Zastrzegam już na początku, że wszystkie scenariusze, opisane piórem i wyobraźnią żurnalisty Romualdasa Bakutisa, są nader hipotetyczne. Przypominają bardziej wróżenie z fusów kawy niż realnie możliwe wydarzenia. A że wyobraźnia autora sięga daleko (może nawet dalej niż twórców Gwiezdnych Wojen), więc uprzedzam: będzie strasznie.
Nie budując zatem zbędnego w tym przypadku napięcia, zacznę od najbardziej złowieszczego scenariusza, jaki nie wyklucza dla Litwy w 2016 roku Bakutis. Chodzi o fantasmagoryczny rozwój wydarzeń związany z możliwym wysadzeniem w powietrze jaskółki litewskiej niezależności energetycznej -tankowca „Independent". Dziennikarz, zasłyszawszy od nowego szefa naszej Saugumy, że dwóch ochraniarzy „jaskółki" ponoć przechwalało się w pogaduszkach ze sobą, iż wiedzą, jak tankowiec puścić z dymem, wątek rozwija niczym zawodowy reżyser thrillera. Mimo że scenariusz eksplozji tankowca jest bardziej niż hipotetyczny, to Bakutis popuszcza sobie wodze fantazji wieszcząc, co by się stało, gdyby się jednak stało... Stałoby się wielkie buum w Kłajpedzie oczywiście. Akt takiego terroru NATO mogłoby uznać za wypowiedzenie wojny jednemu ze swych członków, co skutkowałoby, a jakże, wybuchem III wojny światowej, ni mniej, ni więcej, snuje dydaktyczną nić wywodów dziennikarz Alfa portalu. Oczywiście wszyscy ci, którzy wybuch III wojny światowej zlokalizowali już wcześniej w Syrii, będą musieli dokonać znaczących korekt. Mnie zaś osobiście się wydaje, że już przez samo upublicznienie takiego groza-scenariusza Bakutis oddalił od Litwy III wojnę światową.
„Independent" będzie zatem bez przeszkód dalej zdzierać ostatnie portki z litewskich użytkowników gazu. Rząd nasz zaś musi bardziej się przygotować nie na wojnę, tylko na coraz bardziej wyrafinowane metody wciskania obywatelom drogiego „independentowskiego" surowca, jak kiedyś ekspedientka radzieckiego prowincjonalnego sklepu, która za przywilej kupienia deficytowej kiełbasy zmuszała nabywcę do kupna w dodatku 2 starych skołowaciałych batonów.
Ale wróćmy do kolejnych scenariuszy dziennikarza - zwłaszcza że też są straszne. Tym razem bujna wyobraźnia Bakutisa nakierowała go na słynnych „zielonych ludzików", którzy mają do nas wkroczyć. Dlaczego mają? Bo Kreml ma coraz większe kłopoty gospodarcze, budżet nie bilansuje się dawno, a ceny za baryłkę ropy coraz to w dół idą. „Chana", słowem. Ludziki więc muszą wkroczyć do Pribałtyki, bo Moskwa potrzebuje na gwałt jeszcze jednej małej zwycięskiej wojenki. Dwie wcześniejsze, które prowadzi na Ukrainie i w Syrii, już się nie liczą, bo spowszedniały, straciły moc odciągania uwagi zubożałych obywateli od pustych portfeli. Cóż, scenariusz zajmujący, przyznajmy, acz niezupełnie nowy. Moim zdaniem potrzebuje też pewnej modyfikacji. Jeżeli już o wkroczeniu mowa, to – jak mi się wydaje – bardziej moglibyśmy w tej materii liczyć na hordy Azjatów niż na ludzików. Ci z całą pewnością ruszą na Europę, jak tylko śnieg zejdzie. A jak już wkroczą do nas, to innym wkraczać nie będzie po co.
Jeszcze inny scenariusz grozy, jaki w rękawie dla Litwy na rok 2016 ma Bakutis, zowie się „trzecia fala kryzysu". Czeka nas (albo może czekać), gdyż przesłanki z roku 2008 się powtarzają. Wtedy runęła nam gospodarka na całych 22 proc. i teraz podobnie może być. Bo, uzasadnia dziennikarz, wtedy rząd zwiększył znacząco deficyt budżetowy i teraz uczynił to samo śrubując dziurę fiskalną do 640 mln euro. A jeżeli wziąć pod uwagę jeszcze wybory i prawdopodobne przedwyborcze rozdawnictwo, scenariusz grecki święci się nam jak nic, spekuluje żurnalista. Cóż, zobaczymy, czas pokaże. Dobra wiadomość w tym złym scenariuszu jest jednak taka, że, gdyby miałby się spełnić chociażby jeden z poprzednich, to przynajmniej przed katastrofą pożyjemy sobie jeszcze trochę na kreskę. Czemu nie dać sobie folgi, zanim Titanic zatonie?
Inne horrory Bakutisa, w rodzaju przegranej litewskich koszykarzy na olimpiadzie, darujemy sobie. Przejdźmy od razu do ostatniego strasznego, czyli wygranej w wyborach parlamentarnych w naszym kraju przez jakiegoś potencjalnego czarnego konika, który, nie byłaby Litwa Litwą, gdyby się nie pojawił. Może im być skrajna partulka Puteikisa, dla przykładu, czy też rozwijająca ostatnio skrzydła na Kowieńszczyźnie siła polityczna tamtejszego mera Visvaldasa Matijošajtisa. Jakby któraś z nich święciłaby niespodzianie wiktorię (a czasy mamy, pamiętajmy, niepewne, więc wszystko jest możliwe), Litwa byłaby przynajmniej na lat 4 do tyłu, martwi się dziennikarz.
Ale ja przekornie zapytam: czy nie czarnym scenariuszem dla Litwy byłaby już sama perspektywa, że w nowym roku... nic się nie zmieni. Wybory wygra planowo partia niedołężnego premiera, na którym prezydent i dalej będzie jeździła jak na łysej kobyle. Będziemy dalej obserwować godne politowania gierki z literkami w państwowym alfabecie (czy „w" nie wywróci do góry nogami prastary nasz język). I to będzie miarą naszej polityki w Europie i w Unii, których katastrofalne wręcz perspektywy tymczasem domagają się polityków co najmniej rangi mężów stanu.
Tadeusz Andrzejewski
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.