I tak ma wyglądać rzekoma troska władz o edukację młodzieży szkół nielitewskich, którymi to sloganami karmiło nas ministerstwo oświaty i liczni politycy, metodą spycharki forsujący opresyjne wobec mniejszości prawo.
Skutki „troski" mamy tymczasem takie, o jakich przestrzegali specjaliści i uczciwi pedagodzy. Po wdrożeniu nowego prawa dla 15 proc. absolwentów szkół mniejszości narodowych drzwi uczelni wyższych na Litwie zostały zamknięte i guzik mnie obchodzi, że podobny procent „nielotów" z języka ojczystego mają też szkoły litewskie. Tam bowiem jest wszystko uczciwie. Uczniowie zaliczyli odpowiedni program, wiedzieli, co ich czeka na maturze.
Tymczasem w szkołach mniejszości narodowych „winą" absolwentów jest to, że nie zdołali za dwa lata odrobić strat za dwanaście lat. Że w stresie przedmaturalnym nie dali rady dodatkowo pochłonąć niezliczoną ilość lektur, których w swym programie po prostu nie mieli. Że nie wszyscy dali radę być „stachanowcami" i odrobić 800-godzinne zaległości za niespełna pół pięciolatki. Jak już kilkakrotnie ostatnio wspominałem, eksperci Komitetu Doradczego Rady Europy, bezstronni i apolityczni, w swym ostatnim raporcie na temat wdrażania przez Litwę Konwencji Ramowej akurat te zachowania naszych władz nazwali „dyskryminacyjnymi" wobec mniejszości narodowych, bowiem ustawiły one absolwentów w gorszej sytuacji w porównaniu z absolwentami szkół litewskich. Wychodzi więc, że to, co u nas władze nazywają „troską" o uczniów mniejszości narodowych, w Europie nazywa się dyskryminacją.
Rozumiem, że czasami tak bywa, iż politycy mogą mieć twardy łeb (aż nadzwyczajną moc, jak by zaśpiewano w gali piosenki biesiadnej), ale co w takim razie ma czynić strona „dyskryminowana", że jeszcze raz zacytuję ekspertów KD. Udać, że nic się nie dzieje i spokojnie czekać, aż politykierzy zdemolują tradycyjny model polskiej czy rosyjskiej szkoły na Litwie? Ministerstwo oświaty, całe tabuny polityków majstrujących przy oświacie mniejszości za każdym razem tylko imitowali dyskusję na ten temat, nie myśląc nawet o odstąpieniu od swych opresyjnych zamiarów wobec nich. Podobnie dzisiaj zachowują się władze miasta stołecznego Wilna, które za jedyny argument w dyskusji na temat tzw. „optymalizacji" mają hasło: „Trzeba wreszcie zrobić porządek ze szkołami". Naturalnie mniejszości narodowych, czego publicznie nie artykułują woląc robić swoje „patylomis".
Jak w takim razie powstrzymać „reformatorów"?, ponawiam pytanie. Moim zdaniem, w sytuacji, gdy władza tylko emituje dialog i pokazuje obłudną troskę, jedyną odpowiedzią może być jedność i determinacja rodziców, rad szkolnych, wszystkich, komu nieobojętny jest los naszych szkół. A dla płochliwych, względnie: nie życzących dobrze dla naszych szkół, którzy zawsze na podorędziu mają argument, że to i tak nic nie da, odpowiadam: już dało.
Bo jeżeli ktoś myśli, że rząd i Sejm tylko z dobroci serca przedłużył okres możliwej akredytacji dla szkół średnich, to jest on ciężko naiwny. Determinacja rodziców i broniących ich interesów polityków w Sejmie z Akcji Wyborczej uświadomiły dopiero rządzącym, że jest problem i trzeba dać czas, by z nim się zmierzyć na nowo. Również Temida, która ma być ślepa, ale i tak gazety przecież czyta i TV ogląda, z pewnością nie była obojętna na zdecydowane protesty rodziców zaniepokojonych perturbacjami edukacyjnymi swych pociech na najbardziej odpowiedzialnym etapie zdobywania wiedzy w klasach maturalnych. Naturalne, że sędziowie, pragnąc zachować obiektywizm, musieli uznać, że reorganizacja szkół na miesiąc przed rozpoczęciem roku szkolnego odbędzie się z wielką szkodą dla uczniów klas maturalnych, stąd wygrane w sądzie sprawy dotyczące tych szkół, które odważyły się bronić swych praw na drodze prawnej. Nie byłoby protestów, nie byłoby determinacji rodziców, nie byłoby też sądów i wspomnianych pozytywnych decyzji. Nie oszukujmy się.
Strajków nikt nie lubi. Są one jednak batem w demokracji na krnąbrne i nieuczciwe władze.
Tadeusz Andrzejewski
Komentarze
http://www.polskieradio.pl/7/1691/Artykul/1498510,Strajk-polskich-szkol-na-Litwie-Msza-zamiast-lekcji
wobec lietuviskiego barbarzyństwa każdy rodzaj protestu jest uzasadniony.
postępki simasiusa i benkunskasa kwalifikują ich do wyrzucenia z miasta na brudnych taczkach, razem z ich promotorami z zw i pkd.
trzeba wreszcie oczyścić tę stajnię lietuviskiego dzikiego antypolonizmu i zaprowadzić normalne europejskie standardy.
świadomie zaplanowana i przeprowadzona.
Zjednoczeni w różnorodności!!!
Czas już najwyższy, by zrozumieli to zaściankowi i zakompleksieni politycy litewscy z Landsbergisem i Grybauskaite na czele. Niech wreszcie dotrze do nich, że Polacy z Litwy zawsze pozostaną Polakami, a wszelkie próby ucisku tylko zwiększają naszą determinację i dążenie do zachowania polskości, tradycji i języka.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.