Pierwszym słowem, które ważne jest dla mnie – UCZESTNICTWO. Od tego zaczęła się moja głębsza przyjaźń z Jezusem, gdy jeszcze byłem dzieckiem. W moim domu rodzinnym nie mieliśmy zwyczaju uczestnictwa w coniedzielnej Eucharystii (to pewnie się zmieniło, gdy syn wstąpił do seminarium duchownego), ale Wielkanoc i Boże Narodzenie były dniami szczególnymi. Rodzina gromadziła się na wsi na wspólnym świętowaniu przy stole wigilijnym czy wielkanocnym, ale też wybieraliśmy się do kościoła na przeżywanie tych uroczystości. To był kościół parafialny w Mejszagole. Pamiętam dokładnie tę wzniosłą atmosferę w kościele jeszcze przed rozpoczęciem liturgii, panujący półmrok, wiernych z każdą chwilą robiło się co raz więcej i więcej, czasami się wydawało, że świątynia pęknie w szwach i z ciekawością zaglądałem z dołu na chór, gdzie również trwały poszukiwanie nut czy ustawianie się do szyku. Z poranku wielkanocnego do dziś w sercu mi rozbrzmiewa głos ks. Józefa Aszkiełowicza – na początku niewyraźny i nieco przyciszony, jakby z niedowierzaniem, jakby promyk budzącego się słońca, który przedziera się przez nocy mrok, a za każdym razem ten dialog między kapłanem a ludem przy Grobie Pańskim wzrastał w siłę: „Zmartwychwstał z grobu Pan. Alleluja” – „Który za nas zawisł na drzewie krzyża. Alleluja”, „Niebo i ziemia się cieszą, alleluja” – „Ze zmartwychwstania Twojego, Chryste, alleluja”. Aż wreszcie ksiądz z trudem przedzierał się przez parafian będących na klęczkach, brał monstrancję z Hostią, podnosił i intonował uroczyście i z mocą: „Wesoły nam dzień dziś nastał”. Dzwonki ministrantów, dzwony kościelne, kadzidło, śpiew, posypywane kwiatki i uroczysta procesja, pochód za żywym i zmartwychwstałym Panem. Po całych uroczystościach i zasiadywaniu przy stole z rodziną, gdy dzień dobiegał końca, leżałem sobie w łóżku i łapczywie przypominałem każdą chwilę przeżytą w kościele.
Teraz, gdy patrzę wstecz, bez wątpienia to uczestnictwo (pomimo że sporadyczne) w uroczystościach kościelnych budziło w moim sercu powołanie do kapłaństwa, do odpowiedzi Jezusowi na szczególne zaproszenie bycia rybakiem ludzkich serc dla Boga. Dlatego proszę z całego serca wszystkich – wróćmy po pandemii do naszych świątyń, nie zadowalajmy się oglądaniem Mszy św. w telewizji czy słuchaniu w radiu – to jest dobre, ale tylko dla osób starszych i schorowanych, którzy nie mają możliwości dotarcia na Eucharystię. Gdy wspólnie się gromadzimy na słuchaniu Słowa i łamaniu Chleba nasza wiara i przyjaźń z Bogiem się umacnia. Nie zostawiajmy dzieci w domu przy zabawkach czy ekranach telewizorów i innych urządzeniach, żeby tylko nie przeszkadzały ani nam, ani innym uczestnikom liturgii. A niech przeszkadzają! Na odwrót, one pomagają nam uświadomić w czasie Mszy św., że to co przeżywamy tu, ma nas po wyjściu z kościoła nie czynić sztywnymi, wystraszonymi, ale aktywnymi i twórczymi w przeżywaniu naszej relacji z Bogiem. Któż to wie, w ilu dzieciach (a też w nas samych) takie uczestnictwo nie tylko na uroczystościach, ale i na coniedzielnej Mszy św., zasieje w sercu dobre ziarno cnoty, a może nawet powołania, jak to się stało w moim przypadku.
Drugim i niech będzie ostatnim słowem, które leży mi na sercu w związku z Wielkanocą – to NADZIEJA. W rozmowach z wieloma ludźmi odczuwam, że obecnie panuje wielki strach, a nawet często nienawiść z powodu wojny na Ukrainie czy przytłaczająca bezradność wobec wzrastających cen, niespokojnego jutra, bezpieczeństwa naszego państwa i nas samych. Bez wątpienia, co pokazują nam wydarzenia z Wielkiego Piątku – życie nasze jest w jakimś sensie bojowaniem. Na zewnątrz toczy się walka, ale nie mniejsza bitwa toczy się każdego dnia przy nas. Chyba nigdy nie będzie takiego czasu, kiedy osiągniemy tu na ziemi „święty spokój”, nie będziemy musieli walczyć o prawdę, o wartości, o naszą wierność Bogu i innemu człowiekowi. Na tej drodze, tak jak Jezus, będziemy zdradzani przez najbliższych, oczerniani przez otoczenie, policzkowani przez obcych, wyśmiewani za nasze przekonania, popychani i opluwani przez tych, którzy nas znają. Ludzie będą nas tu oklaskiwać, a chwilę później tymi sami rękoma będą nas krzyżowali, gdy będziemy wypowiadać słowa prawdy, gdy będziemy chcieli przeciwstawić się złu, oszustwu, nienawiści i upokorzeniom, z którymi przyjdzie się nam czy naszym bliźnim zmierzyć. Ale wydarzenia Wielkiej Nocy przypominają nam, że nie da się zła, przemocy zwyciężyć odpowiadając tymże samym, to nic nie buduje, tylko przynosi większe zniszczenie. Za św. Pawłem mamy powtórzyć i czynić: Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj! (Rz 12,21) Nie własnym dobrem, tylko Jezusowym. Nie chce mi się przebaczyć, ale przebaczę, bo, Jezu Ty tego uczysz. Chcę na obmowę i popchnięcie odpowiedzieć tym samym, ależ nie, wstrzymam swój język i ręce od złego, bo, Jezu, Ty tak czynisz. Ktoś wyciąga mi rękę chcąc przeprosić, już może setny raz, wyjdę mu na spotkanie i przebaczę, bo, Jezu, Ty tego prosisz. Takie spojrzenie na świat i takie relacje z bliskimi, oświecone siłą, płynącą z przykładu i nauczania Zmartwychwstałego Jezusa, pomnaża pokój między nami i pomaga na wszystko spojrzeć z nadzieją – „Przecież nie jest tak źle, damy radę, bo Jezus był, jest i będzie z nami”.
Życzę sensownego i radosnego przeżywania świąt Zmartwychwstania Pańskiego!
ks. Waldemar Szyrwiński
Tygodnik Wileńszczyzny