Gdy kilka dni temu naocznie się przekonałem, jak włodarze stolicy załatwiają problem szkoły Lelewela (jej przeprowadzkę za rzekę), nawet siłą woli nie mogłem się wyzbyć skojarzeń z prusowską „Placówką”.
W cywilizowanym państwie, gdyby urzędnik dopuścił się czegoś takiego, co jest właśnie udziałem uczniów, rodziców i pedagogów legendarnej „Piątki” (czyli przeprowadzki placówki do szkoły-widma), mógłby zapomnieć o swej urzędniczej karierze. Sanepidy, rzecznicy praw dziecka, ombudsmani zaoraliby dosłownie równo z ziemią awanturniczą decyzję urzędnika, a ten cieszyłby się już tylko z tego, jeżeliby go przy tej okazji ominęły sądy i prokuratura.
Decyzja bowiem wileńskiego ratusza, by wysłać dzieci na naukę do szkoły będącej w stanie kompletnej ruiny, gdzie nawet zawodowy budowlaniec nie może się pojawić bez kasku na głowie, naraża ich życie i zdrowie. Piszę o tym nic nie konfabulując, bez słowa przesady. Gdy razem z rodzicami udało się nam wejść do szkoły przy ulicy Mintes, to pierwsze skojarzenie było takie, że to chyba jakiś ponury żart. Na parterze bowiem zobaczyliśmy kompletne ruiny, jakie zazwyczaj towarzyszą początkowej fazie remontu. A więc obaczyliśmy gruzy budowlane, odłupane tynki na ścianach i sufitach, obnażone instalacje elektryczne, dziesiątki kabli, rur i przekopanych rowów zamiast podłogi. Oczywiście wszędzie pełno materiałów budowlanych, kurz, śmiecia, a w godzinach pracy, bez wątpienia, jeszcze huk, smród, używanie przez robotników niebezpiecznych dla postronnych narzędzi elektrycznych i mechanicznych. Gdy obrazki ze stachanowskiej budowy (budowlańcy śpiewają, że zakończą ją do 5 października) obnażyły się naszym oczom, pomyślałem mimowolnie, czy to nie czerwcowych upałów wina, że włodarzom stolicy mentum tak zaszwankował, by wysłać dzieci na naukę na plac budowy?
Pytanie chyba pozostanie retoryczne, zwłaszcza że zainteresowanym rodzicom odpowiedzi na niego dociekać nie wolno, jeżeli nie chcą być posądzeni o politykowanie. W ogóle cokolwiek zrobią rodzice czy pedagodzy w obronie swej szkoły, zawsze przez władze Wilna zostaną oskarżeni o politykowanie. Politykowaniem nie jest tylko postępowanie samych władz stolicy, które porządek z „Piątką” postanowiły zrobić natychmiast i na siłę nawet wbrew decyzji rządu i Sejmu, którzy wydłużyli termin reformy oświatowej do roku 2017. Zrobili to właśnie po to, by w sytuacjach konfliktowych strony mogły jeszcze raz pochylić się nad problemem i spróbować znaleźć wspólne rozwiązanie. „Benkunskasy” i Co na decyzję władz centralnych zareagowali jednak zupełnie „apolitycznie” na zasadzie, niech Sejm pilnuje własnego nosa, a w Wilnie to rządzimy my. Zrobimy więc, co chcemy!
Taka też mniej więcej była wymowa spotkania sprzed kilku dni mera Remigijusa Śimaśiusa i ambasadora RP na Litwie Jarosława Czubińskiego w tej sprawie. Mer powiadomił polskiego dyplomatę, że w sprawie przeniesienia „Piątki” tak władzom się postanowiło, choć usłyszał w odpowiedzi, iż nie należy polepszać warunków nauki jednej ze szkół kosztem pogorszenia sytuacji szkoły mniejszości narodowych. Ja zaś w tym miejscu jeszcze raz uparcie przypomnę, że posłowie z Polsko-Litewskiego Zgromadzenia Parlamentarnego zobowiązali się każdy w imieniu swego kraju przynajmniej nie pogarszać istniejącej już sytuacji w oświacie swych mniejszości. Czy ktoś z władz Wilna potrafi czytać proste teksty ze zrozumieniem? A czy prezydent Dalia Grybauskaite, która po spotkaniu z prezydentem Andrzejem Dudą (na neutralnej ziemi w chorwackim Dubrowniku) ukryła, że rozmowa dotyczyła również reorganizacji polskiej oświaty na Litwie, zrobiła to celowo? By potem w swoim stylu palnąć, że nie ma żadnych uwag do sytuacji mniejszości na Litwie?
