– Mój dziadek zajmował się sadownictwem, sprzedawał jabłka, woził je nawet do Królewca (obecnie Kaliningrad), a za uzbierane pieniądze w latach 20. ubiegłego wieku kupił ziemię od hrabiego Tyszkiewicza. Najpierw 21 ha, potem dokupił na żonę 14 ha. Mieliśmy zachowane wszystkie dokumenty, dlatego, jak tylko zaczął się zwrot ziemi, udało się nam ją odzyskać – opowiada pan Jan, który dzieciństwo spędzał u dziadka na wsi i chyba stąd ma zamiłowanie do ojczystej ziemi. Niemniej jednak w czasach sowieckich, jak większość młodzieży ze wsi, wyjechał do pracy w mieście. Razem z bratem pracowali w fabrykach w Nowej Wilejce i tam poznali swoje żony: starszy brat Zenon ożenił się ze starszą siostrą Alicji. – Kiedy nasze rodzeństwo miało ślub, my z moim przyszłym mężem krowy paśliśmy – śmieje się pani Alicja, dodając, że zarówno jej mama, jak i świekra pochodziły z jednej wsi Czerany.
Po odzyskaniu przez Litwę niepodległości Jan Stacewicz pracował w zajezdni autobusowej, potem był biznes rodzinny – krawieckie przedsiębiorstwo indywidualne. – Dzieci mamy odchowane, założyły własne rodziny, mamy też dwóch wnuków (dzieci córki), zdrowie już nam nie służy tak jak wcześniej, więc postanowiliśmy z żoną, że przeprowadzimy się na wieś i tak zaczęliśmy uprawiać rolę… Nie wiem: może to już starość, a może odzywa się we mnie jakiś sentyment, ale tutaj czuję wewnętrzny spokój i radość. Wiem, że trafiłem na swoje – opowiada Stacewicz.
Uprawiają nieco ponad 10 ha ziemi, na której, jak podkreślają małżonkowie, rośnie wszystko: najpierw szczypiorek, rzodkiewka, sałata, później – ogórki, ziemniaki, pomidory. Także truskawki i poziomki, trochę czereśni, czerwona i czarna porzeczka, agrest. Produkcję wiozą na rynek, a sprzedają w Podbrzeziu i w Rudominie. Owszem, tegoroczna susza dała się mocno we znaki. – Hoduję na rozsadę truskawki, ale nie mogę je wypleć, bo zbyt twarda ziemia – narzeka pani Alicja, a jej mąż codziennie ze stawu musi nawieźć dwie tony wody.
W tym roku, ze względu na to, że Jan chorował na serce, mają mniejsze uprawy: nie sześć jak wcześniej, ale tylko dwie cieplarnie. Jak podkreślają Stacewiczowie, już dojrzały ogórki. – Zazwyczaj mieliśmy je wcześniej, gdzieś w końcu maja, ale w tym roku musieliśmy rozsadzić 2 tysiące krzaczków truskawek, dlatego spóźniliśmy się z ogórkami – tłumaczą. Wypróbowali wiele odmian ogórków, jednak najlepsze, ich zdaniem, do uprawy są Czajkowski i Mirabella – to z odmian cieplarnianych. Zaś na grzędzie rośnie Rodniczok, Akord i Andrus. – Ogórki cieplarniane lubią prysznic, czyli gdy jest parno: dużo ciepła i dużo wody, najlepiej ciepłej. Grządki poziomek i ogórków mulczujemy słomą, bo, jak się mówi, ogórek musi mieć ciepło w nóżki – opowiadają rolnicy.
Zasadzone pole truskawek wygląda imponująco. Niemniej jednak zmorą są pędraki (larwy chrabąszcza majowego), które podjadają korzenie sadzonek. Truskawki, które hodują to – Polka, Senga-Sengana, Rosali, Rumbo i Florencja. Jedne są bardziej słodkie inne mniej, jeszcze inne – słodko-kwaśne. Np. Senga-Sengana jest odmianą dojrzewającą później, zaś najwcześniejsza jest Polka.
Stacewiczowie uprawiają rośliny bez dodatków chemii. Sieją też zboże – żyto, pszenicę letnią i zimową, owies. Dzierżawią trochę ziemi od sąsiadów, którzy proszą o pomoc w uporządkowaniu pola. – Stosujemy naturalne nawozy: czy to zrobione z pokrzywy i mlecza, czy z obornika od sąsiadów, którzy hodują krowy. Stosujemy też naturalne sposoby opryskiwania, np. z wody, serwatki i jodyny. To szczególnie dobre dla pomidorów, żeby nie czerniały. Gdy na liście ogórków napada przędziorek, to stosujemy roztwór z łupin cebuli, czosnku i mydła gospodarczego. Niektórzy podlewają ogórki rozmoczonym w wodzie chlebem, my zaś używamy drożdży – opowiadają małżonkowie.
Rolnicy dodają, że niektórych „szkodników” trudno się pozbyć. Np. musieli wysiać drugi raz groszek, bo pierwszy wydziobały żurawie. – Niedawno pojechałem skosić łąkę. Patrzę, a tam leży 10 dużych kamieni. Myślę sobie, przecież kamienie powybieraliśmy, nie powinno ich być. Okazało się, że na słońcu wylegiwały się zające, które nie dały się zbyt łatwo przepędzić. Są zmorą dla kapusty, której w tym roku nie posadziliśmy m.in. z ich powodu. Od sarenek musieliśmy ogrodzić działkę z poziomkami, bo wyjadały nam sadzonki – tłumaczy Jan Stacewicz, nie kryjąc dumy z upraw.
U Stacewiczów w tym roku sezon jabłkowy będzie urodzajny. Po dziadku został sad, a w nim takie odmiany jak: Papierówka, Antonówka, Ananas czy Arabsztyna.
Każdy rok czymś się wyróżnia i ma swoje ujemne strony – w ubiegłym roku było zimno i mokro, więc dużo upraw zgniło, zaś w tym roku wszystko wyschło. – Z warzywami jakoś dajemy radę, bo można je np. podlać. Z kolei zasiewy są wypalone – mówi pani Alicja. Niemniej jednak w głosie Stacewiczów nie czuć smutku, żalu i pretensji. Jak obaj małżonkowie twierdzą, najważniejsze, żeby zdrowie dopisywało, a wszystko inne da się nadrobić.
**
Ciekawostka: 14 lipca w Kiejdanach odbyłosię 21. Święto Ogórka. Tym razem uczestnicy z całego świata zmierzyli się w pierwszych mistrzostwach rzucania ogórkiem. Udział w mistrzostwach wziął dyskobol Virgilijus Alekna, mistrz olimpijski, mistrz świata i Europy.
Teresa Worobiej
"Tygodnik Wileńszczyzny"