W ślad za Lidzbarkiem kaziukowe święto z biegiem czasu zaczęło rozszerzać swoją geografię, bywało we wszystkich miastach, gdzie w wędrówce powojennej znaleźli swe miejsce zamieszkania wilnianie i bardzo tęsknili do wszystkiego, co wiąże się z Ziemią Wileńską. Niemal wszystkie polskie zespoły artystyczne na przedwiośniu marcowym były podejmowane również przez naszych rodaków w Gdańsku i Szczecinie, Poznaniu i Białymstoku, Łodzi i Warszawie oraz innych miast.
Niestety, koronawirus pokrzyżował tę wzruszającą i rodzimą tradycję: w tym roku zarówno na Ziemi Mazurskiej, jak też w innych miejscowościach Polski zabraknie pieśni ludowych, palm wileńskich, serc piernikowych, zabraknie mowy wileńskiej, gawęd Ciotki Franukowej i Wincuka z Pustaszyszek i przede wszystkim otwartych serc rodaków.
Wspomnijmy więc od czego to się zaczęło i jak to się stało, że Lidzbark faktycznie stał się w Polsce nieformalną stolicą „Kaziuka Wileńskiego”.
Był listopad 1989 roku, gdy do redakcji polskiej przybyli ówczesna dyrektor Lidzbarskiego Domu Kultury Alicja Gdańska oraz Władysław Strutyński, również pracujący na niwie kultury w okolicach Lidzbarka.
„Przyszliśmy do pani z polecenia prof. Mieczysława Jackiewicza. Pan profesor powiedział, że pani nam zapewne pomoże w realizacji naszego pomysłu: zorganizowanie święta Kaziuka Wileńskiego w naszym mieście Lidzbark Warmiński” – powiedział Władysław. „A gdzie się znajduje Lidzbark? – pytam. – Co to za miasto, które wyszło z taką propozycją?”. „To miasto, gdzie większość mieszkańców stanowią ludzie z Wileńszczyzny – wytłumaczył Władysław. – Bardzo tęsknią do wspomnień, do tego święta rodem z Wilna”.
Był to czas, gdy na Wileńszczyźnie powstawały, jak grzyby po deszczu polskie zespoły, zespoliki, kapele, więc to właśnie zespoły polskie, mistrzowie wyrobów sztuki ludowej, palmiarki stanowili podstawą eksportowego święta prosto z Wilna.
W Polsce zaś powstawały Stowarzyszenia czy Towarzystwa miłośników Wilna oraz innych miejscowości Ziemi Wileńskiej.
Pierwszym zespołem, który przywiózł Wileńskiego Kaziuka do Lidzbarka i Olsztyna była „Świtezianka” z Wileńskiej Szkoły Średniej nr 29, dziś Gimnazjum im. Szymona Konarskiego. Już od pierwszych pieśni polskich, tańców, gawęd Wincuka otworzyły się serca naszych ziomków. Przyjechały też zespoły z Ziemi Święciańskiej: zespół folklorystyczny z Magun oraz kapela z podbrodzkiego zakładu „Modulis”. Przybycie zespołów ze Święcian miało też swoją wymowę – cały transport repatriantów z Ziemi Święciańskiej zatrzymał się właśnie w tym cudownym mieście. To tutaj w roku 1945 stary lidzbarski zamek usłyszał śpiewną mowę wileńską, kościoły usłyszały modlitwę, przywiezioną znad Wilii.
W holu Domu Kultury witano nas wileńskimi piosenkami, częstowano kołdunami i kiszką ziemniaczaną – jak to bywa w Wilnie. Jak się okazało, od roku 1985 sami lidzbarszczanie na 4 marca zbierali się w Domu Kultury, aby przypomnieć starą tradycję. Przynosili zdjęcia z czasów swej młodości wileńskiej, snuli wspomnienia, śpiewali piosenki przywiezione z domów rodzinnych. Te sympatyczne spotkania tutaj jakże swojsko nazwano „Kaziuki-Wilniuki”. Nazwa ta przetrwała lata i używana jest w innych miejscowościach Warmii i Mazur, a i nie tylko tu. Ileż serca do tych spotkań wkładała młoda wówczas pracowniczka Domu Kultury Jolanta Adamczyk, córka wilniuków. Tak więc Pani Jola 36 lat poświęciła organizacji na Warmii i Mazurach Kaziuków, oddając tej pracy, zaangażowanie i miłość do wszystkiego, co jest z Wilna.