Są to niewątpliwie kłopotliwe pytania dla władz, od których im się wymigać jest coraz trudniej. Do nich będziemy powracać, ale na razie proponuję Państwu spróbować pewnego eksperymentu myślowego. Wyobraźmy sobie na moment (zupełnie abstrakcyjnie i hipotetycznie), że władze rejonu wileńskiego podjęłyby decyzję zabrać elegancki budynek litewskiej szkole, by go przekazać polskiej, aby ta cieszyła się lepszymi warunkami nauki. Co by wtedy stało się? Oj, coś mi się wydaje, że sama Ziemia zadrżałaby w posadach od wrzasku i krzyku, jaki wznieciłyby wszystkie litewskie partie. Larum zagrałoby takie, że bębenki uszu popękałyby nawet Eskimosom na Antarktydzie.
Gdy Lelewela na siłę przesiedlają w ruiny śpiesząc jak złodziej po nocy, nawet najnędzniejsza piszczałka nie odezwała się na alarm z obozu którejkolwiek litewskiej partii...
Tadeusz Andrzejewski
Komentarze
Simasius woli wykonywać 'zadania' w blasku fleszy: otworzyć Lidl, przejść się z pieskiem po parku czy też otworzyć tabliczkę z nazwą ulicy. Wtedy może wyszczerzyć ząbki i błyszczeć na salonach. Z g...a ulepionych nalezy uzupełnić.
Swoistym nietaktem, nieznajomością tematu oraz realiów wykazała się Administracja Samorządu m. Wilna, która zaleciła przenosiny do remontowanego budynku 14 września. Trzeba być kompletnym ignorantem. Kto był i widział gdzie są prace ten wie, że z przysłowiowego 'kibelka' nie mozna skorzystać, nie mówiąc o odbiorach odpowiednich instytucji. Przecież tu będą uczyły się dzieci. No, ale 'tępe głowy' jak pacynki grają w takt konserwom z liberalną pacynką - Simasiusem
Szkoły nie oddamy...
Tam gdzie moze być nie miło merek czmycha niczym myszka i nawet usmieszek schodzi mu z gębki
Ta rada, która powołali powinna jak najszybciej zając się wypracowaniem jakiegoś modelu postępowania wobec szowinistycznej władzy Lietuvy
litewska większość nadal patrzy na Polaków przez pryzmat międzywojnia. Paluckas odniósł się do zajęcia Wilna przez gen. Żeligowskiego, które na Litwie nadal jest uważane za okupację, pomimo że w ówczesnym Wilnie na prawie pół miliona mieszkańców tylko 7 tys. z nich było etnicznymi Litwinami. Odpowiedzią na zajęcie przez polskie wojska Wilna było zamykanie polskich szkół na kowieńszczyźnie.
Czym różni się systematyczne zamykanie polskich szkół wówczas od obecnej „optymalizacji” sieci szkół w Wilnie? (…) Niestety wynik jest taki, że razem z reorganizacją znika naturalne środowisko rozwoju etnicznej kultury wileńskich Polaków. Ta cicha asymilacja wywołuje sprzeciw wśród Polaków – napisał na portalu delfi.lt litewski polityk.
Ten sprzeciw etnicznej większości wywołuje w świadomości Litwinów obrazek zagarniętego Wilna i prowadzi do etnicznego konfliktu oraz do polaryzacji w Wilnie na płaszczyźnie narodowej. Czy w obecnej sytuacji geopolitycznej tego potrzebujemy? – pytał wicemer Wilna.
powstrzymają się od jakichkolwiek działań mogących doprowadzić do asymilacji członków mniejszości narodowej wbrew ich woli oraz zgodnie ze standardami międzynarodowym i powstrzymają się od działań, które prowadziłyby do zmian narodowościowych na obszarach zamieszkałych przez mniejszości narodowe.
Czy Lietuva mogłaby się obrazić gdyby Polska w ramach rewanżu zrobiłaby to samo? Czy jednak zaczęli by zgłaszać do wszelkich mozliwych instytucji unijnych jaka ta Polska zła?
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.