Do Niemiec, rzecz oczywista, nas nie zaproszono. Do Warszawy? Nie wiem. Może nie proszono, może nie pojechaliśmy sami, bo chcielibyśmy do Niemiec, gdzie z kolei nas nie chcieli. Skończyło się w bardzo naszym stylu, czyli na nicnierobieniu. Być może, że premier Butkevićius bał się wysłać Linkevićiusa do Warszawy, bo Bruksela mogłaby na to spojrzeć kosym okiem, jak to się u nas gada. Mówiąc dosadnie, Butkevićiusowi za afront groziłoby, że nie zostałby poklepany przez Junckera na najbliższym szczycie w czółko, policzek czy już w najgorszym razie po ramieniu. Bo szef Komisji Europejskiej klepie tylko tych, którzy trzymają się słusznej linii. Linii, ma się rozumieć, wytyczonej przez Brukselę, czyli z grubsza przez oglądającego się na Niemcy Junckera.
Nie ryzykowaliśmy więc uznając, że w trudnych i niepewnych czasach najlepszą taktyką dla małego, biednego, peryferyjnego państwa będzie trzymanie się silniejszego. Spódnicy Merkel, innymi słowy. Nie neguję, że taka taktyka ma swój sens. Na przykład przy dzieleniu konfitur brukselskich (a unijny budżet będzie bankowo renegocjowany po wyłączeniu z niego składki brytyjskiej) możemy za wierność liczyć na grubszy kąsek. Ale jest to tylko jedna strona medalu. Drugą jest samo meritum sporu, czyli jaką ma być Unia po tym, gdy jej czerwoną kartkę pokazała, jakby nie było, jedna z najstarszych demokracji w Europie. Nikomu nie jest tajemnicą przecież, że Brytyjczycy głosowali za zerwaniem mezaliansu z Brukselą, bo mieli dość uzurpacji władzy przez tamtejszych klerków, których nikt nie wybierał. Mieli po dziurki w nosie niebotycznej wręcz biurokracji brukselskiej, marnotrawstwa wspólnotowych pieniędzy, utopijnych pomysłów KE w sprawie przyszłości UE, a zarazem jej bezradności w rozwiązywaniu problemu nielegalnej emigracji. Słowem, mieli dość „tłustych brukselskich kotów”, którzy realnie za nic nie odpowiadają, a jednocześnie do wszystkiego wtrącają swój wypasiony pyszczek.
Co na to „tłuste koty”? Ano, jak wszyscy widzieliśmy. Na uzdrowienie z choroby zaproponowali jeszcze więcej choroby. „Jeszcze więcej Europy w Europie”, była ich odpowiedź na emancypację z takiej właśnie Europy Brytyjczyków. Czyli jeszcze więcej centralizacji, jeszcze więcej sobiepaństwa, jeszcze więcej dyktatu oderwanych nierzadko od rzeczywistości brukselskich urzędników. Czy takiej Unii musimy się trzymać? Wątpię.
W Warszawie tymczasem zebrali się z inicjatywy polskiego szefa MSZ-u przedstawiciele państw, którzy chcą zmian, reform. Chcą w Unii więcej zasady pomocniczości, a mniej praktyk narzucania woli silniejszych słabszym. Wspólnie mają więcej głosów w Radzie Unii Europejskiej niż szóstka możnych od Wspólnoty Węgla i Stali. Litwy w Warszawie nie było, choć łączy nas oprócz wyżej wspomnianych postulatów też wspólnota interesów, jeżeli chodzi bezpieczeństwo w wymiarze geopolitycznym, dążenie do niezależności energetycznej od Rosji czy podejście do kryzysu emigracyjnego.
Siedzieliśmy cicho, tylko jeden Guoga (to ten od detektorów kłamstw dla polityków) był aktywny. Jak pochwalił się w internetowych mediach, pisał listy do rekinów biznesu z londyńskiego City, by ci, jak będą stamtąd, tzn. Londynu, wynosić się, to wynosili się do Wilna. Niech powstanie Vilniaus City, kusił rekinów biznesu kusiciel Guoga, jak niegdyś słynny Ostap Bender kusił wizją powstania nowych Wasiukow gdzieś w rosyjskiej prowincjonalnej głuszy. Bo u nas w Wilnie jest czyste powietrze, relatywnie małe korki, a i miasto jako jedyne w kraju nie należy do topniejących demograficznie litewskich metropolii, przekonywał w swych listach światowych kapitalistów litewski Bender.
Obaczymy, jaki będzie efekt listów Ostapa Guogi Bendera i czy w Wilnie powstaną przysłowiowe nowe Wasiuki. Tymczasem od poważnych litewskich polityków oczekujemy bardziej poważnych działań w sytuacji, gdy Europa się chwieje. Europa się chwieje, zauważmy, bo jej przywództwo doprowadziło ją do tego stanu.
Litwa nie może chwiać się razem z chwiejącymi się.
Tadeusz Andrzejewski
Komentarze
Niemcami rządzi dziś niepodzielnie Angela Dorothea Merkel, dawna aktywistka breżniewowskiej FDJ NRD,gdzie w latach 80. pełniła funkcję sekretarza ds. agitacji i propagandy, a potem zmieniła orientację i została kanclerzycą RFN, natomiast Francją zarządza socjalistyczny prezydent François Gérard Georges Nicolas Hollande.
Z kolei w Brukseli decydują skorumpowani eurokraci z Szefem Komisji Europejskiej Jean-Claude Junckersem na czele, który wcześniej był w Luxemburgu hersztem bandy aferzystów pod znaną nazwą Luxleaks!
Oczywiście ci co mają wiedzieć dowiedzą się komu + a komu -
W uE nic się nie zmieni. To żaden dramat, że Brytania opuściła szeregi tonacej łajby
A właśnie taką rolę Unia miała pełnić. Rolę schronu. Dawać poczucie bezpieczeństwa. Tymczasem swoimi politycznymi decyzjami (uchodźcy, wtrącanie się w suwerenność państw, próby tworzenia superpaństwa, islamizacja europy) spowodowała, iż mamy dzisiaj wyścig zbrojeń.
Aha przepraszam za pisanie 'Unia zrobiła' - oczywiście to nie jest prawda, bo działania podjęły konkretne nazwiska.
Niestety upojenie dotknęło tez młode liberalne środowiska i dlatego ten piękny kraj ma postawę 'doświadczonej' moczymordy.
Dopóki ludzie nie zrozumieją, że mogą to zakończyć głosując na ludzi wyznających moralne i niezmienne od wieków wartości dopóty będą rządzić nieudacznicy i przypadkowi karierowicze myślący o zapełnieniu własnej kieszeni
Ale może zmienić wszystko - jeśli ludzie w (nie, nie rządzący unią tylko ludzie) krajach zaczną wybierać tak jak w Polsce. Nie uważające się za niezatapialne i 'nizastępowalne' liberalne lewactwo, które rozpasło się na brukselskich salonach. I w dodatku uważające, że pozjadało wszystkie rozumy.
Za długo tam siedzą i za bardzo obrośli w piórka oblepieni przez lobby. Dlatego nie powinno byc żadnych niewybieralnych osób w UE
Albo przyjdą imigranci z Syrii i nas rozwalą. Albo może się rozpaść tak, że któryś duży stwierdzi, no dosyć mam tego, kilkadziesiąt lat złych wyników gospodarczych i dziękujemy państwu za uwagę.
To Wałęsa chciał w Polsce drugiej Japonii, a wyszedł Trzeci Świat...
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.