Jak wiadomo, Sejm już dwukrotnie odrzucił kandydatów zgłoszonych przez prezydenta, co zresztą komentowałem, sprzeciwiając się w ten sposób narzucaniu przez głowę państwa tzw. „kieszonkowych prokuratorów". Posłowie w końcu mieli dość sytuacji, kiedy Grybauskaitė powolnych sobie „prokuratorków" wydobywała z rękawa niczym sztukmistrz króliczków z kapelusza. Sejmowe „gana" dotknęło prezydenckiego ego tak mocno, że gospodyni pałacu przy placu Daukantasa, rozwścieczona oporem, wręcz zapowiedziała, iż nowego kandydata nie przedstawi w ogóle, dopóki funkcjonuje dotychczasowy parlament. Potem musiała się zreflektować zagrożona tym, że sama zostanie wyeliminowana z procesu decyzyjnego w sprawie obsadzania kierownika prokuratury (w Sejmie padły propozycje, by to rząd przedstawiał kandydata).
Zaszachowana taką ewentualnością Grybauskaitė niby w geście ugody zaprosiła zarząd Sejmu do pałacu na niby naradę. Za zamkniętymi drzwiami miano się dogadać, by skrzyżowane rogi wreszcie uwolnić. Gdy jednak wiadomości z poufnej narady wyciekły do mediów, to wielu – zwłaszcza tych o słabszych nerwach – przyprawiły o porażenie narządów mowy. Bo zaiste można zaniemówić, gdy się niespodziewanie dowie, że spotkania w prezydenturze na najwyższym szczeblu przypominają schadzki mafioso, na których przedstawiciele świata przestępczego wymuszają na sobie decyzje wzajemnymi groźbami, szantażem czy oczernianiem oponentów.
Jak podaje wiarygodny na ogół w takich sytuacjach „Lietuvos rytas", spotkanie na szczycie w prezydenturze obfitowało w groźby i straszenie hakami ze strony głowy państwa. Grybauskaitė na początku domagała się od prezydium Sejmu, by te kolejne głosowanie nad trzecim już prezydenckim kandydatem na prokuratora generalnego ogłosiło jawnym. Głosowanie tajne bowiem chroniło potencjalnych niesfornych posłów przed gniewem gospodyni pałacu prezydenckiego, która nie wiedziała, na kim miałaby się mścić w razie niepowodzenia. Ponadto jawna ingerencja w prace parlamentu przez osobę nieuprawnioną podrażniło pewnie samolubność parlamentarzystów, którzy naciskom Grybauskaitė mężnie się sprzeciwili. I wtedy, jak ujawnia „L. r.", Grybauskaitė weszła w swoje zwyczajne emploi grożąc zaproszonym na naradę, że ujawni „operatyvinę pažymą", jaką ma na temat niektórych posłów, którzy mieli spotykać się w Koszedarach i coś tam spiskować przeciwko odrzuconej przez Sejm kandydaturze prokuratora Meilutisa. Prezydencki „hak" miał dotyczyć trzech posłów: socjaldemokratów Juliusa Sabatauskasa i Broniusa Bradauskasa oraz „darbietisa" Vytautasa Gapšysa.
Jeżeli Grybauskaitė liczyła, że po takiej bombie (a „operatyvinė pažyma", to przecież nie bułka z masłem) na posłów padnie blady strach, to bardzo się przeliczyła. Posłowie, którym zagrożono hakami, po prostu wyśmieli panią prezydent w żywe oczy. Sabatauskas np. pytał, „jaka była faza księżyca w momencie pisania pažymy", sugerując wpływy zjawisk paranormalnych na jej autorów, Bradauskas z kolei lakonicznie przypuszczał, że prezydent przyśniła sobie całe to zajście. „No, wiecie, kobiety czasami mają sny", kpił sobie z „pažymy" baron socjaldemokratów. Gapšys wręcz był okrutny szydząc z prezydenckich pogróżek „operatywnym" dokumencikiem, że „doradcy pani prezydent musieli coś źle usłyszeć podsłuchując w sejmowych toaletach".
I rzeczywiście można by sobie przednio podworować z prezydenckich operatywnych bibułek sfabrykowanych przez usłużnych lokajów ze służb, gdyby nie przedmiot całego cyrku. Sprawa przecież dotyczy szefa władzy sądowniczej, którego prezydent próbuje „mianować" uciekając się do gróźb i szantażu.
O samej istocie demokracji już nie wspomnę, bo przed Białorusią wstyd...
Tadeusz Andrzejewski
Komentarze
Nie będę kruszyła kopii o drobiazg.Według Wikisłownika jest tak, jak piszesz.Inne źródła określenie "odyniec" odnoszą wyłącznie do dzika. Cokolwiek Redaktor nie miał na myśli, to żadnej ujmy Mu nie przynosi, zwłaszcza, że felietonik jest świetny.
"odyniec - stary samiec samotnie żyjący, najczęściej w odniesieniu do dzika, a rzadziej żubra".
Być może redaktor tutaj miał na myśli właśnie żubra, chociaż dla większości odyniec rzeczywiście kojarzy się raczej z dzikiem.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.