Liberałowie i konserwatyści od zawsze mieli dużą chrapkę na stołeczne apanaże w postaci licznych spółek samorządowych, urzędów zależnych od Ratusza i innych intratnych ciepłych posadek, które zresztą podzielili między sobą w momencie zawarcia koalicji. W czasie pokoju, czyli wtedy, kiedy na Litwie nie ma wyborów, koalicjanci dość spokojnie konsumowali frukta władzy i nie dochodziło między nimi do jakichś poważnych sprzeczek.
Jednak przyszedł czas wyborów i wszystko się odmieniło. Zregulowany w czasie pokoju mechanizm stref wpływu zaczął szwankować, koalicjanci walcząc o parlament zaczęli wchodzić sobie w drogę. To wchodzenie sobie na odciski było do przewidzenia, jako że obydwie partie walczą w dużej mierze o tych samych wyborców. Zaczęły się więc tarcia, iskrzenia, wzajemne oskarżenia i pomówienia. Liberałowie oskarżyli konserwatystów, że ci ukrywają przed nimi informacje o samorządowych spółkach, kurując je zazdrośnie tylko we własnym interesie. Konserwatyści, nie będąc dłużnymi, zarzucili z kolei liberałom wydanie za samorządowe pieniądze folderków w liczbie 50 tysięcy, w których chwalą się ze swych prac na dobro wyborców. Jak to tak, oburza się wicemer i konserwatysta w jednej osobie Valdas Benkunskas, że wygłoszone jeszcze w kwietniu sprawozdanie mera stolicy zostało opublikowane dopiero na jesień. Kolorowe folderki z dobrymi pracami mera są dzielone wśród wilnian akurat teraz przed wyborami, co za przypadek, wnerwia się jego zastępca z konkurencyjnej partii. Liberałowie odpierają oskarżenia twierdząc, że łączenie wydania folderka z wyborami to wyjątkowo mylny błąd, by zacytować klasyka polskiej polityki. Po prostu procedury przetargowe na druk trochę się wydłużyły, wyjaśniają wciskając ciemnotę koalicjantom.
Przy okazji oddają też cios Benkunskasowi, któremu zarzucają ukrywanie informacji o spółce Wileńskie Sieci Cieplne, jaką konserwatysta nadzoruje. Benkunskas jednak nie byłby sobą, gdyby nie znalazł absurdalnego wytłumaczenia całej sytuacji. Stwierdził mianowicie, że informacja wcale nie jest ukrywana, tylko ... koordynowana. A jako że on jest koordynatorem, więc i informacja musi trafiać nie do kogo innego, tylko do niego. Ale spokojnie, nieco pomyślawszy, że po naszemu się wyrażę, Benkunskas wyjaśnił, o co tak naprawdę chodzi. A chodzi o to, że rzecznik prasowy mera Aleksandras Zubriakowas, zdaniem konserwatysty, „lubi wywołać na czerwony dywanik szefów spółek samorządowych i jako doradca mera w jego imieniu przydzielać im „zadanija”, by np. kupowali reklamę w mediach, w której dobrze byłoby pisane o liberałach i ich merze”. A to Benkunskasowi bardzo się nie podoba.
Walka konserwatystów i liberałów w Wilnie będzie bez wątpienia trwać i zaostrzać się - jako że obie partie walczą w tych wyborach o życie. Liberałowie po skandalicznych wpadkach korupcyjnych mogą w ogóle nie wejść do Sejmu, gdyż ich poparcie spadło do granicy progu wyborczego. Poparcie konserwatystów z kolei oscyluje wokół 10 proc., co oznacza, że zmiana pokoleniowa w tej partii (czytaj: zamiana dziadka na wnuczka) okazała się totalnym niewypałem. Partia nie tylko że nie pozyskała nowych wyborców, ale jeszcze ich utraciła. By się więc jakoś ratować, koalicjanci bezpardonowo podbierają sobie wyborców.
Rankingi wspomnianych partii, przyznam, nie obchodzą mnie specjalnie. Ciekawe jedynie, jakie jeszcze machlojki wypłyną przy okazji walki buldogów pod dywanem. Jak zareaguje na nie VRK, uczulona ponoć przecież na reklamę przedwyborczą. No, i ciekawe swoją drogą, czy walkę buldogów przetrzyma stołeczna koalicja?
Tadeusz Andrzejewski
Komentarze
Dwie kwestie: ma być? Czyli co? Ile lat potrzebuje? 20? 30? Bo przy jego tempie zmian i priorytetów to szybciej sieć Biedronek otworzy.
Po drugie - przyjazne? Hm, dla kogo? Może by tak dla wszystkich w tym i Polaków. Ale na to już mer jest za krótki.
Ocknęła się waćpanna :)
My mamy swoich faworytów AWPL-ZCHR i trzeba się skupić, by uzyskać jak najlepszy wynik w wyborach, by móc prezentować nasze poglądy i nasz program.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.