należącą do Polaków ziemię blisko Wilna, na zasadzie „przeniesienia własności”gruntowej z Kowieńszczyzny. Działał również za przejęciem kościoła polskim Franciszkanom na ul.Trockiej i przekazanie nieruchomości na własność Uniwersytetu Wileńskiego na cele dydaktyczne Czy przyjdzie czas i czy zdąży uderzyć się w pierś żeby przeprosił za to wszystko?
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.