Pierwsze spotkania rodaków były szczególnie ważne dla tych, którzy wyjechali z Wileńszczyzny. Do dziś dnia pamiętamy prof. Zbigniewa Jabłonowskiego, absolwenta Gimnazjum im. Króla Zygmunta Augusta, dr Henryka Dawnisa, dr Jerzego Dudę, Tadeusza Stefanowskiego, absolwenta wileńskiej „Piątki”, zesłańca na Syberię Antoniego Drozdowskiego, kronikarza Henryka Kujawę i wielu innych. Jakże chcieli nam pomóc. Chylimy przed nimi czoło, cześć Ich pamięci!
Nasze „konferencje prasowe” trwały godzinami i były to rozmowy bardzo szczere i wzruszające, pełne tęsknoty do Wilna.
W tamtym okresie blokady ekonomicznej rodacy pomagali nie tylko paczkami wysyłanymi do wilnian, czy szkołom polskim, ale też ufundowaniem Sztandarów Honorowych, działającym na Litwie organizacjom polskim, szkołom polskim, redakcjom polskim i in.
Akcja pomocy Kieńskiej Szkole w rejonie wileńskim na zew Kaziuków-Wilniuków przekształciła się w akcję niemal całego regionu Warmii i Mazur. Zanim kolejny raz przybyliśmy na święto, a była w naszej ekipie również ówczesna dyrektorka tej szkoły Eleonora Koleśnik, już czekały ogromne paki darów dla zmagającej się z trudnościami lokalowymi szkoły. Rzucone hasło „Pomóżmy polskiej szkole na Wileńszczyźnie” poparł kościół, władze miasta, szkoły, mieszkańcy Lidzbarka. Prawie trzy tygodnie uczniowie lidzbarscy stali przy kościołach z „Serduszkiem dobrego serca – dzieciom kieńskim”. Podobnie jak Kaziuki przeniosły się z Lidzbarka do innych miast, tak też do akcji pomocy szkole kieńskiej dołączyły inne miasta. Radni Olsztyna odwiedzili szkołę z darami, ufundowali uczniom wspaniałe wakacje w Polsce, znalazły się środki na remont szkoły.
Organizatorom Kaziuków-Wilniuków chodziło nie tylko o przeprowadzenie zabawy i kiermaszu, nie tylko o miłe sercu spędzenie czasu w atmosferze ich Wilna, ale też o to, by mogli coś pożytecznego zrobić dla Wileńszczyzny, ziemi ich ojców, by w jakiś sposób mogli zrekompensować okres rozłąki, mierzony dziesiątkami lat istnienia granicy.
I to się udało. Nasza ekipa kaziukowa w drodze powrotnej niejednokrotnie miała przepełnione bagażniki autokarów z wszelkiego rodzaju darami. A były to dary od rodaków z Macierzy rodakom z Litwy, Białorusi, a nawet Kazachstanu.
Lecą lata, ten ponad 30 letni kawał czasu mieści w sobie tak wiele wzruszeń i odkryć. Ileż to ludzi na Kaziukach odnajdywało swych krewnych i przyjaciół z dawnych lat, ilu chciało sobie wiele powiedzieć! Jak to było w przypadku rzeźbiarza w drewnie Michała Jankowskiego, co roku biorącego udział w Kaziukach, palmiarki Leokadii Szałkowskiej, ilu się zaprzyjaźniło – tego trudno wyliczyć. Jakże wielu przyjaciół zdobyła nasza niezastąpiona Ciotka Franukowa czy Wincuk z Pustaszyszek. Słuchając gawęd wileńskich, znakomita aktorka Teatru im. St. Jaracza w Olsztynie, była wilnianka Irena Telesz ze wzruszeniem wyszeptała: „Od tych słów może człowiekowi serce pęknąć”. Ówczesny Ks. Arcybiskup Ordynariusz Diecezji Warmińskiej Edmund Piszcz powiedział: „Ziemia Wileńska dla mnie, jak dla każdego Polaka, jest bardzo droga. A w ostatnich latach połączyły nas takie wieczory, jak ten. Bo gdzie pielęgnuje się tradycje ludowe, gdzie młodzież tańczy i śpiewa melodie swych ojców i praojców, tam kultywuje się dobro, którym tak chciałoby się obdarzyć każdego po obu stronach granicy”.
Wystąpić na Kaziukach w Lidzbarku Warmińskim – to ogromny zaszczyt. Tego nie ukrywają nasze zespoły z Wileńszczyzny. Prawie wszystkie wystąpiły na scenach Warmii i Mazur. Dziś dobrze znany i lubiany zespól „Zgoda” w tamtych pierwszych latach naszych wyjazdów był zespołem dziecięco-młodzieżowym. Jakże cieszyli się nasi rodacy, że to właśnie dzieci kultywują folklor polski i jakże podziwiali kunszt artystyczny wówczas czterdziestolatki naszej „Wilii”, podziwiali zespoły „Wileńszczyzna”, „Solczanie”, „Ejszyszczanie”, „Perła”, „Ojcowizna”. Zauroczyła swoimi pieśniami, podwórkowym klimatem i dowcipem wileńskim „Kapela Wileńska”, Kapela Świętojańska z Sużan i szereg innych. Na straganach pierniki prosto z Wilna, mistrzowsko wykonane przez Annę i Arwydasa Gryszkiewiczów, upiększały stoiska jarmarku, podobnie jak mieniące się barwami palmy – dzieło Leokadii Szałkowskiej i Danuty Wiszniewskiej oraz jej córki Agaty – mistrzynie już szeroko znane w wielu krajach. Ich kunszt artystyczny podziwiali również w Ornecie i Bartoszycach, Szczytnie, Kętrzynie…
A na sali widzowie, zauroczeni tym, co się dzieje na scenach. Łzy, wzruszenie, czasem wybuch śmiechu. Są tacy, którzy przychodzą tu co roku. W gronie naszych przyjaciół – Jacek Protas, polityk, dziś poseł do Parlamentu RP, przed laty Marszałek Województwa Warmińsko-Mazurskiego, to starosta Lidzbarka Jan Harhaj, to też Stanisław Dowejko, przedsiębiorca rodem z Wilna, Krystyna Orłowska-Wojczulanis, która pokochała Wilno dzięki naszym występom, zawsze są przedstawiciele władz miasta, posłowie, burmistrzowie. Obecny burmistrz Jacek Wiśniowski nie będąc wilnianinem też pokochał nasze Kaziuki. W Olsztynie każdego roku gratulacje wilniukom składa prezydent Olsztyna Piotr Grzymowicz, piękny kosz biało-czerwonych róż od lat jest darem Pana Prezydenta wileńskim zespołom. Licznie przybywają członkowie towarzystw miłośników Ziemi Wileńskiej, żadne święto nie obyło się bez Henryka Kujawy, bezgranicznie kochającego Wilno, miasto jego młodości. Niestety, odszedł do domu Pana przed niespełna rokiem, zostawiając po sobie wiele miłych wspomnień. I ten oto wpis do zdjęcia z kolejnych Kaziuków: „Z uśmiechem Pani pojawiło się Wilno, przywracając dawne wspomnienia, czar wileńskich uliczek i podmuch ciepła od Ostrej Bramy, tworząc klimat tamtych dni minionych lat, gdzie tęsknota wciska się do serca”.
Jak to jest, że Lidzbark stał się nieformalną stolicą Kaziuka Wileńskiego w Polsce? Być może powyższe dzieje nieco otworzą rąbka tajemnicy. Być może, też dlatego, że to tutaj zakotwiczyli się tacy znakomici aktorzy popularyzujący gwarę wileńską, jak aktor Krzysztof Daukszewicz, przybył ze Święcian Stanisław Bielikowicz, piewca folkloru wileńskiego, tutaj żył, pracował, i tutaj spoczywa w wieczności. Nasz Dominik Kuziniewicz z wielkim szacunkiem mówi o swym Nauczycielu, którego twórczość stała się spuścizną dla twórczości naszego Wincuka z Pustaszyszek.
Pozwolę na nieco żartu, zaczerpniętego z gawęd wilnian lidzbarskich.
Krzysztof Daukszewicz: „Gdy przyjedziesz do Lidzbarka/ I na ludzi pospoglądasz, ledwie minie dzionek/ I już jedno wiesz – zaciągasz/ Gdy tak wszystko już wysłuchasz/ Dziwisz się skąd ta przyczyna/ Że przez Lidzbark – nie Wilenka/ Ale płynie rzeka Łyna.
Stanisław Bielikowicz:
„Wystarczy znaleźć się na targu w Giżycku czy Lidzbarku, by usłyszeć taki dialog:
– Wiele pani cenisz ta kureczka?
– Prosza osiemdziesiąt złoty
– A jej, taka drożyzna! Dam sześćdziesiąt i chwyci.
– Oho, jaka ryzykantka znalazszy się. Kureczka młodziutka i wielka jak indyk, a ona siuli sześćdziesiąt złoty”…
No i czy można się dziwić, że to Lidzbark stał się nieformalną stolicą Kaziuka Wileńskiego?
Czy jeszcze powrócimy do tej pięknej i oczekiwanej przez rodaków imprezy?
Krystyna Adamowicz
„Rota”